Zgodnie z zasadami panującymi na tym forum, witam się z wszystkimi forumowiczami. Mam na imię… a niech zostanie ten Renegat (synonimy: apostata, odstępca, zdrajca, zaprzaniec, heretyk, kacerz, kolaborant). Mam 46 lat, urodziłem się w rodzinie katolickiej, w której nie było zbyt wielkiego nacisku na przestrzeganie zasad „wiary katolickiej”. Więc i moja „wiara” była malutka. Przeważnie uaktywniała się w niedzielę na jakieś 40 minut. Owszem wierzyłem w Boga, ale jakoś nie mogłem Go połączyć z krk. I tak, patrząc na sposób życia pasterzy krk i owoc ich wiary, w pewnym momencie zostałem ateistą. Ateistą wojującym z Bogiem na wszelkie możliwe sposoby. Ponieważ nie miałem żadnego doświadczenia z chrześcijaństwem ewangelicznym, mój obraz Boga był ściśle powiązany z krk. Dlatego wszystko, co dotyczyło upadków, chciwości, afer, zbrodni historycznych reprezentantów krk, było tylko wodą na młyn moich argumentów przeciw Bogu. Do tego dochodziły tragedie, cierpienia, choroby panujące na tym świecie i byłem w pełni usatysfakcjonowany. Myślałem: przecież trzeba być niespełna rozumu, aby wierzyć w dobrego, kochającego, miłosiernego Boga, o którym mówi się w kościele (krk). I mimo mojej arogancji, pychy, zajadłości w zwalczaniu Go, jakieś trzy lata temu Bóg zaczął do mnie przemawiać. Rozpisywać się nie będę, ponieważ to był proces. Efekt jest taki, że zrozumiałem, iż to ja jestem nędznym nikczemnikiem, niezasługującym na żadne błogosławieństwo, jakie każdego dnia od Pana mego otrzymuję. A jeszcze niedawno uważałem się za dobrego człowieka. Sumienie jednak zaczęło mnie na każdym kroku oskarżać. Zobaczyłem, że każdego dnia, w każdej chwili skazuję się na zatracenie myślą, mową i uczynkami. A jednak Bóg umiłował mnie i to przed założeniem świata, a później przyszedł na ziemię, stał się człowiekiem, aby oddać za mnie swoje życie, bym mógł zostać uratowany od niechybnej śmierci. Bo to nie On, lecz ja powinienem zawisnąć na tym krzyżu. Pan w tym samym momencie dotknął się mojego syna. W domu nie było łatwo. Moja żona zaczęła być nieufna i bała sie o nas, bo poczytała w necie o ruchach zielonoświątkowych, zobaczyła, że ludzie dziwnie padają na ziemię. Nie przyjmowała argumentów, że ja z tym nie mam nic wspólnego. Była przerażona. Póki byłem tylko chrześcijaninem internetowym (słuchałem kazań Pawła Jurkowskiego, czytałem fora internetowe: ulicaprosta, oblubienica, chlebznieba itp.), było w porządku. Ale kiedy znaleźliśmy zdrową społeczność (nie było to łatwe w gąszczu herezji, jakie dziś są w zborach), atmosfera zagęściła się. Na początku zostałem nazwany przez bliskich sekciarzem. Po chrzcie zostałem już zdrajcą i judaszem. To powiedzieli mi w wigilię teście i szwagier (ksiądz krk). Oczywiście zostałem jeszcze oskarżony o złe wychowanie syna, który ze mną ochrzcił się mając 21 lat. Argumentowali to w ten sposób, iż przez to, że sam nie chodziłem do kościoła i dzieci nie prowadzałem, syn (córa jeszcze za młoda) wpadł w te same sidła herezji, co ja. Na początek tyle. Jeszcze raz witam się z Wami i chciałbym tylko jeszcze zaprosić wszystkich, którzy szukają społeczności świętych i mieszkają w pobliżu miasta Brzeg (opolskie) do naszego zboru. Naszym pastorem jest Jacek Kosztowniak. Naszymi gośćmi są m.in. Waldemar Czerniejewski, Waldemar Świątkowski, Zbigniew Krystoń, Marek Grzela. Ostatnio zaproszenie otrzymał (i przyjął) również Paweł Jurkowski, więc może niedługo nas odwiedzi.
_________________ I powiedział do niej Jezus: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, będzie żył. (Ewangelia Jana 11:25)
|