Jak napisałem powyżej,
tworzenie sztucznych świąt nie jest do niczego potrzebne ludziom odrodzonym, którzy porzucają bałwochwalstwo. A Boże Narodzenie jest świętem sztucznym, stworzonym dla bieżących potrzeb Kościoła jako element polityki religijnej w stosunku do ludzi nieodrodzonych, którzy tak naprawdę nie porzucają bałwochwalstwa i dlatego należy "podmienić" przedmiot kultu.
Oczywiście, że nikt nie kazał czcić Jezusa - Mitrę. Ale tak między nami - byłymi katolikami

możemy sobie szczerze powiedzieć, że
wielu ludzi rzeczywiście wierzyło w tamtych czasach i nadal wierzy, że sianko pod wigilijnym obrusem przyniesie im szczęście, że całować się należy pod jemiołą, że wigilijna awantura wróży niespokojny rok, że wizyta mężczyzny w dniu Wigilii wróży szczęscie, a kobiety - pecha, że pokarmy należy poświęcić, że należy dmuchnąć w krzesło, żeby przepędzić złego ducha od wigilijnego stołu itd., itp. Na wsiach zachowała się cała masa czysto pogańskich praktyk i wierzeń, praktykowanych właśnie w święta Bożego Narodzenia, które stanowią okazję, a nawet zachętę do działań ewidentnie zakazanych w Piśmie.
Tu już nawet nie chodzi o to, że kiedyś obchodzono święto ku czci Mitry, Swarożyca albo słońca i że kiedyś coś oznaczało to czy tamto, albo ma takie czy inne korzenie. Chodzi o to, że za przyzwoleniem Kościoła wierni nie porzucili pogańskich zwyczajów i
nadal obrażali Boga, uprawiając wróżbiarstwo, przesądy i gusła. Gdyby Kościół od początku postąpił zgodnie ze Słowem Bożym, bałwochwalstwo pozostałoby domeną pogan pozostających poza Kościołem.
Dlatego nie rozumiem radości Mikiego z faktu, że ktoś kiedyś podmienił Mitrę na Jezusa w dniu święta Mitry i "chwyciło". Jako były katolik dobrze zdaję sobie sprawę, jak mocno "chwyciło" - tylko zupełnie w drugą stronę niż zamierzali ojcowie tego pomysłu, który jest jawnie sprzeczny ze Słowem Bożym.
Chodzi również o motywacje w sensie "ewangelizacyjnym". Takie działania "marketingowe" były i są przejawem odejścia Kościoła od nauki apostolskiej w kierunku pozyskiwania wyznawców i rozszerzania wpływów metodami tego świata. Efektem był i jest napływ coraz większych rzesz nieodrodzonych wyznawców i stopniowe przekształcanie Kościola z żywego modelu Chrystusowego w martwą instytucję zarządzaną przez kler. Model ten został doprowadzony do perfekcji przez krk, lecz mentalność klerykalna stopniowo szerzy się również w środowiskach ewangelikalnych. Koń jaki jest, każdy widzi. Brak zdrowego fundamentalizmu prowadzi do niezdrowego liberalizmu.