Harvest napisał(a):
Dziękuję ppadja za Twoją odpowiedź i modlitwę, dodaje mi to otuchy.
Nie ma godziny, w której nie myślałbym nad Słowem Bożym, tak mnie to pochłania a jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czegoś mi brakuje, że zatwardzam serce. Czytam Pismo Święte codziennie, między innymi dzięki temu, że mam je w telefonie. Codziennie się modlę o miłość, pokorę, wiarę.
Wiesz, piszemy na odległość i jest trochę tak, jakby ktoś pytał lekarza o diagnozę przez telefon - lekarz musi zbadać na miejscu, żeby powiedzieć więcej (a nawet to jest porównanie wadliwe, bo daleko człowiekowi do bycia lekarzem duszy - tylko Syn Boży może właściwie ją zdiagnozować i uzdrowić). To, co napisałem w poście powyżej, wynika - jak wierzę i pojmuję - ze Słowa Bożego: że zbawienie duszy jest wyłącznie z łaski Bożej, a nie naszych zasług, że krew Syna Bożego jest zapłatą za twój grzech, że sąd Boży czeka każdego człowieka - też Ciebie -, jeśli nie nawrócisz się całym sercem do Boga. Jak jest w twoim sercu i życiu teraz - czyli czego dokładnie brakuje -, tego nie wiem. Syn Boży to wie! Natomiast wiem, że Słowo Boże mówi o tym, do czego Bóg wzywa
każdego człowieka: do pokuty, wyznania mu wszystkich swoich grzechów, porzucenia swojego starego życia i pójścia za nim w całkowitym zaufaniu. Pisałem powyżej o szerokiej drodze, która wiedzie na kaźń wieczną. Na tej szerokiej drodze idą liczne tłumy, więcej nawet: wielu z nich mniema, że podąża za Jezusem. Jednak nie wystarcza intelektualne przekonanie o prawdzie. Należy położyć swoje całe życie na szali przed Bogiem - oddać Mu je w całości. Liczne tłumy już zawsze miały pewną formę pobożności, która nie jest jednak całkowitym powierzeniem swojego życia Panu panów:
"
A szły za nim liczne tłumy, i obróciwszy się, rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim. Kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim. Któż bowiem z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie najpierw i nie obliczy kosztów, czy ma na wykończenie? Aby gdy już położy fundament, a nie może dokończyć, wszyscy, którzy by to widzieli, nie zaczęli naśmiewać się z niego, mówiąc: ten człowiek zaczął budować, a nie mógł dokończyć. Albo, który król, wyruszając na wojnę z drugim królem, nie siądzie najpierw i nie naradzi się, czy będzie w stanie w dziesięć tysięcy zmierzyć się z tym, który z dwudziestoma tysiącami wyrusza przeciwko niemu? Jeśli zaś nie, to gdy tamten jeszcze jest daleko, wysyła poselstwo i zapytuje o warunki pokoju. Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim." (Łk. 14:25-33)
"Mieć w nienawiści" nie znaczy tutaj
literalnej nienawiści np. do swoich rodziców, gdyż Słowo Boże naucza nas o tym, że rodziców należy czcić (Mt. 19:19) - nie może być zatem równocześnie mowy o literalnym ich nienawidzeniu. Nie znaczy to też, że trzeba - jak samobójca, lub człowiek zadający sam sobie rany na ciele - znienawidzić literalnie swoje życie. Jest to stosowana w tamtych czasach forma wyrazu, że wszystko inne musi stanąć w cieniu, na drugim miejscu, a Jezus ma być na pierwszym miejscu, bezkonkurencyjnie: w obliczu pójścia za Jezusem i umiłowania Jego prawdy wszystko inne należy odsunąć na bok. To wymaga decyzji, żeby pójść za Jezusem
w zaufaniu na całego, bez rezerwy. Nic nie może pozostać "twoje". Krzyż był w tamtych czasach narzędziem uśmiercenia i człowiek niosący krzyż pożegnał się z życiem, rodziną, oraz wszystkim, co było mu ważne - gdyż końcem jego drogi było ukrzyżowanie i śmierć. A Pan Jezus stwierdza: "
Kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim". Zbawienie nie jest z zasług ludzkich - nawet gdybyś patrząc po ludzku żył bardzo moralnie i czytał biblię non stop, pozostajesz pod gniewem Bożym. Ale trzeba się Bogu oddać całkowicie w wierze w niego, wyznać Mu
każdy grzech,
zdecydować się na porzucenie grzechu i starego życia, na pójście za Jezusem. A On przyjmie tak pokutującego grzesznika i zbawi go. Ale aby zostać zbawionym trzeba najpierw zrozumieć, że jest się potępionym w swoich grzechach - że twój osobisty grzech jest wielki i sprowadza na Ciebie sprawiedliwy Boży sąd.
O ile jeszcze nie doświadczyłeś głębokiej pokuty: czytaj Ewangelię i módl się, żeby Bóg pokazał Ci twój osobisty grzech.
Harvest napisał(a):
Myślisz, że Bóg może dawać znaki człowiekowi? Nawet z pozoru błahe? Wczoraj idąc na siłownię rozmyślałem nad tym, że skoro Bóg wyrwał mnie, tego który śmiał się z Chrystusa na krzyżu, z ciemności i całego tego bagna i zwrócił moje pragnienia na poznanie Chrystusa, to On musi być i musi działać w moim życiu - tylko ja jestem zbyt ślepy żeby w to całym sercem uwierzyć. Wtedy łzy stanęły mi w oczach i poleciało z nosa. Zacząłem szukać chusteczki jednak nie miałem jej przy sobie. Gdy wszedłem na siłownię do przebieralni, pod ławką zobaczyłem leżącą chusteczkę. Tak jakby ktoś ją tam zostawił i chciał powiedzieć "otrzyj łzę, wszystko będzie dobrze"
Co mogę stwierdzić z pewnością:
wszystko będzie dobrze, gdy całym sercem nawrócisz się do Boga żywego, a On zrodzi Cię do nowego życia. O to się modlę!