Po dłuższym namyśle postanowiłam się odnieść do Twojej wypowiedzi.
wujcio napisał(a):
Osoby pozostające w zborze mogą się czuć i czują się odrzucone, bo co ja zawiniłem, mogłem zawinić, że brat/siostra opuścił zbór, zaraz, zaraz nie zbór, mnie opuścili !! Mam dla lepszego samopoczucia stwiedzić, iż "odpadli od wiary, nie wytrzymali" ? Często się zastanawiałem, czy ludzie odchodzący od zboru zastanawiają się, iż porzucają innych zborowników, a nie organizację. Czy rozumieją jak się czują opuszczeni, nie mówiąc o pastorze ?
Tu właśnie widać to myślenie, o którym cały czas rozmawiamy - ludzie potrafią "mieć ze sobą społeczność" tylko w zborze, więc jeśli ktoś opuszcza zbór, opuszcza równocześnie każdego ze zborowników. Bo zborownicy cierpią na zanik woli/możności/chęci/motywacji/inicjatywy, albo wszystkiego tego na raz i nie mieści im się w głowie, że z bratem można utrzymywać znajomość poza zborem. Nawet jeśli są te wszystkie pikniki i zbiorowe mycia okien kościelnych czy wyjścia do kina, to i tak w ramach kościoła, bo to kościół organizuje. Ludzie są bezwładni, dają się tylko nieść. Powiem Ci coś, wujciu: gdyby między tymi ludźmi było prawdziwe braterstwo i przyjaźń nie miała by miejsca sytuacja, którą opisujesz, czyli opuszczenie zboru=opuszczenie ludzi, bo tak się dzieje tylko, kiedy wszyscy mentalnie utożsamiają kościół z Kościołem.
Cytuj:
Często robią to bez słowa wyjaśnienia. A pozostający nie wiedzą, a może jesteśmy w zwiedzeniu, może rzeczywiście należy " uciekać ". Czasmi może to gorszyć. Bo co to jest organizacja, czy organizm. Widział ktoś kiedyś organizm, któremu odcięto rękę, a on nie reagował ? A druga ręka mówi no to i ja sobie pójdę.
Przepraszam, ale organizacja a organizm to w przypadku Kościoła przeciwstawne rzeczy. Właśnie dlatego ciężko zaobserwować jakiś specjalny żal po odejściu ręki czy nogi wśród reszty - dla organizacji idea elementu organizmu jest abstrakcyjna, bo idea organizmu w ogóle jest abstrakcyjna. To jest tak: czym jest kościół? Ciałem, organizmem, wiadomo. Skąd to wiadomo? Ano Pan Jezus tak powiedział, czyli tak JEST. I tu właśnie jest haczyk: nie wystarczy czegoś nazwać kościołem, rzeczy to się automatycznie stało ciałem. Nie wystarczy użyć tych samych nazw.
Cytuj:
Czy uciekinierzy mieli do tego podstawy, czy było to prowadzenie Pana, czy jak przychodzili do zboru to Pan ich przyprowadził ?
Znam takich, co jak przychodzili do zboru, no to oczywiście Pan ich tu postawił, tacy wiecie "duchowi", ale jak opusczali zbór to też im Pan polecił. Nie muszę mówić, iż pomiędzy tym przyjściem/opuszczeniem nic się takiego w zborze nie wydarzyło. Nie odeszli do nowej służby,
nic się nie wydarzyło w ich życiu po opuszczeniu co potwierdzałoby, iż rzeczywiście to było potrzebne. Takich co to otrzymywali proroctwa i publicznie się nimi dzieli, iż mają pozostać w zborze, a za " 2 niedziele " już ich nie było
.
Znowu przepraszam, ale kto określa, co jest potrzebne w życiu braci? My? A może na przykład Bóg? Czy gdyby On tak zdecydował, że ktoś ma do zboru przyjść, a potem, że ma z niego wyjść, to czy wolno Mu?
Cytuj:
Czy opuszczenie zboru, pozostawanie poza zborem, nie jest po prostu wykrętem, pójściem na łatwizne, czasami po prostu lepiej "zrzucić" balast ludzi chorych, biednych, których trzeba nauczać, zrzucić odpowiedzialność za zmianę myślenia tych " obojętnych" o czym pisze Elendil itp. itd. Po co zajmować się ludzmi ( w rzeczywistości będącymi braćmi/siostrami ), którzy po prostu są biedni, słabi w biblijnym znaczeniu, przecież oni są tacy cieleśni. Gdzi indziej są "fajerwerki" lub po prostu domowe zacisze i dorabiania ideologii do " kościoła domowego".
A czy pozostawanie w zborze nie jest niepotrzebnym umartwianiem się, heroiczną walką z problemami, które sami sobie stworzyliśmy?
Najpierw je stworzyliśmy tworząc instytucjonalne kościoły, a teraz próbujemy je sprzedać innym poprzez szantaże duchowo-emocjonalne w stylu "No co, zostawisz nas, uciekniesz, tak?", "Unikasz odpowiedzialności", albo tradycyjne (także w świecie) "Masz się za lepszego od nas!" Mówisz o biednych i chorych, których trzeba nauczać... to jest efekt podziału na kler i laikat, który to podział sprawił, że ci po zewnętrznej stronie kazalnicy zaczęli mieć zanik mięśni duchowych, są bezwładni, bezbronni i całkowicie niesamodzielni. Najpierw się zrobiło z nich kaleki, a teraz się ma pretensje, jak ktoś ich nie chce nosić na rękach i karmić przez słomkę
Co do fajerwerków to chybiłeś, bo ludzie którym nie podoba się organizacja nie są zainteresowanie duchowymi efektami specjalnymi, które żeby oglądać, trzeba pójść do odpowiednich zborów właśnie. Co do kościoła domowego to nie wiem co masz na myśli, ale na pewno do spotykania się po domach nie trzeba "dorabiać ideologii", bo została już dorobiona przez apostołów.
Cytuj:
Może być tak, że w zborze nie ma jedności, ale czy mamy o tę jedność " bojować " , a jeśli tak to jak długo, czy w przypadku braku jedności mogę sobie pójść ?
Obawiam się, że w zborze nie może być albo nie być jedności- to zbór może jednością być, albo nie. I pytanie mam do Ciebie, inaczej postawione niż to Twoje: czy jeżeli grupa ludzi za nic nie chce być jednością, to w jakim celu tkwić w śród nich? Czy nie są uparcie nieposłuszni Bożej woli w kwestii kościoła, który ma być jednością? Po co brać udział w tym nieposłuszeństwie?