przyjaciel napisał(a):
Cytuj:
Na przyjazni opartej na pieniądzch, wzajemnej pomocy zdarza mi się że pokazuję przyjaciołom, czy znajomym Pana, choc na dziś nie są zainteresowani czyms więcej, a tylko takim, konkretnym podejściem.
Jezeli dobrze Ci rozumiem Jarku to wyznacznikiem prawdziwej spolecznosci Kosciola ,dla Ciebie ,jest "wspolnota majatkowa" czy tez szerzej "WSZELKA WSPOLNOTA"?
Raczej wskazałem, na to że pieniądze to nie wszystko (akurat napisałem troche o tym w innym temacie), a dla wielu osób jest to fundament na którym sie opierają i tak zyją. Tu i wcześniej, wspomniałem jedynie o ludziach, którzy nie chcą na dziś uwierzyć. Wyznacznikiem nie jest sama wspólnota majątkowa, bo kazdy moze dać ile zechce, jednak wielu wszystko sprzedało i przyniosło i kładli u stóp apostołów (dz. 4, 35)
To że wszystko mieli wspólne, oznacza tak jak oznacza np, w dz. 4, 32.
przyjaciel napisał(a):
Zastanawia mnie jednak ,czy aby nie jest tak ,ze i owszem sam chetnie bys wszystko dal ,ale tylko wtedy ,gdyby inni odpowiedzieli tym samym?
Czy nie widzisz tutaj jakiegos interesu-cos za cos?
Zastanawia mnie tez czy twoje poglady wynikaja z tego ze jestes "singlem"?
Bo tak sie sklada ,ze jezeli jestesmy w "wiezach malzenskich" to majatki sa wspolne-meza ,zony i dzieci.
Potrafilbys pokonac ich opor ,przekonac ich do dania wszystkiego innym?
A moze zostawilbys ich z majatkiem ,a sam odszedl bez niczego?
W tym co piszesz jest duzo teorii i idealizmu.
To troche tak jak marzenie dziewczyny o ksieciu z bajki.
Marzy i marzy ,az w koncu przekwita i zostaje stara panna.
Czy nie lepiej poszukac spolecznosci i w niej sprobowac zrealizowac swoje marzenia ,pociagnac do nich innych?
Czy nie lepiej podziekowac Bogu za "niedoskonala spolecznosc" i probowac ja udoskonalic ,chocby przez znalezienie w niej podobnie myslacych?
Moze to jest Twoja droga ,a nie czekanie i ocenianie?
Pozdrawiam
To dobrze że w sumie martwisz się o mnie i zastanawiasz czy aby dobrze idę. Jestem żonaty, choc tu też kiedys widziałem smutek w oczach żony gdy przestała być najwazniejsza, a i mnie to smuci, gdyż dopiero jak uzna Pana zrozumie cała sobą że zyskała a nie straciła. I nigdy mnie nie straci chyba że sama zechce odejść. Tak samo przecież jest z nami którzy wielbimy oblubieńca. Nie stracimy Go jesli sami nie odejdziemy i wytrwamy w Nim.
Z tym idealizmem to może faktycznie, ale wykarmiłem sie na świetle bijącym z biblii i doskonale wiem że będąc nie dość ugruntowanym na Panu, zostałbym jedynie zaduszony próbując za wcześnie mówić. Prawo do budowania maja jedynie męzowie mocno ugruntowani na Panu. A tak to dzieciak budowałby na pisaku. Tak powstało wiele wynaturzeń, a ja dołozyłbym od siebie. To że do dzisiaj tak samo jak kiedyś bardziej chcę aby to Pan budował, a nie ja pozostało i pozostanie. Dopóki zaś Pan nie powie, nie ruszę z miejsca bo do dnia dzisiejszego nigdy sie na Nim nie zawiodłem, zaś wielokrotnie zawiodłem się na swoich ludzkich pragnieniach, dązeniach czy marzeniach.
Najtrudniej jak widać po wcześniejszych rozmowach zrozumieć, że nie szukam społeczności abym mógł siebie realizować, choc miałem taki czas że tak szukałem, dla siebie. Znalazłem wspólnotę jednego chleba i jednej ofiary, na tym sie opieram i wzrastam, czego zyczę wszystkim, zarówno zyjących w wspołecznościach jak i zyjącym w rozproszeniu, gdzie jeden Duch Święty spaja, a nie sama przynalezność. Gdy ten mur przestaje istnieć nigdzie nie widzę ludzi którzy nie szukają Boga, lub że Go nie znajdują. Mówienie że swoją postawą, lekceważe sobie społeczności, albo że sa nie dość godne mnie, to jest ze świata i z ducha antychrysta. Jest to małostkowość która jest także we mnie, bo Pan uczy abysmy miłowali nieprzyjaciół nie przez wynoszenie się nad nich, a przez uniżenie. Paweł zas napisał, że nawet pieniędzmi mozemy posługiwać się do głoszenia.