Ewa Maja napisał(a):
Czy spotkania nawołujące do wyznawania grzechów i ujawniania swoich słabości a także omawianie grzechów i słabości innych za ich plecami w szerszym gronie to już jest pranie mózgu?
Precyzyjna odpowiedź na tak postawione pytanie brzmi "nie". Spotkania nawołujące do wyznawania grzechów i ujawniania swoich słabości mogą być różnie rozumiane, różnie organizowane i różnie wykorzystywane. Jeśli organizujemy spotkanie modlitewne, aby pokutować jako kościół we wspólnej modlitwie, bo mamy takie przekonanie, to nie widzę w tym nic złego. Natomiast jeśli członkowie kościoła podczas specjalnie organizowanych spotkań mieliby obowiązek wyznawać wszystkie swoje grzechy publicznie i dokonywać publicznej wiwisekcji tudzież obnażania się w sprawach nawet najbardziej prywatnych, to jest to element prania mózgu i kontroli jednostki stosowany w sektach. Wszystko zależy od tego, co i jakim celu się organizuje. Publicznie dokonane zło wobec całego kościoła powinno zostać publicznie wyznane - na przykład pasterze i nauczyciele prowadzący kościół "w maliny" po stwierdzeniu swojego grzechu powinni publicznie pokutować i odwołać np. fałszywą naukę, którą głosili. Ale grzechy osobiste są sprawą między nami a Bogiem, ewentualnie między nami, Bogiem i naszym winowajcą grzeszącym przeciwko nam. Sprawa staje się publiczna dopiero wtedy, gdy zostanie postawiona przed zborem w ramach Mat. 18:15-18.
Omawianie grzechów i słabości innych w szerszym gronie to jest praktyka niebezpieczna i trąci obmową, a poza tym niszczy wzajemne zaufanie, jeśli szczera rozmowa z bratem lub siostrą przy zastrzeżeniu "tajemnicy spowiedzi" wypłynie dalej.
Ewa Maja napisał(a):
I jeszcze jedno pytanie mi się nasuwa. Czy wierzący który wie że nie jest ochrzczony Duchem Swiętym powinien być starszym zboru?
Dobre pytanie. Moim zdaniem nie powinien. Jeśli ma być wzorem dla trzody [I Piotra 5:3], a trzoda powinna zabiegać o dary Ducha [I Kor. 14:1-5], a dary Ducha są objawem chrztu Duchem Świętym [Dz. Ap. 1:5; 2:4 i in.], to pasterz nie zaprowadzi trzody dalej niż sam zaszedł.