ppajda napisał(a):
Siostra, dziecko Boże, opuściła swojego niewierzącego męża i wynajęła sobie mieszkanie, twierdząc, że "tego małżeństwa nie da się już uratować". Niewierzący mąż chce być z nią dalej, ale ona nie chce. Nie ma on problemów alkoholowych i nie stosował wobec niej fizycznej przemocy. Pracuje i "przynosi pieniądze do domu". Siostra w konsekwencji była napominana przez różnych braci i siostry ze swojego zboru, że powinna wrócić do swojego męża i dalej z nim żyć, ale ona nie chce. Sytuacja ciągnie się przez ponad pół roku. Siostra nie przychodzi już od miesięcy do zboru i unika rozmowy z wierzącymi. Deklarowała półtora miesiąca temu, że przyjdzie do zboru "wszystko wyjaśnić", bo sytuację inaczej widzi niż zbór, ale jak już od miesięcy, tak i nadal na zgromadzeniach się ani razu nie pojawia.
W kontekście tego co zacytowałem wyżej, nie uważacie, że jednak podstawową sprawą jest, aby osoby, do których ona ma zaufanie skontaktowały się z nią ? Nawet tylko po to, aby się tylko z nią i o nią pomodlić !! Trochę to jej zachowanie jest "dziwne". Może trzeba zacząć od jednoznacznego wyrażenia ze strony zboru
chęci pomocy ( i chodzi mi o
wyjście z tą pomocą do niej). Czy to nie jest tak, że to zbór ( starsi, osoby którym ona ufa) powinny zainicjować sprawę ? Owieczka o tym zaczęła pisać, ale może za słabo to zaakcentowała ?
Najpierw się sprawę wyjaśnia, a następnie napomina - odniosłem wrażenie ( ale mogę się mylić), że zbór nie wie, o co chodzi ( bo ona odmówiła, czy też nie chciała wyjaśnić tego co zaszło), ale już została napomniana.
Życie to nie jest bajka, wpadamy w różne pułapki i to dosłownie !Smok Wawelski napisał(a):
Skoro siostra nie chce przyjść, to moim zdaniem zbór powinien dać siostrze "propozycję nie do odrzucenia". Czyli albo spotyka się ze zborem, żeby wyjaśnić sprawę, albo jej nieobecność zostaje potraktowana jako odejście ze zboru.
Może to za wcześnie ? Może najpierw niech się spotka z ludźmi, do których ma zaufanie, bo tak od razu na forum zboru, to ciężka sprawa. Zauważ, że została napomniana, ale osoby, które ją napominały nie do końca ( chyba ) wiedzą o co chodzi.
To nie jest tak, że odchodzi się od męża bez powodu, coś za tym musi się kryć, i podstawową sprawą jest wyjaśnienie, o co chodzi. Mąż nie ma problemów alkoholowych, nie bije jej, przynosi pieniądze do domu - trochę mało. Nie chodzi mi o usprawiedliwiania, ale o ratowanie jej. Zbór oparł się na oświadczeniu niewierzącego męża, który z nią chce być ( zbór dał temu wiarę, uznał to za powód, że do męża ma wrócić) dlaczego odeszła to jeszcze nie ustalił, ale napomnienie już zostało jej przekazane.
1Co 7:10-13 bw "(10) Tym zaś, którzy żyją w stanie małżeńskim, nakazuję nie ja, lecz Pan, ażeby żona męża nie opuszczała, (11) a jeśliby opuściła, niech pozostanie niezamężna albo niech się z mężem pojedna; niech też mąż z żoną się nie rozwodzi.(12) Pozostałym zaś mówię ja, nie Pan: Jeśli jakiś brat ma żonę pogankę, a ta zgadza się na współżycie z nim, niech się z nią nie rozwodzi; (13) i żona, która ma męża poganina, a ten zgadza się na współżycie z nią, niech się z nim nie rozwodzi."Pytanie podstawowe, żyje z kimś innym(11), mąż się zgadza(13) ? Bo jeśli nie, to sprawa może nie jest taka jednoznaczna, jak się wydaje.
Cytuj:
Zastrzegam, że rozmawiamy o konkretnej sytuacji, w której grzech jest oczywisty, grzesznik ucieka od odpowiedzialności za własne czyny,
Ale czy rzeczywiście jest tak, że grzech jest oczywisty, a grzesznik ucieka od odpowiedzialności ?
Jesteśmy w temacie napominania, mamy przykład sytuacji,
która - moim zdaniem - nie jest jednoznaczna, to może najpierw trzeba ustalić, czy są powody do napominania ?