Białe na Czarnym, ja nie chciałam, abyś mi coś opowiadała, po prostu zdanie jest niezrozumiałe..(i nadal takim pozostało).
Cytuj:
Ja, zresztą przyczyny doszukuje się przede wszystkim w sobie i w swojej emocjonalności oraz szczerości. Mówię czasem mocne słowa i wyglądac może na to, że mogę być "niebezpieczna", a potem płaczę przed Bogiem w samotności, modlę się, wstawiam i przez wiarę błogosławię
Hm...wybacz, ale mi się znów przypominają moje przeżycia..Karmienie się pewnego typu nauczaniem sprawia, że człowiek na siłę poszukuje winy cały czas w sobie, właśnie doszukuje się przyczyn pewnych problemów w swoich emocjach, wypowiedzianych słowach itp..Nie jestem pewna, czy u Ciebie było to samo, ale pewne podobieństwa mi się rzucają w oczy.
Wmawianie ludziom, że wina leży po ich stronie, że to oni mają problem z nieprzebaczeniem, odrzuceniem, emocjonalnością, urazą, nienawiścią, złością etc
.* to specjalność niektórych pastorów i nauczycieli.
Chroni to ich samych ( nigdy oni nie ponoszą odpowiedzialności, a nawet w przypadku skrzywdzenia kogoś ofiara tej krzywdy zawsze doszukuje się winy w sobie i cierpi, jeśli szarpią nią negatywne uczucia. Postanawia jednak o niczym nie mówić, zamyka się w sobie, umartwia się- dalej jednak nie mogąc uzyskać spokoju ducha i zmienić swych uczuć. Czuje się złym chrześćijaniniem, takim, któremu Bóg ciągle nie może wybaczyć. Pozostaje w takim stanie, aż w koncu...wybucha...).
Nie czynię Cię "ofiarą Spichlerza" , po prostu przypomniałam sobie swoje udręki zwiazane z negatywnymi emocjami, które mną szarpały w związku z krzywdą, jaką zaznałam od pewnych braci i sióstr w wierze. Długo nie potrafiłam nawet na głos przyznać, że ktoś mnie skrzywdzil, że nie byłam winna, że to w ogóle możliwe...Myślałam o sobie bardzo źle. A do tego każda próba rozmowy na ten temat kończyła się konkluzją, że skoro chodzę w nieprzebaczeniu, to nie ma sensu ze mną rozmawiać i proponowano mi różnego rodzaju "uwolnienia" od mocy demonicznych chociażby.
Jacek natomiast widzi rzeczy prosto, mówi o tym wprost i nie ma w nim już poczucia winy. Targa nim "święty gniew", który oby nie zamienił się w długotrwałą urazę.
To też miałam. Kiedy odrzuciłam wreszcie poczucie winy, został gniew. Oburzenie, że ktoś mieniący się bratem mógł tak postąpić. Potem musiałam naprawdę wybaczyć( a nie mogłam, dopóki myślałam, że to ja jestem winna i zła). Proces trwał długo i bardzo bolał. Myślę, że jakieś ...pięć lat...
Teraz ostrzegam przed takimi "toksycznymi" zborami. Niektórzy uważają, że robię to "z zemsty". Trudno, ich problem. Ja po prostu wiem, że przebywanie w takim zborze wcześniej czy później kończy się źle, nie mówiąc już o fałszywych nauczaniach( z nich też się długo wychodzi, jest dużo niepotrzebnego lęku, wątpliwosci, są tacy, którzy w ogóle odpadają do Boga). Problem szczególnie dotyczy ludzi młodych.
Na forum "Spichlerza" wchodziłam krótko i zostałam tam potraktowana bardzo źle. Moich rozmówców nie cechowała postawa miłości, nie mieli też poznania Słowa , ani o Słowo generalnie nie dbali.Jeśli reszta tej społeczności to ludzie mający taką postawę i poglądy, to omijałabym ten zbór z daleka.