Adar napisał(a):
Są muzycy, którzy z tego żyją i mają przekonanie, żeby to robić - są w tym światku muzycznym i przez to, co niektórzy nazywają kompromisem - oni docierają do potrzebujących - zaprzyjaźniają się - są przez to wiarygodni - przedstawiają im Drogę Pańską. Jak to ostatnio napisał Wichary: "Istnieje wspólna, jednocząca treść".
Quezob stwierdził, że jego praca jako muzyk jest nieodpowiednia dla ucznia Jezusa. Odpowiadasz, że Bóg może użyć takich wierzących muzyków, by inni w tym środowisku usłyszeli Ewangelię. Ale co robią przez ten cały czas, kiedy się w tym środowisku obracają? Jaka muzykę i z kim grają? Czy jest to duchowo neutralne? Czy te treści podobają się Bogu? Czy granie ich nie utożsamia chociażby w oczach widowni muzyka z przesłaniem grupy muzycznej? Czy głoszenie Ewangelii przez nich w tym środowisku jest tak ważne, że ich osobiste uświęcenie staje się nieważne? Bóg może dotrzeć do ludzi na różny sposób i nie jest zdany na to, żebyśmy "byli wszędzie". Rozumiem, że właśnie to Mama Muminka miała na myśli
pisząc o Bożej mocy.
Mówiąc hiperbolą: Czy warto zostać barmanem w domu publicznym, żeby dotrzeć z Ewangelią do kobiet świadczących "usługi seksualne"? Czy być może należy nawet trudzić się ich profesją, żeby dotrzeć do nich z Ewangelią? Nie, nic z tych rzeczy! Należy raczej stanąć przed domem publicznym i głosić prawdę o miłości Bożej do grzeszników i potrzebę zawrócenia do tego, który przyjmuje celników i cudzołożnice.
Poza tym bardzo ciekawy jest cytat, który przytoczyłeś. Kontekstem naszej dyskusji w tym wątku jest
współpraca z Rzymskimi Katolikami,
uwiarygadnianie ich poczynań przez uczestniczenie w ich przedsięwzięciach religijnych i przez to
utwierdzanie ich w błędnym przekonaniu, że oni w sumie wierzą, tylko "trochę inaczej". Lub jak ujął to prezbiter naczelny Kościoła Chrystusowego w RP, Andrzej Bajeński w swoim kazaniu wygłoszonym po śmierci Jana Pawła II: Rzymscy Katolicy wyznają "
rzymską drogę wiary", a "my" rozumiemy różne rzeczy inaczej.
Mateusz Wichary, zwierzchnik Kościoła Chrześcijan Baptystów w RP odniósł się zacytowaną przez Ciebie wypowiedzią w kontekście (o ile właściwie go zrozumiałem) do tego, że prawdziwa jedność duchowa występuje dopiero między rzeczywiście nawróconymi ludźmi - niezależnie od "ramek denominacyjnych". Tak czy siak: Wichary pisze to też w - z jego perspektywy - pozytywnym kontekście ekumenii z Kościołem Rzymskokatolickim. Co jest zatem tą wspólną, a w szczególności
jednoczącą treścią? Według Wicharego rzeczywiste nawrócenie i odrodzenie. Brzmi dobrze, ale problem w tym, że w religii Rzymskokatolickiej zwykle funkcjonują ludzie (duchowni i zwykli wierni), którzy nie narodzili się na nowo - baaardzo rzadko spotka się tam kogoś odrodzonego. A przecież tylko ludzie odrodzeni z Ducha Świętego są dziećmi Bożymi. A kim są ludzie, którzy nie narodzili się na nowo i nie mają zatem jeszcze Boga za Ojca? Nie ma wielu możliwości: są oni dziećmi diabła. Zatem czemu służy pisanie w kontekście ekumenizmu z Kościołem Rzymskokatolickim, że "istnieje wspólna, jednocząca treść"? Z kim? Z dziećmi diabła? A czemu służy twierdzenie, że funkcjonariusze i wierni rzymskokatoliccy są na "rzymskiej drodze wiary"? Czyż nie utwierdza ich to w błędnym przekonaniu, że droga, po której idą, może podobać się Bogu? A co Bóg na to? Czy wierny z niewiernym może chodzić w nierównym jarzmie, a dziecko Boga z dzieckiem diabła?
Adar napisał(a):
Wielu księży szczerze kocha Boga, a że są na takim a nie innym poziomie poznania (np 500 lat temu wśród protestantów był ostry spór o eucharystię) nie znaczy, że trzeba z nimi walczyć, unikać, wrogo się nastawiać.
Wielu Muzułmanów też "szczerze kocha Boga", jeśli definiujemy sobie "szczere kochanie Boga" po swojemu. Jest masa szczerych osób modlących się do Boga i Maryi, do Allacha i Wisznu. To nie sprawia jednak, że kochają oni Boga tak, jak wymaga tego Bóg. Tak samo jest z wiarą: nie wystarczy szczerze wierzyć w istnienie Boga. "
Ty wierzysz, że Bóg jest jeden? Dobrze czynisz; demony również wierzą i drżą" (Jak. 2:19).
"
miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany" (Rzym. 5:5) => Skoro zdecydowana większość księży nie narodziła się na nowo z Ducha Świętego, Duch Święty nie jest im dany, prawda? Zatem jaką miłością "szczerze kochają Boga"?
"
A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani" (Rzym. 8:28). => Czy księża katoliccy zostali powołani według postanowienia Bożego? Bo Ci, którzy Boga miłują, zostali!
"
Błogosławiony mąż, który wytrwa w próbie, bo gdy wytrzyma próbę, weźmie wieniec żywota, obiecany przez Boga tym, którzy go miłują". (Jak. 1:12) => Miłujący Boga otrzymają wieniec żywota, czyli są i ostatecznie będą zbawieni! Czy możemy to powiedzieć o księżach Rzymskokatolickich, że są zbawieni? Jeśli tak by było, to nie istniała by potrzeba, by głosić im Ewangelię. A przecież istnieje, bo muszą
koniecznie narodzić się na nowo, aby zostać zbawieni (Jana 3:3,5)!
"
Lecz kto zachowuje Słowo jego, w tym prawdziwie dopełniła się miłość Boża. Po tym poznajemy, że w nim jesteśmy" (1. Jana 2:5). => Czy rzymskokatoliccy księża zachowują Słowo Boże, czy raczej zwodniczą wykładnię "matki kościoła"? Skoro nie zachowują Słowa Bożego, to czy w nich "prawdziwie dopełniła się miłość Boża"?
Rzymski Katolik może szczerze zwracać się do Boga i szczerze go szukać, a Bóg da się takiemu sercu znaleźć. Jednak to nie jest jeszcze "miłowanie Boga". Oczywiście masz rację, że nie "trzeba z nimi walczyć, unikać, wrogo się nastawiać". Jednak trzeba mieć przed oczyma, są że to (jak i my niegdyś) dzieci diabła, a nie Boga i że koniecznie potrzebują upamiętać się, zaufać Jezusowi i narodzić się na nowo, żeby zostać zbawieni. A żeby mogli się upamiętać, muszą mieć jasne, jednoznaczne sygnały, że nie jesteśmy z nimi "jedno". Oni nie są jedynie na "innym poziomie poznania". Oni Boga wcale nie znają i są w drodze na wieczne potępienie. Dlatego koniecznie muszą narodzić się na nowo z Ducha Świętego.
Adar napisał(a):
ppajda:
Cytuj:
Czyżby muzyka grana Bogu z serca napełnionego Duchem Świętym - nawet wpośród fałszowania - nie jest w Bożych oczach najlepszej jakości? I co to znaczy, że "przy tym oczywiście nie rozwija się jako muzyk"? A kto powiedział, że wierzący człowiek ma się rozwijać jako muzyk? Gdzie coś takiego czytamy w Słowie Bożym? Tak w ogóle nawet nie jest powiedziane, że nawrócony muzyk musi gdziekolwiek grać. Może Bóg wcale nie chce, żeby on grał w zborze (czy gdziekolwiek indziej).
Może Bóg chce, a może nie - nie uogólniaj. Twoją wypowiedź można sparafrazować tak: "Niech nikt kto się nawrócił i kto ma talent muzyczny, nie uczy się, nie uczy innych, bo tego nie ma w Biblii. Jedynie może grać w zborze, jeżeli Bóg mu na to pozwoli, a gdy jedzie samochodem i słucha radia niech natychmiast wyłączy muzykę." To, co robiłem w świecie, do czego miałem talent - to samo robię na chwałę Boga Rz 6,16. Oczywiście wszystko Jemu poddając, pytając się Go, i robiąc to w czystości.
To Ty przedstawiłeś dokładnie te dwie możliwości: ALBO gra się w kapeli z wierzącymi ludźmi występując czasem w kościołach katolickich ALBO gra się o "słabej jakości" w kościele i pracuje w tygodniu po 12 godzin w fabryce "oczywiście" nie rozwijając się jako muzyk. W reakcji na to odpowiedziałem, że człowiek wierzący
nie musi rozwijać się jako muzyk, a dla Boga liczy się głównie pieśń płynąca z wypełnionego Duchem Świętym serca. Bo pisząc o "graniu słabej jakości w kościele" pokazałeś, jak to granie w kościele rozumiesz: niestety najwyraźniej kwestia techniczna muzyki odgrywa dla Ciebie znaczącą rolę, dlatego tak napisałem. Bóg może użyć człowieka, który był w świecie muzykiem, prowadząc go tak, żeby i w kościele grał. Bóg
może. Ale nie musi. Tak samo jak ktoś w świecie był znakomitym mówcą, to nie znaczy, że w kościele musi koniecznie zostać kaznodzieją.
Napisałeś o muzykowaniu: "Oczywiście wszystko Jemu poddając, pytając się Go, i robiąc to w czystości". Jeśli Bogu poddajesz kwestię muzykowania, to nie jest to oczywiste, że On nie będzie chciał Cię użyć na zupełnie innym polu, prawda? Przecież to On jest Panem i dysponuje twoim życiem. Np. Bóg może chcieć, żeby muzyk
sprzątał w kościele, bo być może Pan woli, żeby sprzątając nauczył się pokory, doceniając zarazem wprawdzie "słabe", ale duchowe śpiewanie i granie innych wierzących w jego wspólnocie. To nie talent, lecz charakter jest najważniejszy - Pismo sporo o nim mówi - i to on musi się rozwijać na podobieństwo charakteru Pana Jezusa. A co to znaczy, że pytasz się Go? Czy oczekujesz, że Słowo Boże ma wystarczające odpowiedzi na twoje zapytanie o Jego wolę? Bo jeśli Słowo Boże przestrzega przed duchową współpracą z dziećmi diabła, to czy nie jest to odpowiedź? A jeśli muzykujesz "w czystości", to czy nie znaczy to, że będziesz uciekał od bałwochwalstwa, nawet od "
szaty skalanej przez ciało" (Judy 23)?
Adar napisał(a):
Co do gorszenia z 1Kor 8 o którym wspomina ppajda: jest to konkretny argument, z tym, że słaby wierzący widzi to co zewnętrzne i niekoniecznie musi wyciągać takie czy inne wnioski, natomiast, gdyby zobaczył muzyka ewangelicznie wierzącego przyjmującego tzw komunię - wówczas pełna zgoda.
Jeśli nawet nie spożywasz komunii, to składasz pewne świadectwo: będąc tam i uczestnicząc w czymś (np. śpiewając,
ale zarazem nie wyprowadzając ludzi z błędu, prowadzącego ich przecież na potępienie - choć masz taką możliwość i poznanie) świadczysz o czymś. Mianowicie o tym, że można działać duchowo
razem z Rzymskimi Katolikami. A to z kolei może wciągnąć z powrotem w system rzymskokatolicki dzieci Boże, które w ramach nawrócenia stamtąd wyszły. I w obecnych czasach nie jest to niestety tylko daleka teoria.
Adar napisał(a):
Sam osobiście nawróciłem się na imprezie ekumenicznej i nie interesowały mnie sprawy eucharystii i inne antagonizmy. Bóg posłał ewangelicznego człowieka na to spotkanie i przez niego przemówił do mnie.
Ten człowiek tam się znalazł, a Bóg użył jego słów, żeby Cię zbawić. Bóg używa czasem nawet zwiastowania zwodzicieli jak Benny Hinna żeby zbawić człowieka, ale to nie znaczy, że Bóg podpisuje się pod ich postępowaniem. Gdyby ten człowiek tam się nie znalazł, nawrócił byś się gdzie indziej i kiedy indziej. Bóg znajdzie wszędzie i każde szukające serce.