Ewa95 napisał(a):
Łukasza 18:19 :" Jezus mu rzekł: 'Dlaczego nazywasz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry oprócz jednego, Boga"
Żeby nie było. Z całego serca wierze i wiem, że Bóg jest jeden, w trzech równych, różnych osobach. Jako Ojciec, Syn i Duch Święty.
Tylko nie rozumiem tego wersetu. Ale z całego serca wiem, że całe Słowo Boże jest prawdziwe. I cienia wątpliwości nie mam, co do tego.
Jezus pokazuje w tym momencie, nie wprost, że jest Bogiem?
Wiem, że ten werset wykorzystują osoby, co zaprzeczają Boskości Jezusa.
Jezus znał doskonale każde serce ludzkie (Jana 2:25) i dlatego odpowiadał ludziom zawsze nie tylko zgodnie z tym, co mówili, ale zgodnie z tym, co było w ich sercach. To dlatego cudzołożnicy przyprowadzonej do Jezusa nie wzywał On do pokuty (Jana 8:10-11) - On widział jej serce, które rozumiało doskonale swoją winę. Oczywiście Pan wezwał tą kobietę do zmiany sposobu życia ("
Idź i odtąd już nie grzesz."), ale poza tym wystarczyło jej stwierdzenie "
I Ja cię nie potępiam". Ta kobieta tak samo potrzebowała zbawienia, jak wszyscy inni grzesznicy, natomiast widać, że Jezus w "całkiem innym tonie" odniósł się do niej, niż przykładowo do zaślepionych faryzeuszy, których bardzo dobitnie wzywał do upamiętania. Oczywiście i cudzołożnica musiała się upamiętać, ale Jezus widział jej serce, któremu nie musiał już niczego wykładać. Ona była już "w trakcie" upamiętania, ona zrozumiała do głębi swoją grzeszność i winę (Łk.15:17-19) - teraz brakowało "jedynie" jako konsekwencji zawrócenia na zawsze z tej grzesznej drogi na Bożą drogę, czyli nawrócenia się (Łk.15:20-21) - bo każdy człowiek musi się upamiętać i nawrócić (Dz.3:19). Inaczej Jezus odniósł się do Nikodema, a inaczej do tych, którzy zapytali, czy należy płacić podatki Rzymianom. Jezus wiedział, że Nikodem nie przychodzi z podstępem, a podstęp w sercach tych innych przejrzał od razu. Odpowiednia do tego była jego reakcja.
Myślę, że podobnie jest i tutaj:
"
I zapytał go pewien dostojnik tymi słowy: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby odziedziczyć żywot wieczny? Rzekł do niego Jezus: Dlaczego zwiesz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg. Znasz przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, czcij ojca swego i matkę swoją. Ten zaś rzekł: Tego wszystkiego przestrzegałem od młodości. A gdy to Jezus usłyszał, rzekł do niego: Jeszcze jednego ci brak. Sprzedaj wszystko, co tylko masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, a potem przyjdź i naśladuj mnie. Ten zaś, usłyszawszy to, zasmucił się; był bowiem bardzo bogaty." (Łk.18:18-23)
Co wiemy o tym człowieku, który przyszedł do Jezusa? Gdybyśmy powierzchownie zerknęli wyłącznie na zadane przez niego pytanie, moglibyśmy po prostu pomyśleć, że ten człowiek szuka Boga i Zbawienia u Mesjasza. Natomiast zastanawia już tutaj, że pyta on o "
odziedziczenie" Żywota Wiecznego. Czy on rzeczywiście myśli, że Zbawienie można odziedziczyć, kupić, lub na nie zarobić? Szczególnie z dalszego opisu wyjawia się nieco szerszy obraz sprawy. Okazuje się, że jest on człowiekiem, który jest twardo przekonany o swojej własnej sprawiedliwości zaskarbionej sobie na podstawie rzekomo skrupulatnego przestrzegania przykazań ("
Tego wszystkiego przestrzegałem od młodości"). Podkreśla, że już "
od młodości" nie ma on sobie tutaj niczego do zarzucenia. W tamtym czasie to oznaczało, że słuchał on wielu Nauczycieli w Izraelu, którzy wykładali, jak należy rozumieć Prawo Mojżeszowe, Proroków i Pisma. Było wtedy powszechne, że kierowano się w codzienności tym, co było wykładane przez Nauczycieli w Izraelu z "mównic Mojżeszowych" (Mt.23:2) - dlatego Jezus prostował to, co "słyszeli" Żydzi z "mównic", kiedy właściwie wykładał przykazania Prawa (Mt.5:21,27,31,33,38,43).
Tutaj należy się przez chwilę zatrzymać: mamy zatem człowieka, który w swoich oczach wszystko już właściwie zrobił, co by należało zrobić odnośnie Boga i Zbawienia i tak naprawdę w jego własnym mniemaniu Panu Bogu nie pozostaje nic innego, jak tylko poklepać go po ramieniu i pochwalić za jego przeogromne zasługi. Jest to zatem człowiek, który słuchał już mnóstwa innych Nauczycieli i uważa, że całkiem nieźle mu idzie "doskonalenie się we własnej pobożności". Ale być może kolejny nauczyciel, który ma zapewne sporą wiedzę religijną, pomoże mu w religijnej pielgrzymce. Jest on najwyraźniej wpatrzony w tych wszystkich "dobrych nauczycieli" i w samego siebie - w swoją "dobroć" czerpaną z własnych religijnych zasług. Taki więc człowiek przychodzi do Jezusa z zapytaniem, co ma dalej czynić (w mniemaniu, ze wszystko w sumie już czyni, co trzeba) i nazywa go (kolejnym) "dobrym Nauczycielem" - nie rozumiejąc, przed kim w ogóle tak naprawdę stoi. Jezus w tym momencie chce mu wytłumaczyć, że musi skończyć z wypatrywaniem kolejnych "dobrych Nauczycieli" wśród ludzi (bo on postrzega Jezusa jako zwykłego człowieka, który jest kolejnym dobrym Nauczycielem), bo to nie zaspokoi jego głodu duchowego. Musi on zwrócić swój wzrok na Boga, bo tylko On jest w stanie go zbawić (Jezus nie raz kierował wzrok na Ojca: por. Mt.8:4). Jezus o dziwo nie mówi mu niczego na temat usprawiedliwienia z wiary, ale daje mu szansę, żeby przyznał się do swojej niedoskonałości, wymagając posłuszeństwa przykazaniom: przecież "
znasz przykazania", no to po co przychodzisz do "kolejnego dobrego Nauczyciela"?! Tutaj byłaby odpowiednia chwila, żeby ten człowiek przyznał się do pustki w swojej duszy, do swojego marnego, religijnego zabiegania (przecież przykazania Prawa miały i mają nadal między innymi tą funkcję, żeby dać człowiekowi zrozumieć, że jest grzeszny i potrzebuje zbawienia: Rzym.7:8-13). Ten człowiek wie, że czegoś mu brakuje, ale chce on polegać koniecznie na swoich uczynkach, które - jak mniema - są wysokiej jakości. Jezus wyrywa go z tej iluzji, celując w jego największy problem: ukryta w jego sercu chciwość! Stąd nakaz: "
Sprzedaj wszystko, co tylko masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, a potem przyjdź i naśladuj mnie.". Tak żelaznego warunku celującego prosto w jego największy problem ten człowiek od żadnego "dobrego Nauczyciela" najwyraźniej jak dotąd nie usłyszał. Zamiast zasmucić się "po Bożemu" ku upamiętaniu (2.Kor.7:10), przyznać się do swojego grzechu i
pójść za Jezusem, wybiera on zasmucenie się "po ludzku" i
odejście od Jezusa. To zdemaskowało ostatecznie jego myślenie.
Jezus zatem powiedział, że "
tylko jeden Bóg" jest dobry, ponieważ ten człowiek był zapatrzony w ludzkich "Nauczycieli", zamiast w Boga - i tak też myślał o Jezusie, jako o dobrym, ludzkim Nauczycielu. To w nich, w "dobrych", wysoko szanowanych, żydowskich Nauczycielach upatrywał swojego duchowego szczęścia. A o sobie też myślał, że jest dobry ze względu na swoje religijne zasługi, dokonywane i zbierane już "od młodości". Jezus -
Jahwe, który przyszedł na ziemię w ciele ludzkim - też jest dobry, ale ta wypowiedź Jezusa do tego człowieka celowała prosto w to, co jest w jego sercu - problem z własną sprawiedliwością i wywyższaniem człowieka zamiast Boga. Jezus nie ujawnił mu od razu, że jest Bogiem, ale zwrócił jego uwagę na to, że nie może skakać "od Nauczyciela do Nauczyciela" i w ludziach upatrywać swojego ratunku. Tak a propos: dzisiaj istnieje troszkę podobna, rozpowszechniona w miarę choroba wśród wierzących, gdzie powstają liczni fani niektórych Nauczycieli Słowa. Tacy wierzący, którzy są "Pawłowi", "Apollosowi" itd. (1.Kor.3). Tutaj czasem nawet trudno przebić się z argumentem typu: "Słowo Boże przecież mówi...". No bo przecież "dobry Nauczyciel XYZ" inaczej to wyłożył