Jestem na
TAK z większością rzeczy o których piszecie, ale postanowiłem skomentować coś, z czym nie do końca się zgadzam:
Adam napisał(a):
4.Nie potrafiąc uwierzyć,że sami z siebie są zdolni do tak strasznych myśli czy zachowań zwalają to na demony.
Nie znajduję w Biblii jasnego dowodu na to,że demony mogą tworzyć w umyśle człowieka wierzącego myśli.One mogą tak zamanipulować rzeczywistością dookoła nas,że myśli,jakie w nas powstaną,będą zgodne z ich intencjami.Ale to nadal będą nasze myśli.
Dz.Ap. 5:3
I rzekł Piotr: Ananiaszu,
czym to omotał szatan serce twoje, że okłamałeś Ducha Świętego i zachowałeś dla siebie część pieniędzy za rolę?
2 Kor. 4:4
W których
bóg świata tego zaślepił umysły niewierzących, aby im nie świeciło światło ewangelii o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga.
Dla mnie są to fragmenty Pisma które wyraźnie wskazują, że szatan ma dostęp do umysłu (duszy) człowieka, zarówno wierzącego Ananiasza, jak i niewierzącyh przebywających w świecie.
Osobiście muszę przyznać, że gdybym wszystkie myśli pojawiające się w mej głowie miał uznać za własne, już dawno zostawiłbym chrześcijaństwo, ponieważ te najgorsze i najbardziej chore zaczęły się pojawiać dopiero po nawróceniu. Zajęło mi sporo czasu (głównie z braku jakiegokolwiek nauczania na te tematy) aby dojść przed Panem, na jakiej podstawie szatan przychodził ze swymi brudami do mego serca, i zatruwał je, mimo wiary w zwycięstwo Krzyża i opieraniu się na Jezusie a nie własnych siłach.
Potwierdzonym faktem jest, że człowiek nawrócony, który nie rozwiązał nawet
nieświadomych związań duchowych ze swej przeszłości, nie będzie od nich wolny tak długo, jak sprawy te nie pozostaną uregulowane. I nie ma tu znaczenia, czy ma poznanie dzieła Krzyża i zwycięstwa Pana, czy jest ochrzczony w wodzie czy Duchu. Identyczna zasada dotyczy innych grzechów. Ktoś kto kradł w przeszłości, i jest przez Ducha pobudzany by oddać to co zabrał, musi uporządkować przeszłość, kogoś kto nosi nieprzebaczenie i gorycz nie uwolni ani chrzest, ani modlitwa, ani post, tylko proste załatwienie sprawy. Duchowe związania trzeba traktować w identyczny sposób. Jako że diabeł nie może znać naszych własnych myśli (może tylko podrzucać swoje), konieczna jest głośna modlitwa, w której wyrzekamy się konkretnych rzeczy z naszej przeszłości lub teraźniejszości.
Osobiście przekonałem się, że najskuteczniejszą "metodą" duchowych porządków jest wołanie do Boga, aby przez Ducha Świętego sam rozświetlił nasze życie, i wyciągnął z najgłębszej ciemności wszystko to, na podstawie czego szatan przychodzi i nas niepokoi. Introspekcja i rozgrzebywanie przeszłości na własną rękę może okazać się
tragiczne w skutkach, jako że staje się to cudowną okazją dla diabła, by człowieka całkowicie zgnębić, zdołować, wmówić mu że jest już przeznaczony tylko na stracenie, bez nadziei, całkowicie zwiedzony... To JEZUS jest światłem, i to w JEGO świetle wszelkie dzieła diabelskie wychodzą na jaw. W ten cudowny sposób Bóg pokazał mi rzeczy, których ja sam nie mogłem pamiętać, ponieważ wydarzyły się, kiedy byłem bardzo małym dzieckiem (od 2 do 7 roku życia). Gdy wyznałem je przed Bogiem i głośno sprzeciwiłem się szatanowi, oraz jego zwiedzeniu w moim życiu, otrzymałem cudowne uwolnienie, spokój w umyśle i duchu.
Mimo że nie minęło wiele czasu od owego uwolnienia, dostrzegam całkowitą zmianę w mym życiu duchowym, stało się ono nieporównywalnie bardziej stabilne, zniknęła znaczna większość huśtawek duchowych, wzlotów i upadków, dołów, lęków, wyrzutów, zniechęceń itp. itd.
Pan nauczył mnie też jednej bardzo cennej rzeczy: musimy dbać o naszego ducha, tak samo jak dbamy o własne ciało (fizyczne). Kiedy czujemy jakiś nietypowy ból, zastanawiamy się co jest jego przyczyną, kiedy nieustannie, bez przyczyny objawia się w nas jakaś choroba, idziemy do lekarza, szukamy pomocy, albo przynajmniej odpowiedzi, co powoduje dany stan naszego organizmu. Nie zaniedbujemy naszego ciała, dbamy o nie i staramy się rozwiązywać jego problemy. Dokładnie tak samo powinniśmy zachowywać się względem naszego ducha. Ja przez długi czas w mym chrześcijańskim życiu, bardzo naiwnie i niedbale podchodziłem do spraw z tym związanych. Kiedy pojawiał się ból, brzemię, smutek, przygaszenie ducha, podchodziłem do tego ze strasznie niemądrą biernością, obojętnością... Teraz wiem, że
prawie każde duchowe wachnięcie, przytłumienie, uniesienie musi mieć jakiś powód i przyczynę, i naszym zadaniem jako ludzi wierzących jest badanie tego i dążenie do zachowywania naszego ducha w dobrym stanie, by Ojciec mógł nas nieustannie prowadzić. Wszelkie dziwne opory w różnych sytuacjach, nieokreślone lęki, niechęć względem czegoś/kogoś - to wszystko ma jakiś powód. Dobrze że Jezus posłał nam Ducha Świętego, który bardzo chętnie pomaga i chce nas nauczyć jak chodzić w wolności, jak radzić sobie z tymi wszystkimi duchowymi sprawami. Życzę tego każdemu z was :)