Pewien bliżej nie zidentyfikowany chrześcijanin na facebooku - dalej w tekście: facebookowiec napisał(a):
Za czasów Jezusa ludzie byli uzdrawiani i wypędzane były demony. Tak samo jest teraz. Bóg ma swoich ludzi, którzy wypędzają demony i uzdrawiają innych ludzi. Po tych znakach poznasz kto pochodzi od Boga, a kto nie.
Na uzasadnienie swojej wypowiedzi "facebookowiec" zacytował Mk. 16:17-18: "
A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą, węże brać będą, a choćby coś trującego wypili, nie zaszkodzi im. Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją."
Powyższe rzeczy "towarzyszące" wierzącym mają głównie
jeden ważny cel, jak czytamy dalej po tym fragmencie: "
Oni zaś poszli i wszędzie kazali, a Pan im pomagał i potwierdzał ich słowo znakami, które mu towarzyszyły" (Mk. 16:20). Bóg chce przez znaki i cuda uwiarygodnić swoje Słowo. Ważne jest przy tym, że to właśnie Słowo Pańskie stoi w centrum, a nie cud. Dawca, a nie dar. Natomiast po wpisach jak powyższy czasem ma się wrażenie, że fascynacja cudami przeważa, a Słowo Pańskie jest jedynie czymś w rodzaju instrumentu, który tu i ówdzie jest potrzebny, żeby wywołać pożądane efekty. Fakt, że te znaki towarzyszą wierzącym, nie oznacza, że dzieje się to notorycznie i u każdego wierzącego w takim samym stopniu. Przykładowo jeśli wierząca osoba jeszcze nie była w sytuacji, w której stała przed człowiekiem opętanym, to nie miała też "okazji", żeby wyganiać demony. Wielu wierzących nigdy nie miało takiej "okazji" i może nie będzie jej miało. To nie znaczy, że brakuje im "punktu kwalifikacyjnego", żeby zaliczyć się do tych, którzy "pochodzą od Boga". Dalej: jeśli zdanie "Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją" dotyczyłoby każdego spotkania wierzącego człowieka z chorą osobą i każdej modlitwy o uzdrowienie, to tacy wierzący jak "facebookowiec" śmiało mogliby zademonstrować swoją wiarę w najbliższym szpitalu, zamiast marnować swój czas na facebooku. Ale tak nie robią, bo to "uzdrowienie z automatu" nie działa, a oni o tym wiedzą. Najwyraźniej Pan nie przewidział "cudów z automatu".
Te rzeczy nadal się dzieją, to prawda. Jeśli Pan nas przy głoszeniu Słowa tak prowadzi, żebyśmy się o chorą osobę pomodlili, to nie bójmy się tego uczynić. Ale nie dzieje się to "seryjnie" w taki sposób, jaki to sobie wyobrażają ultracharyzmatycy i
ich rzekomi nowi apostołowie. Słowo Boże nigdzie nie mówi o tym, że uczniów Jezusa
poznaje się po dokonanych cudach i znakach. Natomiast owoc Ducha jest koniecznie oczekiwany, z miłością na czele (Gal. 5:22-23, Jana 13:34-35).
A tak ogólnie na temat czynienia cudów: apostoł Paweł - mimo licznych cudów, które Pan przez niego czynił (np. Dz. 28:8) - radził też sięgnięcia po "medycynę", zamiast gromić brata za "niewiarę" (1.Tm. 5:23). Więcej: nawet sam nie był w stanie uzdrowić swojego przyjaciela "na zawołanie": "
Bo rzeczywiście chorował tak, że był bliski śmierci; ale Bóg zmiłował się nad nim, a nie tylko nad nim, lecz i nade mną, abym nie miał smutku za smutkiem." (Flp. 2:27)
Co do dwunastu apostołów, to Pan działał rzeczywiście cudownie: "
A dusze wszystkich ogarnięte były bojaźnią, albowiem za sprawą apostołów działo się wiele cudów i znaków" (Dz. 2:43). Wiedziano o tym i najwyraźniej nawet ich wzywano w nadziei, że Pan przez nich uczyni cud: "
A w Joppie była pewna uczennica, imieniem Tabita, co w tłumaczeniu znaczy Dorkas; życie jej wypełnione było dobrymi i miłosiernymi uczynkami, jakich dokonywała. I stało się, że w tym właśnie czasie zaniemogła i umarła; obmyto ją i złożono w sali na piętrze. Ponieważ zaś Lydda leży blisko Joppy, uczniowie, usłyszawszy, że tam przebywa Piotr, wysłali do niego dwóch mężów z prośbą: Nie zwlekaj z przyjściem do nas. Wybrał się tedy Piotr i poszedł z nimi; a gdy przyszedł, zaprowadzili go do sali na piętrze; i obstąpiły go wszystkie wdowy, płacząc i pokazując suknie i płaszcze, które robiła Dorkas, gdy była z nimi. A Piotr, usunąwszy wszystkich, padł na kolana i modlił się; potem zwrócił się do ciała i rzekł: Tabito, wstań! Ona zaś otworzyła oczy swoje i, ujrzawszy Piotra, usiadła. A on podaj jej rękę i podniósł ją; przywoławszy zaś świętych i wdowy, pokazał ją żywą" (Dz. 9:36-41). Znaczy to, że też wtedy nie było "cudów z automatu", a nawet apostoł Piotr, przez którego Pan działał czasem spontanicznie ku uzdrowieniu (Dz. 3:1-9), nierzadko musiał w pokorze na kolanach prosić o działanie Boże. Nie widać tu pewności siebie, prezentowanej przez ultracharyzmatyków.