Przeczytałem temat jeszcze raz i pokuszę się o rozjaśnienie go.Czy skutecznie,to już wyniknie z waszej oceny.
Wielu ludzi nie potrafi zaakceptować daru języków,bo zupełnie nie rozumie,po co one są i co dają.Nawet ci,którzy ten dar akceptują lub też posiadają nie za bardzo wiedzą co i jak.Jest wiele teorii wyjaśniających przydatność tego daru,ale z żadną z nich nie potrafię się do końca zgodzić,więc przedstawię swój punkt widzenia.
Jednak wcześniej zapodam teorie,których nie akceptuję,czy to w całości,czy częściowo.
1.Języki są po to,by głosić ewangelię wśród innych narodów.
Zdarza się.Częściowo,to prawda.Dlaczego częściowo-będzie później.
2.Językami wielbi się Boga.
Również częściowo prawda.
3.W językach można modlić się o co tylko chcemy.
Jak wyżej.
4.W modlitwie językami modli się tak naprawdę Duch Święty w nas,a nie my.
Częściowo prawda.
Uważam,że dar języków jest dany człowiekowi po to,by nowe stworzenie w nim mogło swobodnie i bez cenzury rozumu komunikować się z Bogiem.
Co do 1Kor 14,2 w naszym,Brytyjskim przekładzie jest mocne nadużycie,co do wierności grece,które mocno wprowadza w błąd.
Stoi tam tak:
''.....a on w mocy Ducha rzeczy tajemne wygłasza''
W zasadzie w tym krótkim zdaniu są dwie nadinterpretacje.W grece nie ma słowa ''w mocy'',a napisanie ''Ducha'' z dużej litery ukierunkowuje jednoznacznie.
W grece jest: ''...pneumati de lalei mysteria'',co w moim rozumieniu można tłumaczyć jako ''...duchem mówi tajemnice''.
Jeśli coś poknociłem,prostuj Smoku,bo specjalistą od greki jestem miernym.
Z powyższego rozumiem,że kto mówi językami,mówi z głębokości swego serca (z głębi swego ducha) takie rzeczy,które,gdyby były dla niego zrozumiałe,nieraz nie zostały by wypowiedziane z powodu autocenzury.Pozostały by tajemnicami.
To nasz duch mówi Bogu wszystko, ''co ma na wątrobie''.
Modlitwa językami jest więc otwarciem się na Boga,bez samokontroli.Kiedy więc mamy w sercu radość,wylewa się ona i w tej modlitwie,kiedy wdzięczność - i ona się uzewnętrzni.Kiedy jest tam smutek,nasze języki pozwolą ten smutek wylać przed Bogiem.Kiedy mamy do Boga pretensje - i to się nie ukryje.
Wszystko to,co chcieli byśmy wtedy ukryć wychodzi na jaw - gorycz,złość,pretensje do Boga,do innego człowieka,rozczarowanie,strach z powodu problemów w pracy,wstawiennictwo o innych,itp.
Jedno musimy pamiętać - wychodzi zawsze to,co jest na wierzchu,co pali najbardziej,co nieraz wstydzimy się powiedzieć Bogu.Choć czynimy z tego tajemnicę,bo nasz religijny człowiek nie pozwala się temu uzewnętrznić,choć chowamy to głęboko w sercu,to przed Bogiem i tak wszystko to jest na wierzchu.
Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo cenzurujemy,wygładzamy i upiększamy nasze świadome modlitwy,wręcz lukrujemy.
Modlitwy w językach nie da się tak ''tuningować''.To szczerość w najczystszej formie.To tak,jakbyśmy dostali zastrzyk z serum prawdy.
I na tym właśnie polega budująca wartość modlitwy w językach.Dlatego właśnie nasz rozum nie może ich rozumieć.Bo inaczej zaraz byśmy coś próbowali zmieniać.
Bóg chce,abyśmy przychodzili do niego w szczerości,abyśmy mówili mu,o tym,co nas boli,co gniewa,co rozgorycza,co raduje,co martwi,co przeraża.Niestety,jakoś ciężko nam ta szczerość przychodzi.A potem,po tak ocenzurowanej modlitwie dziwimy się,że nie przyniosła ona odprężenia,że ciężar dalej uciska,że problem nie zniknął.
Gdybyśmy potrafili szczerze mówić Bogu o naszych radościach i smutkach,nie potrzebowalibyśmy daru języków.W modlitwie językami nie oszczędzamy również siebie.Przyznajemy się do swego brudu,grzechu,udziału w krętactwach,fałszu,nieporadności.Czyli mówimy jak jest,a nie ja byśmy chcieli,aby było.
Wierzę,że w językach można głosić ewangelię,ale tak samo poprosić we obcym kraju o pomoc,albo wyrazić wdzięczność.Dzieje się tak tylko wtedy,kiedy pragnienie głoszenia ewangelii jest silniejsze w danej chwili ponad wszystko,kiedy potrzeba pomocy ,albo podziękowania zajmuje cały nasz umysł.
Po prostu języki wyrażają to,co w sercu na wierzchu.Ten dar nie dotyczy tylko sfery czysto duchowej,można go używać również w sferze praktycznej.
Innym problemem jest to,czy potrafimy tak z niego korzystać,by nie był on popisywaniem się,czy wynoszeniem nad innych.
Słyszeliście pewnie argument przytaczany przez przeciwników języków,że gdzieś ktoś słyszał kogoś przeklinającego Boga w językach.
Może was zdziwię,ale jestem w stanie w to uwierzyć.
Znam byłych chrześcijan,którzy obecnie nienawidzą Boga,a mają dar języków (przynajmniej przez kilka miesięcy od zaparcia się Pana).Jak myślicie,co wyrazi taki człowiek za pomocą tego daru?A co będzie,kiedy chrześcijanin z wielkim żalem do Boga jest jednak nadal w zborze,i ukrywając swój stan,modli się językami publicznie?Czy nie może zdarzyć się,że ktoś może zrozumieć jego modlitwę?Co wtedy usłyszy?
Ja sam żyłem z wielkimi pretensjami do Boga kilka miesięcy.Czy myślicie,że wtedy nie mogłem modlić się językami?Mogłem,jak najbardziej.I co wtedy płynęło z moich ust?Czy uwielbienie dla Pana?Na pewno nie.Była tam gorycz,pretensje a i pewnie oskarżenia o niesprawiedliwość - bo to wszystko było w moim sercu.Tak to wtedy widziałem i tak mówiłem,choć oficjalnie niczego takiego nie było we mnie.Potrafimy doskonale maskować takie stany.
Często w zborach zielonoświątkowych słyszy się wezwanie w stylu:
''Wielbijmy Pana modlitwą w językach''
I co wtedy płynie z ust ludzi?
Ano jeden wielbi,drugi żali się,inny dziękuje,inny mówi o swoim zepsutym samochodzie,a inny o problemach finansowych,a jeszcze inny pokutuje.Każdy mówi to,co ma na sercu.
Nie wiem jaki jest udział Ducha Świętego w tych modlitwach,ale na pewno jakiś jest.Nie można jednak jednoznacznie twierdzić,że każda modlitwa jest z natchnienia Ducha,albo każda tylko z naszego,ludzkiego ducha.To już sam Bóg wie,i kieruje wg. swoich celów i zamierzeń.
Czasem w zborach zachęca się do modlitwy w językach w jakiejś intencji.I owszem,tak może być,ale tylko wtedy,kiedy modlący się przejmą się sprawą na tyle,że pomniejszy ona ich własne troski i radości.
W sumie,modlitwa w językach jest budująca,bo pozwala zrzucić z siebie w szczerości wszystko,co mamy na sercu.
Jeśli to są rzeczy radosne,to wszyscy zgodzimy się,że budujące jest wielbić i dziękować Bogu.Jeśli przykre i trudne,to wygadanie się przed Panem również jest dobrym owocem.
Tak więc językami nie tyle możemy się modlić o to,o co byśmy tylko chcieli wg. rozumu,ale modlimy się w takiej sprawie,która aktualnie jest na pierwszym miejscu w naszym sercu.Wola nie potrafi sterować treścią takiej modlitwy.
I na tym polega sens i wartość tego daru.Odsłania nas przed Bogiem.
Czy bez tego daru ktokolwiek z nas potrafił by tak odsłonić się przed Bogiem,by wszystko ujawnić,bez upiększania i kontroli umysłu?
Czy wobec tego,co napisałem,ktoś może powiedzieć,że zawsze jest na 100% szczery przed Bogiem i dlatego nie potrzebuje języków?
_________________ adam
|