O, jak miło porozmawiać konstruktywnie.
uczeń napisał(a):
Zbawienie nie traktuję jako bycie "po właściwej stronie procesu predestynacyjnego"

, ale po prostu rozumiem, że bez Bożego działania człowiek nie jest w stanie zrozumieć swojego stanu, (J. 6:44, 16:8) nie negując autentycznego wyboru w odpowiedzi na działanie Ducha Świętego. Swoją drogą nawet katolicy mówią o łasce która nas wstępnie do Boga przyciąga (prevenient grace - chyba po naszemu łaska uprzedzająca). Oczywiście mieszając to później z uczynkami i sakramentami...
Po naszemu nazywa się to "łaska uprzedzająca". Problem w tym, że łaska uprzedzająca działa na wszystkich ludzi, a nie na "wybranych" (a resztę Bóg tej łaski mocą swej suwerennej decyzji pozbawia, co skutkuje ich niemożnością przyjęcia zbawienia i potępieniem). Nawet Jana 6:44 należy czytać choćby razem z następnym wersetem, a Jan 16:8 mówi o tym, że Duch Święty przekonuje świat, a nie "wybranych". Bóg umiłował świat i działa łaską uprzedzającą na świat, oświecając swą światłością każdego, kto się rodzi na świecie [Jan 1:9 interlinia]. KAŻDY człowiek jest w stanie zrozumieć swój grzeszny stan dzięki sumieniu i Bożej łasce uprzedzającej, która nie jest jednak nieodparta i stąd się biorą potępieni ludzie.
Cytuj:
Chyba już lepiej rozumiem problem z „przyjęciem Jezusa” w kontekście ulotki. Wpisuje się to w ewangelię relacyjną, niejasno mówiącą o zbawieniu. Pierwsza jej strona mówi niejesno o celu jak ma dla nas Bóg. Druga strona mówi o grzechu:
Od samego początku zostaliśmy stworzeni do relacji z Bogiem (...) Od samego początku postanowiliśmy, że nie posłuchamy Boga i sami pokierujemy swoim życiem. Słusznie, ale akcent nieprzypadkowo pada na relację z Bogiem, bez pokazania całej obrzydliwości grzechu. Trochę jakby mowa było o niegrzecznym dziecku, co zabrał zabawki i poszło do innej piaskownicy... Strona 3 - mowa o wypełnianiu pustki duchowej. Strona 4 - jest mowa o przebaczeniu, ale zaraz też o nowej relacji z Bogiem. No i strona 5 mówi o ofercie przebaczenia i odbudowie relacji. Rzecz jasna w kontekście przyjęcia Jezusa. W czym problem? W Biblii kiedy głoszono Ewangelię, akcent generalnie padał na upamiętanie i uwierzenie. (Choć rzecz jasna terminy te straciły świeżość w naszym "chrześcijańskim" kraju.) I jakkolwiek prawdą jest, że Bóg oferując zbawienie oferuje także relację, to myślę, że jest wielu którzy chętnie "przyjmą Jezusa" ("Kto by nie chciał, zawsze starałem się żyć religijnie?") bez prawdziwego upamiętania i odrzucenia własnej sprawiedliwości. Płytkie głosznie grzechu na pewno to "ułatwi". Generalnie, przyjęcie Jezusa uważam o tyle autentyczne, o ile jest osadzone w kontekście grzechu i przebaczenia. Samo przyjęcie przebaczenia przez ofiarę Jezusa gwarantuje relację i przyjęcie Jezusa, nawet bez użycia konceptu "przyjęcia Jezusa", ale "nawrócenie" dla samej relacji jest duchową podróbką.
(Sam jestem "praktykiem" - zob. w "poznajmy się":
viewtopic.php?f=10&t=12&p=48057) W tym mój problem z akcentami.
Tutaj pełna zgoda. Moim zdaniem praprzyczyną tego wszystkiego jest zamiana t'szuwy na metanioę. Czyli odejście od korzeni.
Cytuj:
Zgadzam się ze zdolnością przyjęcia (jasne nie mówimy o nawróceniu na niby dzięki "nieodpartej łasce"). Martwię się tylko czy pochopnie mówiąc "przyjmij teraz" a za chwilę "fajnie że przyjąłeś" nie deprecjonujemy Bożego przywodzenia do upamiętania. (Nie twierdzę Smoku, że to robisz). I oczywiście literalnie nikt chyba się nie modli "oto Boże niniejszym łaskę Ci czynię", miałem na myśli hiperbolę. Problem w tym czy dopuszczamy się zaburzonego poczucia proporcji między nami a Bogiem. A myślę, że mogą to robić nawet wierzący. Wystarczy posłuchać świątecznych kazań pastorów o tym jak Jezus rodzi się w naszym sercu niczym w stajence.

Myślę, też że sam fakt intelektualnego zrozumienia, że przyjęcie Jezusa jest jednorazowe i nie następuje przez połknięcie nie koniecznie gwarantuje upamiętanie. Sam jestem tu "praktykiem" - (zob. w "poznajmy się":
viewtopic.php?f=10&t=12&p=48057) - wielu jest nienawróconych, którzy myślą że Jezusa przyjęło. Piszesz jednak, że następuje to przez wiarę w Jego imię - zakładam że mówisz o wierze autentycznej. Nie ripostuję więc, lecz wyjaśniam nieporozumienie.
Tutaj raczej bym powiedział, że następuje intelektualne przyjęcie pewnych prawd i w tym sensie jest to "nawrócenie", ale często nie ma upamiętania, a tym bardziej nowego narodzenia. Sama świadomość swojej grzeszności i faktu, że Bóg łaskawie nam odpuszcza winy, kasuje moim zdaniem wszelkie poczucie zasługi, że się tę łaskę przyjęło. Myślę, że nikt, kto się nawraca rzeczywiście i w sercu, nawet nie myśli nad tym, czy ma "zaburzone poczucie proporcji" - po prostu rzuca się w Boże ramiona, szukając ratunku przed potępieniem. Coś mi się zdaje, że takie myślenie o "zaburzaniu proporcji" pojawia się dopiero wtedy, gdy ktoś trafi na jakiegoś kalwińskiego "specjalistę". To mnieje więcej tak, jak z doktryną o Trójcy - intuicyjnie mało kto ma z tym problem, dopóki nie trafi na "specjalistów" z tej dziedziny.
Cytuj:
Co do samego Rz. 9:16. W istocie bezpośrednie sąsiedztwo nie mówi o zbawieniu (sorry za zbyt luźne cytowanie), choć dalszy ciąg myślowy mówi o usprawiedliwieniu i zbawieniu. Nie chcę tu wchodzić w szczegóły na ile bezpośrednio powołanie skutkuje zbawieniem (wyczuwam, że w tym cały "hak", a ja nie miałem zamiaru otwierać kalwińskiej puszki Pandory), choć osobiście wolę widzieć tu także naukę dla siebie jako "nawróconego z pogan". I kiedy czytam "zmiłuję się nad kim się zmiłuję" itd. jako prosty chłop z centralnej Polski widzę po prostu, że łaska polega na Bożym miłosierdziu, a nie moim roszczeniu. Lecz jako chłop prosty nie przeczę także, że Bóg chce by wszyscy byli zbawieni. Nie drążę jednak, szczegółowe zrozumienie tego fragmentu nie jest tu sprawą kluczową.
Dalszy ciąg myślowy, podobnie jak cały kontekst - ze słowami "zmiłuję się nad kim się zmiłuję", które są cytatem z II Mojż. 33:16-19 w kontekście rozdziałów 32 i 33, mówiących o zachowaniu wybrania Izraela mimo jego grzechu, a nie o uzyskaniu zbawienia przez każdego człowieka. Podobnie jak rozdziały 9-11 Listu do Rzymian mówią o powołaniu, wybraniu i umiłowaniu Izraela oraz jego roli w Bożym planie zbawienia ludzkości, a nie o wybraniu do zbawienia każdej osoby.
Łaska jest łaską i polega na Bożym miłosierdziu. Bóg jest Bogaty w miłosierdzie i chce się zmiłować nad każdym człowiekiem, bo umiłował świat. Myślę, że tutaj się zgadzamy, więc puszki Pandory otwierać nie trzeba.
Wracając do tematu, w materiałach szkoleniowych mamy do czynienia z ewangelizacją w stylu "light", kładącą nacisk na relację z Jezusem, a diagnoza stanu grzesznika jest co najmniej spłycona. Wynika z tych materiałów, że człowiek nie jest zbawiony od wiecznego potępienia, tylko od... duchowej pustki, braku spełnienia w życiu oraz efektów terapeutycznych. A przecież nie to jest istotą sprawy.
Ciepło pozdrawiam. Dobrze jest czasami słuchać zastrzeżeń - od razu człowiek jest zmuszony więcej myśleć i więcej widzieć. Żelazo ostrzy żelazo...[/quote]