Ręce opadają.
Czego to wierzący nie wynajdą,byle tylko usprawiedliwić grzech i cielesne ciągoty.Nawet nasza natura przydaje się jako argument.
Już mi się nie chce pisać wszystkiego od nowa.
Najlepiej w modlitwie pytać Pana,by poprowadził przez Słowo o pokazał odpowiednie wersety.
Ale najpierw trzeba bardzo szczerze i bardzo głęboko wejżeć w swoje serce,by sprawdzić,czy nie ma tam już zakorzenionego polądu,do którego chcielibyśmy usłyszeć Boże potwierdzenie.Wtedy nie liczmy,że Pan nas poprowadzi w szukaniu odpowiedzi.Będzie cisza.
Ale czy będzie nas stać na to,by przyznać,ze Pan milczy?
Kiedy chcemy usłyszeć od Pana tylko taką a nie inną odpowiedź,najczęściej jest tak,że byle bzdura wystarczy by ją uznać za znak od Boga.
Po co więc pytamy,skoro mamy już odpowiedź w sercu?
Czy chcemy uchodzić sami przed sobą za porządnych chrześcijan?
Wtedy to tylko obłuda a nie dylemat.
Znam conajmniej kilka osób,które po jakimś krótszm czy dłuższym boju odrzuciły możliwość kolejnego zwiazku i postanowiły nie ustawać w modlitwie za swoimi grzesznymi współmałżonkami.
Nie dość,ze Pan dał im niesamowitą radość i pokój to jeszcze ci współmałżonkowie powoli się nawracają.
Znam też takich,co nie czekali i nie modlili się ,tylko weszli w nowe związki.Bardzo dużo energii poświęcają na udowadnianie sobie i innym,że to była Boża wola a i tak nie mają pokoju.Na prawo i lewo trąbią o tym,jak to teraz są szczęśliwi i jak Pan im błogosławi.Tylko dlaczego ciągle to sobie muszą udowadniać?
Tylko ktoś,kto nie kocha swego męża czy żony bardzo chętnie skożysta z takich pokrętnych jak wyżej uzasadnień i pogna w kolejny związek.
To jest poprostu niewiara w to,że Bóg ma moc nie tylko przyprowadzić do pokuty zdradzającą żonę czy męża ale i niewiara w to,że miłość oparta na Panu może rozkwintąć na nowo.
Tylko ktoś,kto nie wyobraża sobie życia z kimś,kto zdradził nie chce modlić się o jego(jej)powrót.Ten ktoś nie potrafi więc przebaczyć.Gdyby potrafił przebaczyć,gdyby potrafił zaufać w Boże możliwości,nie szukał by kolejnego związku a bojował o kochaną osobę.
A jaka jest gwarancja,że w tym drugim zwiazku,ktoś,kto nie umiał kochać w pierwszym(bo jak nie walczy w modlitwie=nie kocha),tym razem pokocha na całe życie?
A jak się nie uda,to próbujemy kolejny raz?
Do ilu razy?
Zamiast zachęcać rozbite małżeństwa do szukania pojednania i zawierzenia w tym Panu,niektórzy wolą proponować im wyjścia awaryjne,które są jedynie mnożeniem problemów a nie ich ograniczaniem.
Opisywałem już historę małżeństwa,które po rozwodzie wstąpiło w kolejne związki,a potem żona wróciła do Boga w pokucie.Co z tego,że Duch Święty naprawił,kiedy on już miał drugą żonę.Jak czuje się teraz każdy,kto namawiał go do nowego związku?Nie chciał bym być na ich miejscu.Czy mogą oni spojżeć w twarze dzieci,które nie mogą już mieć normalnej rodziny,pomimo,że tata i mama są w jednym zborze?Co te dzieci myślą o Bogu?Kto im takiego Boga przedstawił?
A na koniec jedno pytanie.
Jak myślicie,co się podoba Bogu bardziej?
1.Aby małżeństwo się pojednało.
2.Aby poszukali sobie nowych partnerów.
Stosownie do odpowiedzi i pamiętając,że Bóg zawsze wysłuchuje modlitw zgodnych z jego wolą tak się módlmy.