Skoro jest wątek to piszę i cieszę się że nie trzeba zakładać nowego
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Zastanawiałam się czy je tu zamieszczać, wydaje się być banalne... Jednak na tyle istotne dla mnie, aby się tym podzielić.
Niedziela mijała jak zwykle w zasadzie. Popołudniu jednak dostałam jakiegoś takiego niewytłumaczalnego (w zasadzie może "kobiecego") nerwa. Nakręciłam się tak bardzo, że miałam ochotę rzucić talerzem, dosłownie. Frustracja narastała proporcjonalnie do potoku mężowskich dyspozycji werbalnych dobiegających z pokoju i chcących coś ode mnie co chwilę dzieci
Jednak w momencie kiedy poczułamz pozoru nieodpartą chęć odegrania się na niewinnym naczyniu, zatrzymałam się... "no nie mogę tak..." pomyślałam i zamknęłam się w łazience. Żarliwie zaczęłam prosić Ducha Świętego aby mi pomógł zapanować nad emocjami. Bo przecież to ja mam panować nad nimi a nie one nade mną prawda? I... Rety... Przyszła taka wolność i radość... To było niesamowite i pokazało mi naocznie że Duch Święty jest zawsze dostępny i pragnie pomóc. Nie potrzebuję godzin uwielbienia aby wejść w Jego obecność bo ON JEST. I działa wtedy kiedy pragnę Mu się poddawać. To On daje mi mądrość i siłę aby stawiać czoło szarej codzienności i wyzwaniom macierzyństwa i małżeństwa. Jemu niech będzie chwała i Barankowi i Ojcu na wieki. Maranatha! Amen.
_________________
Nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)