Nie chcę się wymądrzać, bo pewnie nie rozumiem tak dobrze Twojej sytuacji, jak Ty sama, Owieczko. Jednak przychodzi mi do głowy, że możemy prosić Boga, żebyśmy polubili to, co i tak musimy robić - np. zmywanie garów [tak, polubiłem to
]. Nie rozwiązuje to innych problemów, ale jednocześnie sprawia, że obowiązek przestaje być męką.
Cytuj:
O.K. Bóg mi powie "właściwe dla Ciebie jest uczyć się piec serników, a nie interesować się teologią. Masz siedzieć sobie cicho, nikt cię poważnie traktować nie będzie, przyzwyczaj się, tak ma być. Nikogo twoje zdanie nie obchodzi. Ty jesteś od sernika".
Może Cię to zirytuje, ale - co jeśli tak powie właśnie?
Nie sądzę jednak, żeby to zrobił. Czasami dzięki Niemu lądujemy w różnych sytuacjach, które są nie do zniesienia. Nie z powodu grzechu albo coś - On tak po prostu tego chce. Jest miłosierny i dlatego to robi, bo tylko w sytuacji nie do zniesienia można naprawdę zobaczyć, czy będziemy się spinać i martwić, troszczyć, czy nie będziemy mogli "już wytrzymać", czy też puścimy to wszystko ze swoich rąk, przyjmiemy daną sytuację i pozwolimy wreszcie Jemu decydować.
W takich sytuacjach często szukamy jakiegoś rozwiązania: co by tu z tym zrobić? jak to albo tamto zmienić? może wtedy byłoby łatwiej? a ty - jaką masz dla mnie radę? Itp. itd. Najtrudniej się pogodzić z tym, że nasze próby zaradzenia problemowi są z góry skazane na niepowodzenie, bo Bóg po prostu ten czy inny problem specjalnie sprowadził. Najtrudniej siąść i z założonymi rękami patrzeć na swój własny ból i zaufać Bogu. Zdenerwowanie nas zniszczy, ale ufność w Bogu [to znaczy, że On wie co robi i ile to ma trwać oraz jak sprowadzić rozwiązanie trudnej sytuacji] nas zbuduje, da nam odpocznienie - i przyniesie zwycięstwo. Ale jest to kolejne zwycięstwo Jego nad nami, a nie nas nad problemem. My skupiamy się na problemie, a On na nas - jakby tu zrobić, żebyśmy wzrośli.
Trochę się rozpisałem, pewnie niekoniecznie na temat. Widzę, Owieczko, że jest Ci trudno - naprawdę bardzo Ci współczuję w Twoim kieracie. Wiedz po prostu, że czasem ratunek przychodzi, kiedy wreszcie przestaniemy go usilnie wyglądać.
PS Masz moją modlitwę