szelka napisał(a):
A zatem, wracając do sąsiadów Gabi, to jeśli rozumiem twoje zdanie - sąsiad przymierze zerwał i jako wolny, choć grzeszny człowiek popełnia wszeteczeństwo (nie cudzołóstwo) i podobnie ona;
Tak uważam.
szelka napisał(a):
Jak rozumieć zatem Mat 19,9 który mówi, że kto opuszcza żonę i pojmuje inną cudzołoży (nie:dopuszcza się wszeteczeństwa) i kto opuszczoną pojmuje cudzołoży. Pierwszy raz się zresztą spotykam z odróżnieniem tych pojęć, co powoduje lekki mętlik.
Należy ją traktować jako konkretną odpowiedź na konkretne pytanie zadane o interpretację przepisu Prawa Mojżeszowego sprzeczną w dwóch szkołach rabinicznych - a nie jako wykładnię obowiązującą innych ludzi poza tymi, którym konkretny przepis otrzymali od Mojżesza [Mat. 19:8]. Mówiliśmy już w tym wątku, że wszeteczeństwo [porneia] oznacza współżycie osób niezwiązanych przymierzem, ewentualnie bardzo ogólnie nieczystość seksualną.. Cudzołóstwo jest pojęciem zawężonym i oznacza zdradę małżeńską popełnioną przez osobę związaną przymierzem małżeńskim. Dlatego osoby wolne powinny zwierać związki małżeńskie ze względu na niebezpieczeństwo wszeteczeństwa, a nie cudzołóstwa [I Kor. 7:2].
szelka napisał(a):
W jakim jednak celu Jezus mówi o tym uczniom, którzy w odróżnieniu od faryzeuszy, nie chcieli go na niczym przyłapać?
Moim zdaniem Jezus nie mówi o tym samym, co do faryzeuszy w rozdziale 19.
szelka napisał(a):
Do tej pory sądziłam, że wszeteczeństwo jest pojęciem szerszym, niż cudzołóstwo, ale z tej samej dziedziny, a zastosowanie wyjątku Mateuszowego ma miejsce w sytuacjach „wyjątkowo wyjątkowych” i wymaga mądrości, delikatności, i naprawdę dobrego rozpoznania. Małżeństwo ludzi wierzących uważałam zawsze za nierozerwalne. Wystąpienie elementu "wszeteczeństwa" w takim małżeństwie nie powinno w ogóle mieć miejsca, jeśli jednak ma, czymkolwiek ono jest, nie obliguje tym samym małżonków do rozwodu. Zgadzam się, że furtka może być używana zbyt łatwo i jest to wtedy bardzo poważny błąd. Nie zaprzeczam jednak faktowi, że Jezus jakiś wyjątek uczynił, a opisywane przez pastora przypadki są celowo bardzo skrajne.
Rzecz w tym, że Jezus nie uczynił żadnego wyjątku, który miałby obowiązywać wierzących pod Nowym Przymierzem. On tylko zinterpretował wyjątek istniejący już dla Żydów pod Starym Przymierzem, odpowiadając na konkretne pytanie o interpretację konkretnego przepisu Tory. Nic więcej. To my wyczytujemy więcej niż tam jest napisane. I sami robimy sobie kłopot.
szelka napisał(a):
Przy okazji, również małżeństwo mieszane, takie jak moje, uważam za "rozrywalne" jedynie w przypadku, w którym strona niewierząca nie jest w stanie zaakceptować wiary współmałżonka i z tego powodu nie chce z nim żyć (czyli nie jest rozrywalne z powodu niewierności strony niewierzącej). Do tego inicjatywę rozwodową ma podjąć strona niewierząca. Tak rozumiem myśl Pawła.
Ok, do tego miejsca pełna zgoda. Choć powód odejścia strony niewierzacej nie jest sprecyzowany przez Pawła kategoriach religijnych czy duchowych. Jest tylko napisane, że "nie chce z nim żyć".
szelka napisał(a):
Nie wchodzę tutaj w tematykę skrajnych, odrażających nadużyć na polu wszeteczeństwa (porneia) bo Paweł się tym nie zajmował. Gdyby jednak należało tę tematykę podnieść, ja bym była za uwolnieniem strony wierzącej od potwora.
Tu już mamy trochę "pod górkę". Pan Jezus kazał wybaczać nawet 77 razy. Moim zdaniem Paweł nie zajmował się tą kwestią z najprostszego powodu - dla wierzących pod Nowym Przymierzem ta kwestia nie istnieje. Gdyby istniała, to Paweł zająłby się nią z całą pewnością, bo przecież po to pisał cały rozdział I Kor. 7, żeby rozstrzygnąć kwestie m.in. rozwodów. Myślę, że prawda jest tutaj banalnie prosta, tylko trudna to przyjęcia z powodów emocjonalnych. Tak jak kwestia przebaczenia winowajcom, w której nie widzę żadnych wyjątków dla żadnych potworów.
szelka napisał(a):
Jeżeli przyjmiemy, że zakon jest paidagogos do Chrystusa, to każde porządkowanie zła jest krokiem naprzód. Tak postępuje się w mądrej pedagogice/resocjalizacji. Korczak np mówił "bij, ale nie za mocno, gniewaj się, ale tylko raz dziennie". Tak rozumiem wychowywanie stosowane przez Boga przez cały okres Starego Testamentu. Dlatego lepiej mieć cztery żony, niż cztery kochanki i lepiej walczyć w armii, niż zabijać dla rozboju. Oczywiście nie promuję tutaj poligamii ani wojen jako rzeczy dobrych samych w sobie.
Zgadzam się. Tylko, że Prawo było "padaigogosem" do momentu przyjścia Mesjasza:
"Tak więc zakon był naszym przewodnikiem do Chrystusa, abyśmy z wiary zostali usprawiedliwieni. A gdy przyszła wiara, już nie jesteśmy pod opieką przewodnika" [Gal. 3:24-25]Czyim przewodnikiem był zakon Mojżeszowy? Tych, którzy go otrzymali. Inni mieli prawo naturalne, które też otrzymali w sumieniach. Oczywiście, jak słusznie zauważył Dan Gruber, padaigogosa po zakończeniu jego służby nikt nie zabijał, więc Prawo nie zostało zniesione, tylko zmieniło swoją rolę. A prawo naturalne nie przewiduje poligamii - gdyby przewidywało, to w arce Noego mielibyśmy całkiem spory tłum ludzi, a Abraham nie miałby problemu z Hagar. Dla pogan Prawo Mojżeszowe nie jest "padaigogosem do Mesjasza". Jest nim prawo naturalne.
szelka napisał(a):
SW napisał(a):
Dobro i zło nie są relatywne. To nie jest tak, że ten sam czyn dotyczący uniwersalnych zasad moralnych jest grzechem dla ludzi odrodzonych i nie jest grzechem dla nieodrodzonych. O ile wiem, poligamia aż do czasów Noego była raczej wyjątkiem, a sam Noe i jego synowie mieli po jednej żonie, choć dysponowali jedynie prawem naturalnym w sumieniu.
Gdyby tak było, to sąsiedzi Gabi nie powinni się pobierać, bo w niczym nie zmieni to ich sytuacji i pozostają nadal w grzechu, tyle ze z papierkiem.
Nikt nie powinien grzeszyć. Sąsiedzi Gabi będą sądzeni z uczynków, jeśli się nie nawrócą i nie narodzą na nowo. Czyniąc więcej zła, będą odpowiedzialni za więcej zła. A ich uczynki zostaną włożone na ich głowę. Ciążący na nich gniew Boży jest proporcjonalny do zła, jakie popełniają - ja nie miałbym odwagi powiedzieć nikomu, że może sobie robić, co chce, bo w niczym to nie zmieni jego sytuacji. Zmieni, bo czyniąc zło, niszczą siebie i innych, deprawując np. własne dziecko). Zmieni, bo otrzymają większą karę, którą będą odbywać w wieczności. Czyli zmieni wymiar kary, ale nie zmieni miejsca i czasu jej odbywania. A to nie jest to samo.
szelka napisał(a):
Czy nie raczej według naszego poznania sądzi nas Bóg? A ono nie wzrasta tym bardziej, im bardziej w Jego kierunku porządkujemy nasze życie? Czyli dobro i zło nie jest relatywne, ale jego poznanie jest stopniowe?
Tutaj nie ma mowy o "stopniowym poznawaniu". Sąsiedzi Gabi wiedzą, że poligamia jest złem i prawdopodobnie mają świadomość, że rozwód jest złem. Więc argumenty pastora w tej kwestii upadają. Należałoby ich zapytać, czy życie "na kocią łapę" jest według nich dobre czy złe. Czy gdyby nie problem z rozwodem kościelnym, to chcieliby się pobrać? Bo z tego, co rozumiem, to powodem, dla którego się nie pobrali, jest brak pieniędzy na "unieważnienie małżeństwa" w krk, a nie ich przekonanie, że dobrze czynią.