Wyjście ze społeczności nie powinno być skutkiem lekkomyślnych decyzji, ale bywa bardzo bolesną ostatecznością. Z miejsc, w których tolerancja dla grzechu oraz fałszywego nauczania powoduje stan poważnego i postępującego zakwaszenia, należy uciekać, ratując własne zbawienie. Pismo mówi o tym, jakie decyzje należy podjąć, widząc konkretny grzech brata [Mat. 18:15-18], antyświadectwo w codziennym postępowaniu [I Kor. 5:9-13] czy herezję [Tyt. 3:10-11; II Jana 9-10]. Jeśli to nie pomoże, trzeba ratować samego siebie przed zakwaszeniem prowadzącym do duchowej śmierci.
Oczywiście ci, którzy nie mają ochoty na stosowanie biblijnych standardów w życiu kościoła, zawsze znajdą wytłumaczenie dla siebie i wymyślą teorię, że wszystkiemu winni są ci, którzy próbują stosować w praktyce to, co jest wyraźnie napisane. Dlatego brat, który grzeszy z Mat. 18:15-18 będzie odpowiadał bratu, który przyszedł go napomnieć, żeby "zaczął od siebie i nie osądzał". Wszetecznik, chciwiec, bałwochwalca, oszczerca, pijak i grabieżca będą się czuli bezpiecznie, bo przecież każdy, kto przyjdzie do nich w sprawie ich grzechu, zostanie oskarżony o "brak miłości", "szerzenie rozłamów" i inne grzechy. Heretyk i fałszywy prorok będą zapraszani do zborów i na konferencje jako "namaszczeni mężowie Boży", a ich krytycy zostaną oskarżeni o... krytykanctwo, zwalanie na innych, głupotę i promowanie rozwałki.
Gdy czytam takie teksty jak ten:
Cytuj:
Nie ma zboru doskonałego, przywódcy też są ludźmi i nie znam takiego, który nie popełnił błędu. Ale jeśli przyjmiemy postawę roszczeniową, i będziemy tylko mówić co jest nie tak, to jak kościół ma iść do przodu?
to mi się przypominają manipulatorzy z KRK, próbujący zatrzymać ludzi, którzy przejrzeli i wmówić im, że przecież papież też jest człowiekiem i żeby nie przyjmowali postawy roszczeniowej.
Nie wolno sugerować, że ludzie ratujący własne zbawienie są tymi, którzy mają jakąś złą postawę roszczeniową - bo jeśli ich roszczenia wynikają z Biblii, to po prostu są słuszne. Biblia nakazuje mówić, że coś jest nie tak, jeżli rzeczywiście coś jest nie tak. Nakazuje reagować tam, gdzie trzeba i określa sposób reakcji. Reagować może każdy i nikt nie pozostaje wolny od krytyki lub napomnienia. Mat. 18:15-18 dotyczy zarówno brata ustawiającego krzesła w zborze, jak pastora i radę starszych. Tych ostatnich nawet bardziej:
"Tych, którzy grzeszą, strofuj wobec wszystkich, aby tez inni się bali" [I Tym. 5:20]
Najgorsza jest taka sytuacja, że ludzi, którym najbardziej zależy na tym, żeby Kościół był przaśny [I Kor. 5:6-7], traktuje się jak "rozrabiaczy", a grzeszników się hołubi. Specjaliści od utrzymywania "klerykalnego status quo" potrafią mleć mózgi biednej trzody na miazgę i stosują wszelkie metody - od pochlebstwa przez manipulację poczuciem winy po zastraszanie - byle tylko nikt się nie odważył zajrzeć pod dywan, pod który zamiata się sprawy, które powinny być jawne. A jeśli ktoś już dostanie taką "szczepionkę", to nie tylko będzie się biernie zgadzał na wszystko, ale nawet będzie narzędziem do przekonywania "niesfornych", że np. zły przykład płynący ze strony starszyzny, błędne nauczanie zza kazalnicy czy tolerancja dla grzesznego życia tych, którzy dają największą dziesięcinę
są próbą dla trzody, jaka jest jej postawa wobec przeciwności i oznaczają, że powinni zacząć weryfikację od siebie. Koszmar!
