Bracia, przeczytajcie dokładnie to, co Elendil napisał na ten temat, bo wydaje mi się, że macie trochę "spóźniony zapłon". Elendil nie twierdzi, że Paweł pisze w czasie przeszłym, tylko że to, o czym pisze, wypełniło się już w historii Kościoła po śmierci apostołów, którzy założyli fundament. Czyli z naszego punktu widzenia "nastało to, co pełne", zatem "proroctwa, języki i wiedza ustały". Poznajmy dokładnie poglądy adwersarza, zanim podejmiemy z nimi dyskusję. Piszę to dlatego, żeby nie powtarzać kolejny raz wszystkich wpisów, i żeby Elendil nie musiał teraz tłumaczyć, dlaczego nie uważa tego, co napisaliście, a Wy żebyście nie zaczęli dyskutowac z poglądami, które sami wymyśliliście na podstawie jednego zdania Elendila.
Problem tej teorii polega na tym, że nie można ustalić takiego momentu w historii Kościoła, ponieważ dary proroctwa i języków nadal były i są obecne w Kościele po śmierci apostołów, a nawet po uznaniu pełnego kanonu NT. Samo stwierdzenie Pawła nie odnosi się wyraźnie do "dojrzałości" w sensie założenia fundamentu Kościoła, po założeniu którego miałyby przeminąć dary takie jak języki i proroctwa, a wiedza nie miałaby już być cząstkowa. I Kor. 12-14 w ogóle nie mówią o założeniu fundamentu. Mówią natomiast o budowaniu Kościoła przez świętych.
Sam fragment mówiący o założeniu fundamentu i budowaniu Kościoła, czyli Ef. 4:11-16, nie wskazuje na to, żeby po założeniu fundamentu budowanie się zakończyło - wręcz przeciwnie: to właśnie położenie fundamentu przez apostołów, proroków, nauczycieli i pasterzy [4:11] miało przygotować świętych do dzieła posługiwania i budowania Ciała Chrystusowego [4:12], a budowa ma trwać aż do osiągnięcia męskiego poznania i dorośnięcia do wymiarów pełni Chrystusowej [4:13]. Tutaj występuje podobna ilustracja dorośnięcia do wieku męskiego jak ta zawarta w I Kor. 13:8-13. Jednak z zastosowania tej samej ilustracji w dwóch tekstach traktujących o róznych sprawach nie można wyciągać daleko idących wniosków natury doktrynalnej. O budowaniu Kościoła Paweł pisze właśnie w kontekście właściwego używania charyzmatów z zachowaniem miłości jako nadrzędnej wobec nich [I Kor. 12-14]. Czy można budować Kościół bez charyzmatów? Pewnie można - tak jak cegły można było wyrabiać bez słomy [II Mojż. 5:6-12]. Ja jakoś nie mam do tego przekonania, ale przecież mają nas poznać po tym, że się nawzajem miłujemy. Ogólny stan Kościoła jaki jest, każdy widzi. Mamy problem z dwiema skrajnościami - albo cesacjonizm albo charyzmania. Można po ludzku powiedzieć, że to pierwsze jest bezpieczniejsze, ale w Królestwie Bożym liczy się dziecięca ufność [Łuk. 18:17], niemowlęca czystość przed Bogiem i dojrzałe myślenie [I Kor. 14:20]. Wierzę, że dzięki Bogu ten stan można osiągnąć. Niech każdy buduje jak uważa, i niech uważa, jak buduje.
Jak już wspomniałem, problem polega na wyznaczeniu momentu osiągnięcia "dojrzałości" we wzroście Kościoła. Jeśli ten moment już nastąpił, to języki i proroctwa nie są już potrzebne, prorokowanie nie jest już cząstkowe i wiedza nie jest już cząstkowa. Ale znowu języki i prorokowanie są wyraźnym nawiązaniem do charyzmatów, a nie do tekstu i proroctw zawartych w Biblii (co wynika z kontekstu i umieszczenia obok siebie prorokowania i językow). Poza tym, Paweł mówi o swoim poznaniu, a nie o poznaniu innych - w momencie, o którym pisze, on sam pozna, jak został poznany. Ten moment odnosi się do ustania języków i proroctw. Wtedy również "my wszyscy" doświadczymy tego, co on. Leksykon Thayera mówi o "poznaniu spraw Bożych". Paweł umarł wcześniej niż ostatni apostoł, czyli zanim został założony fundament Kościoła w sensie nauczania spostolskiego, i jeszcze wcześniej niż został uznany kanon NT. Moim zdaniem zawężanie określenia "my wszyscy" wyłącznie do adresatów listu, albo do bliżej nieokreślonej grupy wierzących wczesnego Kościoła, jest co najmniej ryzykowne, bo wtedy musielibyśmy takie zawężenia zastosować do innych tekstów, i wtedy nie wiedzielibyśmy już, które teksty NT odnoszą się do nas. Interpretacja I Kor. 13:8-13 w taki sposób, że chodzi o zmartwychwstanie i stanięcie przed Bogiem nas wszystkich, wydaje mi się znacznie bardziej spójna i logiczna, a także zgodna z tekstami paralelnymi zarówno z NT jak i ST. No i nie przeczy danym historycznym.
Wczesny Kościół wierzył, że np. charyzmat proroczy w Kościele nie przeminie aż do ostatniej paruzji i tak rozumiał słowa apostoła Pawła. Po założeniu fundamentu Kościoła charyzmaty nadal funcjonowały, a ich działanie można dostrzec w całej historii Kościoła aż do dzisiaj. Powstaje problem ich powszechności - dlaczego nie są tak powszechne jak kiedyś? Odpowiedź może być dwojaka - po pierwsze to Duch Święty rozdziela jak chce i według swojej woli [I Kor. 12:11]. Po drugie, ktoś kiedyś wymyślił, że dary już przeminęły, więc można pomylić przyczynę ze skutkiem. Czy przyczyną jest to, że w wyniku błędnej teologii Kościół przestał zabiegać o dary i nie ma darów, czy w wyniku braku darów Kościól doszedł do przekonania, że przeminęły? Osobiście stawiam na to pierwsze, i uważam, że jest na to poparcie w Biblii, bo zabieganie o dary było częścią nauczania apostolskiego [I Kor. 14:1-5]. Ostrzeżenia o zasmucaniu [Ef. 4:30] i gaszeniu Ducha również [I Tes. 5:19] No i przeczytajmy werset I Kor. 12:31 -
"Starajcie się tedy usilnie o większe dary łaski; a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą" Wszyscy się zgadzamy, że druga część wersetu odnosi sie do Kościoła na przestrzeni całej historii i nawet cesacjoniści twierdzą, że droga jeszcze doskonalsza czyli miłość odnosi sie do nich, choć Paweł pisze o niej dokładnie do tych samych ludzi, którzy mają się starać usilnie o większe charyzmaty. Moim zdaniem jest to pewna niekonsekwencja, choć oczywiście miłość jest drogą jeszcze doskonalszą i właśnie w imię miłości nie powinniśmy dać się poróżnić w sprawach mniej doskonałych, do jakich należą charyzmaty.
