wujcio napisał(a):
Zastanawiamy się jak należy rozumieć werset Mat. 10:38. Generalnie jest on tłumaczony np. Mat 10:38 bw "(38) I kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien.".
Ale jest jedno tłumaczenie ( Nowa Biblia Gdańska), które nie mówi o braniu krzyża, ale o ... rozumieniu swojego krzyża ( tematem wątku jest nowe spojrzenie) - Mat 10:38 nbg-pl "(38) i kto nie zrozumie swojego krzyża, a idzie za mną nie jest mnie godny."
Tłumaczenia Biblii są niedoskonałe. Często tłumacze muszą decydować, jak obchodzić się z danym fragmentem, jeśli można tłumaczyć go na wiele sposobów. Często kontekst jest decydujący. Czasem też tłumacze muszą włożyć swoją interpretację w tekst, a czasem nie muszą, a po prostu
chcą po swojemu "przetłumaczyć", a zarazem "wytłumaczyć" zgodnie ze swoim zrozumieniem "Boga, Pisma i tradycji" i tak robią. A my później czytamy "tłumaczenie", czytając je często z interpretacją, nadinterpretacją, albo nawet dodatkiem "tłumaczy". Niestety istnieją "tłumaczenia", w których taki "element interpretacji" jest zbyt intensywny. Takim "tłumaczeniem" jest zacytowana przez Ciebie "Nowa Biblia Gdańska" (proszę nie mylić z Uwspółcześnioną Biblią Gdańską). NBG dyskwalifikuje się przez liczne błędy i "swoiste tłumaczenie" wielu fragmentów. Gorszy jest chyba już tylko "Przekład Nowego Świata" organizacji "świadków Jehowy". Jeśli przykładowo dane "tłumaczenie" Biblii mówi nam, że zamiast wziąć na siebie codziennie swój krzyż (Łk.9:23), należy raczej co dzień ten swój krzyż "
odrzucić", to pozostaje tylko jedno: przed takim "tłumaczeniem" ostrzegać! Co też robiono w następującym wątku:
http://www.ulicaprosta.net/forum/viewto ... f=1&t=1373Całe Słowo Boże bezspornie wymaga zrozumienia jego treści - poselstwo o niesieniu swojego krzyża oczywiście też. Natomiast krzyż należy "wziąć na siebie codziennie", a nie w zamian tylko "zrozumieć", czy wręcz "odrzucić". Zatem apeluję o celowe ignorowanie tego przekładu w rozważaniach o krzyżu, a najlepiej w jakichkolwiek rozważaniach.
krecik napisał(a):
Więc pytam co jeszcze nie jest krzyżem ? Oraz co nim jest ?
"
Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je." (Mt.10:37-39)
"
Potem mówił do wszystkich: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie? Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów." (Łk.9:23-26)
Moje zrozumienie "własnego krzyża":
1.) Dla kogo to jest?
Wzięcie krzyża jest WARUNKIEM do pójścia za Mesjaszem dla KAŻDEGO, kto chce być jego uczniem - bez wyjątku: "
Jeśli kto chce iść za Mną" musi to zrobić. Dlatego Jezus "
mówił do wszystkich" to, co tutaj mówił.
2.) Jak kiedyś wyglądała rzeczywistość niesienia krzyża?
Krzyżowani byli zazwyczaj niewolnicy. Skazańca rozbierano do naga i pozbawiano go wszelkich praw. Musiał pożegnać się z wszystkim, co kochał. Gardzono nim. Jego oprawcy mogli zadawać mu cierpienia wyżywając się na nim bezlitośnie do woli. Szedł on niosąc narzędzie swojej śmierci lub przynajmniej jego część. Ten "ostatni pochód" i jego ciężar zajmował go całkowicie fizycznie i mentalnie. Szedł przecież na pewną śmierć, ponieważ
nawet po natychmiastowym ściągnięciu z krzyża i natychmiastowym zapewnieniu najlepszej wtedy dostępnej opieki medycznej dwóch z trzech skazańców umierało. Kiedy już był ukrzyżowany, gwoździe ostatecznie uniemożliwiły mu poruszanie dłońmi i stopami - wbrew jego woli.
3.) Jak dzisiaj wygląda niesienie "własnego krzyża"?
Wejście na
wąską,
wzgardzoną przez świat drogę prowadzi wyłącznie przez
ciasną bramę (Mt.7:14). Brama jest tak ciasna, że nie można wejść tam na swoich warunkach i o swoich siłach (Łk.13:23-28). Wszyscy ludzie - każdy jeden - jesteśmy jako grzesznicy w swojej naturalnej kondycji winni, a także
odziani w pychę, w swoje spore mniemanie o własnej sprawiedliwości. Z tego powodu jesteśmy "zbyt grubi" żeby się przez tą ciasną bramę na wąską drogę przecisnąć (Mt.19:23-26). Tutaj trzeba koniecznie pomocy z zewnątrz. I ona jest dostępna: Syn Boży zapłacił za nasze wejście przez ciasną bramę, oraz sfinansował pielgrzymkę przez wąską drogę i przebywanie wieczne w miejscu docelowym pielgrzymki. Ze swojej łaski, przez wzgląd na swoją zapłatę Pan sam przeciska grzeszników przez zbyt ciasną dla nich bramę, zabierając ciężar ich grzechu na swoje ramiona. Syn przemienia grzeszników w Świętych Bożych umiejscawiając ich następnie na wąskiej drodze i prowadząc ich dalej. Nie mamy praw do chodzenia skrótami według własnych planów, ponieważ w zamian za zaszczyt podążania na wąskiej drodze
musieliśmy zdać wszelkie własne prawa, całe swoje życie, u stóp Pana tej drogi. Wszelkie zejście z wąskiej drogi oraz cofanie się, a nawet samo oglądanie się wstecz jest nieautoryzowane przez Pana drogi (Łk.9:62). JEŚLI na tej wąskiej drodze będziemy trzymać zdrowa dietę zalecaną przez Pana drogi - który jest jej Projektantem, który sam tą drogę przeszedł oraz który samo przejście i wszelki odpowiedni pokarm finansuje -, zachowamy szczupłą "figurę". Pielgrzymowanie
według Jego woli w każdej dziedzinie naszego życia jest tym pokarmem (Jana 4:34). Pozostaniemy wtedy we właściwej kondycji, żeby czuwając krok po kroku posuwać się dalej na wąskiej drodze i dojść zwycięsko do samego celu. Musimy jednak
codziennie rezygnować z
"NASZYCH" praw do tłustych, niezdrowych potraw. W przeciwnym wypadku być może tak przytyjemy, że droga będzie dla nas zbyt wąska. Potkniemy się i sturlamy się z górki ulokowanej po bokach drogi. Jednak dobrowolnie
codziennie nawet mimo trudności rezygnujemy z tych "naszych" praw. Staliśmy się przecież dobrowolnie
jego niewolnikami, składając
wszelkie prawa do nas, naszego zdrowia i planów, naszych małżonków i dzieci, naszej pracy i pieniędzy u jego stóp. To wszystko stało się Jego własnością i On nią dysponuje. A jest tak dobrowolnie, ponieważ kochamy Pana drogi, który jest głównym celem naszej pielgrzymki po niej. On nam ku temu udzielił swojego Ducha i wzmacnia nas dalej. Jesteśmy Mu wdzięczni za tę drogę i nie mamy zamiaru z niej schodzić.
Nawet jeśli członkowie naszej rodziny i inni nie będący na tej drodze szydzą z nas, kiedy
stoimy po stronie Pana.
Kochamy Pana po prostu
bardziej! Wspominamy jego zwycięską pielgrzymkę po tej drodze i bierzemy z niego przykład. Pan jest zarazem naszym Narzeczonym, a my - stęsknieni za Nim - mamy nadzieję, że jeszcze przed regularnym końcem pielgrzymki On sam wyjdzie nam na spotkanie. Tym chętniej chcemy trzymać dietę, żeby podobać się naszemu Narzeczonemu. Liczy się dla nas On sam.
On jest naszym życiem. Nie chcemy też oglądać się wstecz, by zerkać w miejsce, w którym sterczeliśmy przed wejściem na wąską drogę.
To miejsce dla nas umarło, a my dla tego miejsca.
"
Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie." (Gal.2:20)
"
Co zaś do mnie, niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja dla świata." (Gal.6:14)