aolsza napisał(a):
Widzę, że 'Spontaneous worship' rozkręca się, słyszę, że w kilku wspólnotach ta muzyka New Age w Polsce jest juz praktykowane od pewnego czasu, a ponizej link - prorocze uwielbienie w Rydze -
https://www.youtube.com/watch?feature=p ... jOci1VrJnEJeszcze parę lat temu gdybym tam był, to bym powiedział: Jakie namaszczenie!!! Jaka Boża obecność!!! Jakie wspaniałe uwielbienie!!!
Tak by było
Żyłbym sobie spokojnie i nienerwowo bujając się od nabożeństwa do nabożeństwa wchodząc w trans emocjonalny. Zamiast szukania obecności Bożej, czytania Słowa Bożego, by znać Jego wolę, szukałbym "namaszczeń", "dotknięcia Bożego".
To nic, że po każdym takim spotkaniu nawracałyby stany lękowe i depresyjne. To nic, że nie myślałbym o pokorze przed Bogiem i nic nie wiedziałbym o swojej grzeszności. To nic, że moje życie duchowe popadałoby w ruinę ale to przecież jest tak mało istotne, że nie ma co sobie tym zawracać głowy, bo po co? Przecież i tak Bóg mnie kocha. Nawet bym nie musiał wyznawać grzechów przed Bogiem, bo po co? Jakaś siostra przecież mnie oczyści ( 01.36s. pojawiają się czerwone flagi, które symbolizują krew Jezusa - cel machania -oczyścić pomieszczenie i osoby z wszelkiej złej demonicznej działalności <każdy kolor za coś odpowiada> - najlepsze w tym wszystkim jest to, że ta osóbka nie zdaje sobie nawet sprawy z tego co robi, bo dla niej, to tylko element wizualny - taki fajny gadżet w kościele - dla lepszego bajeru. Sam machałem, to wiem, że tak może być)
Emocje, emocje, emocje. Wszystko ma jeden cel. Jak się nie ma społeczność z Bogiem, to należy sobie taką społeczność stworzyć. Jak zrobić aby ludzie pomyśleli, że jest z nami obecność Boża? Ano tak: Dobra muza - najlepiej relaksacyjna - śpiew na językach (przynajmniej nikt nie wie o czym śpiewam, modlę się <nikt nie usłyszy jaki stan jest mego ducha>,dodatkowo trochę efektów wizualnych i...i jest. Duch święty się pojawia pośród nas
Dotyka, namaszcza, przechadza się pośród nas. Jak Go rozpoznać? To proste. Przecież co drugi płacze, ktoś się gdzieś kołysze w błogim bożym spokoju, ktoś pada pod Jego mocą itd.
Ciekawe jest to w tej obecności, że trwa ona tak długo jak długo trwa uwielbienie. No może jeszcze czasami coś nas potrzyma z parę godzin po. A co później? A później wracamy do swoich problemów, tęskniąc za Bożą obecnością i wyczekujemy następnego spotkania, by móc się znowu nafazować Nim. I tak w kółko. Zaczynamy się uzależniać od czegoś takiego.
To smutne ale tak jest. Z Bogiem to nie ma nic wspólnego. To tylko emocje, emocje, emocje.
Już najwyraźniej łowcom namaszczeń oklepały się standardowe uwielbienia ( z efektami wizualnymi w tle), to czas najwyższy na rozpoczęcie czegoś nowego <choć nowe to nie jest - przyznajmy to szczerze - ten kto takimi zjawiskami się interesuje to wie. To jedynie być może zaczyna tylko wchodzić do nas na większą skalę.)
Przepraszam za sarkazm i cynizm w swym poście ale wiem co piszę, gdyż wiem niektóre rzeczy z autopsji. Sam co prawda nie stałem się łowcą namaszczeń, bo nie zdążyłem (chwała Bogu), ale znam takich co nimi byli. Słuchałem ich świadectw, rozmawiałem i wiem, jakie były tego namaszczenia owoce (stany lękowe, depresje, a czasami myśli samobójcze). Na szczęście większość tych ludzi wyszła na prostą, Pan Jezus musiał leczyć i opatrywać po rzekomych spotkaniach z "Nim". Niestety, tak to jest. Ktoś może powiedzieć, że wina leży po stronie wierzącego, a nie nauczania, kościoła czy uwielbienia. Może i tak. Może i jest tak jak ktoś mówi. Ja jednak wiem czym to dla mnie i dla innych się skończyło. Odejściem od Boga, grzechem, dołami psychicznymi i ruiną w rodzinie. Może za mało się uduchowiałem, a może za mało machałem w swym domu czerwoną flagą. Może. Za dużo było w mym życiu tych może, a za mało Słowa Bożego i Pana Jezusa. W zamian oferowano mi wspaniałe emocje i odczucia
Ostrzegam. To działa tylko jakiś czas. Od spotkania do spotkania. Od "namaszczenia" do "namaszczenia". Jeżeli jest tak w naszym życiu, że w tygodniu jest z nami coś nie tak, a na spotkaniu w kościele "odżywamy", to wiedz, że coś się dzieje. Warto wtedy zastanowić się nad swoimi owocami i tym z kim mamy tak naprawdę społeczność, z Bogiem czy z grupą uwielbienia.
Dodatkowe emocje wzbudził dzisiaj we mnie pewien gościu, którego zobaczyłem w linkach obok, a który został tam zaproszony: JOHN CROWDER.
Jeżeli kogoś takiego zaprasza się do kościoła, to już chyba nie mamy o czym mówić. Dla mnie sprawa jest jasna i oczywista, kto za nim stoi. Tu zapodaje link do filmiku tego "męża bożego"
Ciekawi mnie to czy głosił tam o "Jehovahuana" Dla niezorientowanych - to takie ćpanie Boga.
Nie oglądaj jak nie chcesz psuć sobie dobrego humoru.
http://www.youtube.com/watch?v=aGiVwQDukSATo Jego osoba spowodowała, że postanowiłem napisać ten post. Mam nadzieje, że nikogo nie uraziłem swoim sarkazmem. Jak tak, to przepraszam.
Pozdrawiam