avelina napisał(a):
Smoku
gdzie mogę znaleźć świadectwo Twojej żony w temacie nakrywania głowy? Na UP znalazłam nauczania na temat małżeństwa a świadectwa jakoś nie widzę, może ślepa jestem?
Avelino, znalazłem świadectwo mojej żony i zamieszczam je poniżej:
Na prośbę jednej z sióstr postanowiłam podzielić się tym, w jaki sposób od bardzo zbuntowanej i niezależnej kobiety dotarłam do Bożego wzorca kobiecości, czego wyrazem jest, między innymi, nakrywanie głowy.
Zraniona duma
Myślę, że tak można by podsumować sedno uczuć, które buzują w sercach wielu wierzących niewiast, kiedy podchodzą do tematu uległości, zaś nakrywanie głów stanowi coś w rodzaju papierka lakmusowego w tej kwestii.
My kobiety wchodzimy do Kościoła, wnosząc całe feministyczne dziedzictwo współczesnego świata i przeważnie nie ma mowy, żebyśmy na wejściu potrafiły przyjąć Bożą perspektywę dla naszych małżeństw a co za tym idzie dla naszej roli w tym zadaniu. Znamy w końcu z historii całe wieki upokorzenia kobiet, traktowania ich w sposób przedmiotowy, a w najlepszym wypadku drugorzędny;z tej perspektywy propozycja apostoła Pawła jest absolutnie nie do przyjęcia. Dobrze pamiętam, jakie oburzenia wywoływały we mnie fragmenty mówiące o Bożym porządku w rodzinie i małżeństwie, o zakazie nauczania dla kobiet i tym podobne. Myślałam: “Co za wredny szowinista z tego człowieka. Nie wierzę, żeby to Bóg nas tak chciał poniżać. To jego problem (Pawła), on nie lubił kobiet i pewnie dlatego się nie ożenił.” Niestety oboje z mężem byliśmy wówczas pod opieką duszpasterską i nauczycielską pewnego brata, który głównie zajmował się udowadnianiem mi strasznego buntu i nieposłuszeństwa i w wielu sytuacjach dostawało się właśnie mnie, choć spodziewałam się korekty wobec mojego męża.
Ponieważ dopuszczono nas do służby rok po nawróceniu (o zgrozo! Nigdy tego nie róbcie!), można się łatwo domyślić, jakie były tego skutki w związku z moim narastającym buntem, frustracją i rozgoryczeniem. Rozumiałam, że moją rolą jest być kimś w rodzaju techniczno-duchowego zaplecza dla służby mojego męża – czy tego chciałam, czy nie. Było to jarzmo, które z trudem dźwigałam, że nie wspomnę o innych problemach, które przeżywaliśmy w tamtym czasie. Jednocześnie Bóg pokazywał mi w swoim Słowie wiele portretów kobiet i niezwykłe role, jakie przyszło im nieraz spełniać w Bożym planie. Nie znałam jeszcze wtedy Biblii, dlatego czytałam ją dość chaotycznie i jak popadło. Wydawało mi się niemożliwe, żebym za każdym razem przypadkiem trafiała na historie o kobietach, a zawsze mojej lekturze towarzyszyło takie ciepło, które mnie ogarniało, zupełnie, jakby Bóg mówił: “Nie zniechęcaj się, to nie jest tak, jak ci się wydaje. Czytaj i poznawaj.”
Przełom
Nastąpił w czasie naszego wakacyjnego pobytu w Puławach, jednej z bieszczadzkich wiosek zielonoświątkowych (jeżeli ktoś nie słyszał). Odwiedzając tamtejszy zbór w czasie nabożeństw, widzieliśmy nakryte głowy mężatek i zastanawialiśmy się nieraz nad tym w naszych długich wieczornych rozmowach. Na początku traktowaliśmy to jako swoiste dziwactwo, ot, miejscowy przejaw konserwatyzmu. Pytaliśmy też miejscowych, dlaczego tak i zawsze powoływali się na nauczanie Pawła, szczególnie I Kor. 11. Rozważając to wszystko przed Panem, czułam, że muszę być pewna, czy naprawdę to jest tylko “kulturowe” dziwactwo, czy przypadkiem nie coś znacznie więcej. Muszę tu dodać, że bardzo ale to bardzo chciałam, żeby nie okazało się to drugie. Gdzieś na dnie serca piekły nawarstwione rany, nadużycia w słowach i postawach różnych braci (wersja islam), którzy zresztą mieli nieraz widoczne problemy i kompleksy jako mężczyźni. (Nie piszę tego ze złośliwością; człowiek sam nie wie ile w nim niezrozumienia, utartych schematów, które nieraz sam stworzył na swój własny użytek). Pewnego razu wzięłam się za studiowanie I Kor. 11 i doszedłszy do końca strony poczułam ulgę – jakieś takie to niejasne i na pewno dotyczyło tylko Koryntianek, bo to były mieszkanki występnego miasta, więc Paweł chciał, aby się od reszty odróżniały. Jakież było moje rozczarowanie, gdy odwróciłam stronę i przeczytałam: “A jeśli komuś się wydaje, że może się upierać przy swoim, niech to robi, ale my takiego zwyczaju nie mamy ani też zbory Boże.” Co gorsza, rozdział te się zaczynał: “Bądźcie naśladowcami moimi jak też i ja jestem naśladowcą Chrystusa.” i w związku z tym następne wersety. Wtedy dotarło do mnie, że to, co czytam jest przecież konkretnym Bożym wzorcem w konkretnej sprawie i wcale nie tylko dla Koryntu. Za wiele tu duchowych, (a nie kulturowych) argumentów, więc konsekwencje świadomego lekceważenia tego również mogą być duchowe. Jednak wiedziałam, że nie jestem w stanie nakryć głowy, ponieważ nasze relacje małżeńskie były obciążone, a ja w głębi serca nie chciałam być uległa. Mimo to, zaczęłam się modlić, aby Bóg mnie uzdrowił jako kobietę, ukształtował Bożego mężczyznę w moim mężu i abyśmy w tej sprawie dotarli mogli do końca podobać się Bogu.
Decyzja
Sama decyzja to kwestia ładnych paru lat. Byliśmy w tamtym okresie w zborze, gdzie szydziło się otwarcie z takich kobiet (z nakryciami) i jakoś ta sprawa się u mnie rozmyła. Nie miałam odwagi, poza tym Bóg naprawdę zaczął mnie leczyć i to bardzo głęboko, bardzo boleśnie. Prawdziwym balsamem była dla mnie postawa mojego męża, który sam przechodząc głębokie zmiany, stał się Bożym narzędziem wobec mnie. Bóg burzył w nas wiele niewłaściwych wyobrażeń, cielesnych zachowań i przekonań zarówno w sprawach służby jak i w kontekście rodziny i trzy lata temu pewnego dnia w końcu postanowiłam to zrobić. Poszłam z szalem na niedzielne nabożeństwo i założyłam go zaraz po wejściu do środka, choć okropnie się bałam złośliwych uwag i komentarzy. Ale inaczej, co by to było warte?...
Nakrywam głowę w całkowitej wolności i radości, ze świadomością, że w takiej chwili chroni mnie autorytet mojego męża i od tamtej decyzji mój mąż nieraz modlił się nade mną w różnych sprawach, kiedy było mi ciężko – zawsze doświadczam niesamowitego błogosławieństwa Bożej interwencji i prawie czuję, jak Pan się z tego cieszy.
Nakrycie
Celowo używam tego określenia. Wbrew pozorom w Biblii nie było czegoś takiego jak “chustka” - to wariant bardziej słowiański i to raczej wsiowy, co nie jest rzeczą złą, oczywiście, bo przecież chodzi tylko o nakrywanie kobiecej głowy. Ja używam cienkiego szala, podobnie jak kobiety w Koryncie i innych zborach starożytnego świata (szal albo welon – tak to wyglądało). W czasach Reformacji były czepki a w XIX w. - kapelusze. To naprawdę nie ma wielkiego znaczenia i jest raczej kwestią umowy. Tutaj dopiero można się śmiało zgodzić, że wkracza kultura.
Z Bogiem - Smoczyca