Myślę, że trzeba zachowac zdrowy rozsądek. O ile Andrzejki wiążą się z konkretnym grzechem okultyzmu, to w innych sprawach (o ile nie wiążą się z popełnianiem grzechu tak jak w tym przypadku) można zachować pewnę konwencję i nie obciążać dzieci ponad ich możliwości zrozumienia. Przecież gdyby chcieć podejść do wszystkiego w sposób absolutnie poważny, to należałoby zakazać dzieciom kontaktu z bajkami, w których występują wróżki, wymyślone istoty jak krasnoludki czy Muminki, z biednej choinki zrobić obiekt kultu (którym nie jest) i obrzydzić ją dzieciom i w ogóle nałożyć na dzieci ciężary, których nie będą w stanie unieść.
Nasze dzieci w pewnym wieku pisały listy do Mikołaja i podczas spaceru zawieszały je na krzaku. Smoczyca je potem szybko zrywała i wszyscy mieliśmy świetną zabawę do momentu, gdy dzieci zorientowały się, że Mikołaj to... my. Nikomu nic się nie stało, a Bóg nas w tej sprawie nie karcił, widząc nasze motywacje.
Święta "Bożego Narodzenia" to okazja do tego, żeby nasze nieodrodzone rodziny mogły zbliżyć się choć trochę do Jezusa i tutaj sporo zależy od nas. Zamiast okazywac święte oburzenie i "syndrom oblężonej twierdzy", można okazać im miłość i spróbować wykorzystać czas, zawsze gotowi do wytłumaczenia się z nadziei naszej, postępując z łagodnościa i szacunkiem [I Piotra 3:15-16]. Niektóre praktyki należy odrzucić, a inne wykorzystać do głoszenia Słowa.
Ponieważ jako jedyni mamy odpowiednią ilość miejsca, Wigilia dla rodziny odbywa się u nas. Oczywiście rodzina wie, że robimy to dla nich i że całą sprawę rozumiemy inaczej niż oni. Staramy się jednak do nich wyjść. Łamanie opłatkiem traktujemy jak łamanie chlebem i opłatek nigdy nie jest "święcony". A życzymy im nowego narodzenia - każdego roku konsekwentnie. Nasza rodzina przez wiele lat musiała "przełykać" fakt, że tradycyjne puste nakrycie do stołu podczas Wigilii (teoretycznie przeznaczone dla niespodziewwanego gościa) u nas było używane przez ubogich gości, których zapraszaliśmy. W tym roku już zapowiedzieliśmy, że taki gość został zaproszony, na co moi rodzice stwierdzili, że im to "już nie przezszkadza". Jest jakiś postęp...
Wiem, że to mało ortodoksyjne (jak na Smoka), ale z doświadczenia wiem, że taka postawa nacechowana miłością przynosi więcej korzyści dla Królestwa Bożego. Nie uciekniemy od faktu, że w naszym kraju wieczór wigilijny jest wyjątkowy. Dlatego lepiej zaprosić ubogich i oddać ten czas Panu, niż zamykać się w twierdzy słuszności, dziękując Bogu, że nie jesteśmy tacy jak "ci wszyscy". Tak uważam.
