I wrażenie i trochę obserwacji.
Kiedy patrzę na wielu chrześcijan dziś i ich słucham, zauważam dominującą tendencję: liberalne traktowanie Pisma, pobłażliwość dla grzechu( pojmowana jako "miłość"), niechęć do konfrontacji z prawdą.
Z drugiej strony- brak mocy Bożej( nieważne, czy społeczność ma się za charyzmatyczną czy nie- w charyzmatycznej dużo jest gadania o darach i mocy, preparowane są nawet świadectwa, wyznania,ale tak naprawdę to tylko...gadanie).
Nie ma uzdrowień, pororoctw, nauczanie jest marne( wybiórcze- a co się wybiera, to zależy od zboru. W jednych akcent jest na tym, że Bóg jest dobry i nas kocha, w innych akcent jest na uświęceniu( niby dobrze, ale znów- nie ma nauki o chrzcie Duchem, nikt nie napełnia się Duchem, z czasem można wpaść w depresję...).
Generalnie jednak mało kto chce się rozprawiać z grzechem we własnym życiu. Każdy człowiek zostaje doprowadzony do momentu, kiedy musi "puścić" coś, co ukochał, a co jest złe i grzeszne. U jednych będzie to jakiś nałóg, u innych narcyzm, jeszcze u innych cielesna pożądliwość, wszystko jedno,co. I wtedy taki człowiek zaczyna robić uniki( bo nie chce z tego pokutować, oddać to Bogu). A skoro czuje, że jest nie w porządku, zaczyna liberalnie podchodzić do grzechu w ogóle. Będzie mówił, że napominanie w kościele nie jest dobre. Zacznie dużo mówić o tolerancji. Wzywać do "miłości bliźniego". Omijać niektóre fragmenty Słowa Bożego lub interpretować je po swojemu( jak mu wygodniej). Im dłużej to trwa , tym gorzej. To tak, jakby niewyznany i nieodpokutowany grzech go oślepiał. Z czasem przestaje go nawet zauważać...
Najczęściej słyszę też: "Jakim prawem mnie upominasz!" czy: "jak śmiesz tak mówić, skoro ty sama na pewno jesteś grzeszna!"
Zapewne, jestem grzeszna. Ale kiedy Paweł mówił, abyśmy byli czujni, napominali się nawzajem, dopoki trwa to "co nazywa się dziś", to nie mówił tego do bezgrzesznych ludzi...
Potem to już idą oskarżenia o osądzanie innych i brak miłości.
I tak to wyglada...
A na spotkaniu w s z y s c y przystępują do Wieczerzey, podnoszą rączki, śpiewają , tylko jakoś sam na głos się nie modli...A po spotkaniu każdy zabiera się w swoją stronę, a jeśli się napatoczy na kogoś to pyta "A co tam w pracy?".
Tak mniej więcej wygląda dzisiaj kościół- to efekt mojego podsumowania z paru zborów, które mialam okazję w niedalekiej przeszłości odwiedzić.