Na prośbę Dany poszerzam swoje przedstawienie się o świadectwo. Sama chciałaś
Wychowałam się w rodzinie katolickiej ale niezbyt gorliwej. Niepełnej. Wychowywała mnie mama i babcia. To jest istotne dla części świadectwa które zaraz złożę.
Byłam dzieckiem cichym i spokojnym. W szkole raczej outsiderka mająca swoje zdanie (bez narzucania go innym). Byłam też nieakceptowana i cud że w wieku 14 lat nie wpadłam w sidła sekty. Chociaż...

Zaczęłam uczęszczać na "oazę" mając 14 lat. Ale ja tam nie szukałam Boga. Raczej akceptacji i relacji (które odnalazłam). Aczkolwiek już wtedy miałam jakieś zaczątki ponieważ czułam że jest coś niehalo z całym tym kultem maryjnym. Nie umiałam tego nazwać a diabeł wkręcał mi poczucie winy i latałam do spowiedzi wyznając że nie kocham "matki boskiej"

Kiedy miałam lat 18 w kafejce internetowej, na jakimś religijnym forum poznałam kolesia (z Krakowa!) który mnie zapytał czy czytam Biblię. Emmm.... Cóż... No ale on zamiast głosić mi Jezusa pokierował mnie do kościoła baptystów. 3 tygodnie się zbierałam i poszłam. Fajnie było. Czułam się swojsko bo grali piosenki znane mi już z oazy i byla spontaniczna modlitwa, jak na wakacyjnych rekolekcjach, git! Pastor ze mną pogadał, przyprowadził mnie do Jezusa. Zerwałam z konkubentem bo nie chciał się nawrócić i postanowiłam wziąć chrzest. po roku go otrzymałam. Ale Biblii nadal nie czytałam. Nie było tej pierwszej takiej płomiennej miłości. Dlaczego? Ponieważ ja nadal szukałam relacji. A moja relacja z Bogiem... cóż... Efektem tego były różne jazdy i duchowe problemy. Biblia owszem, była w moim domu, a nawet w torbie ale zazwyczaj jako gadżet. nie rozumiałam tego co czytam. Kolejne 4 lata - Warszawa - wędrówki po zborach i miotanie lada wiatrem nauki, nie ma się czym chwalić. Kiedy już pod koniec tamtych studiów zjeżdżałam do domu, chadzałam na taką grupę domową, która oddzieliła się potem od baptystów a ja wraz z nimi. bo "musimy iść dalej a tu nas zatrzymują".
Co do chrztu Duchem Świętym... Też byłam w to wprowadzana powoli (wiem jak to brzmi ale pozwólcie że dokończę). Ponieważ wielu rzeczy nie sprawdzałam z Biblią w głowie miałam takie zamieszanie, że lepiej nie mówić. Ktoś w tej Wawie też mi o tym napomykał, to tu to tam... Jednak zapragnęłam tego i ja. na początku z nie do konca czystych pobudek (miał narzeczony, też chciałam a poza tym w tej nowej grupie wszyscy mówili i żeby się nie nudzić na spotkaniach też chciałam. tak, dziecinne, ale tak było). Jednej nocy otrzymałam sen. A potem tłumaczenie tego snu w którym Pan mi wskazał na bałwochwalstwo w moim życiu jakim było poleganie na ludziach. Padłam na kolana modląc się i wyznając grzech i nagle zaczęłam się modlić w obcym języku. Alleluja!

Potem był drugi sen w którym Pan mi pokazał jak sobie radzić z negatywnymi myślami które przychodzą. Bez żadnych psychoterapii, labiryntów... choć upadki się zdarzały to skończyły się "jazdy". Chwała Mu za to. Macie jeszcze cierpliwość?
Kiedy mój mąż widząc pewne niedobre rzeczy w tej grupie przestał uczęszczać, modliliśmy się o niego jako o zwiedzionego.. ale ja potem też zobaczyłam te rzeczy i również odeszłam. Chociaż zanim to jeszcze jeździłam do Wrocławia na Szkołę Wiary. Ale niewiele z tego pamiętam. Później też miewałam krótkie kryzysy, jednak póki co trzymam się Pana. Postanowiłam się Go trzymać za wszelką cenę. Pan mi dał siły aby wyjść z uzależnienia od facebooka (tu na UP staram się racjonalnie czas porcjować

) Pragnę być Jego uczniem. Jestem świadoma nadchodzących ciężkich czasów i czekam na przyjście naszego Pana Jezusa Chrystusa. Maranatha!!!
_________________
Nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej
