Axanna napisał(a):
Przy tamtej rozmowie (raz tylko) krzyczałam, bo gdy zaczęli mi udowadniać, jak to obraz uzdrawia, probowałam im powiedzieć o drugim przykazaniu z Dekalogu, ale za każdym razem, jak to mówiłam, działo się coś dziwnego - wszyscy coś gadali (jednocześnie) z wytrzeszczonymi oczyma, a nikt nie słuchał. Dlatego spróbowałam raz, drugi, potem trzeci - za każdym razem pogłaśniając, a na czwarty raz prawdziwie się darłam - bez najmniejszego oddźwięku, jakby czary jakieś się działy... dostałam chrypki, ale oni wcale nie słyszeli ...
Najwyraźniej masz do czynienia z ludźmi mocno związanymi duchowo, i nie walczysz z ciałem ani z krwią. Pewnie dlatego nie usłyszą tego, co im chcesz powiedzieć nawet na "pełnym podgłośnieniu". To by znaczyło, że więcej się trzeba o nich modlić, a mówić wtedy, gdy się otwierają.
Axanna napisał(a):
Zgadzam się, ale z drugiej strony co pozostaje? - w ogóle nie zaczynać i porzucić wszelakie próby? Przecież zależy mi na nich... ale rzeczywiście, dali mi do zrozumienia w sposób nader wyraźny, że nie chcą rozmawiać. Wystarczy że powiem "Jezus Chrystus" jak natychmiast teściowa już na kuchnie, siostra męża w łazience pali, a szwagier siedzi odwrócony plecami i pogłaśnia coś w telewizorze - zawsze jedno i to samo, jak po scenariuszu jakiemuś. Że to niegrzecznie, nikt się nie przejmuje.
Droga Siostro, powtórzę, że sądząc po objawiach najprawdopodobniej masz do czynienia ze związaniem duchowym tych ludzi. A jeśli tak, to nie spodziewaj się rozmowy na poziomie racjonalnych argumentów. Są ludzie, którzy usiądą i zaczną słuchać dopiero po tym, jak zostaną uwolnieni duchowo [Mar. 5:15; Łuk. 8:35].
"Bo chociaż żyjemy w ciele, nie walczymy cielesnymi środkami. Gdyż oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny, lecz ma moc burzenia warowni dla sprawy Bożej" [II Kor. 10:3-4]
Dobrze byłoby poprosić o stałą modlitwę wstawienniczą kilka doświadczonych w wierze osób z Twojego otoczenia i rozpocząć walkę, ale na zupełnie innych zasadach i na innym "terenie". Jeśli zechcesz, żeby nasza społeczność wzięła udział w tej walce, to daj znać na priva. Walczysz na ziemi, a trzeba stanąć do walki w powietrzu [Ef. 2:2; 6:12] i tam przygotowac teren do głoszenia Ewangelii. Mówię o zdrowej i dobrze pojętej modlitwie wstawienniczej. Nie zdziwiłbym się, gdyby Twoja rodzinka w jakiś szczególny sposób "zawierzyła się" demonom w ramach katolickiej religijności. Krótko mówiąc, moim zdaniem w tej sytuacji trzeba się modlić i dawać świadectwo swoim życiem, aż drzwi otworzą się do zwiastowania Ewangelii i wtedy przyjdzie czas na konkretne rozmowy.
Oczywiście piszę to wszystko na podstawie dostęnych informacji, ale objawy przytaczane przez Ciebie wskazywałyby, że póki co zdzieranie gardła niewiele pomoże, bo główny problem najprawdopodobniej leży gdzieś indziej. Ponieważ są to sprawy rodzinne, być może lepiej byłoby pogadać na priva - o ile wyrazisz taką wolę, oczywiście.