Jeszcze jeden powód do edukowania dzieci w domu.
http://niezalezna.pl/artykul/homobajeczki/41052/1Z tym argumentem o hartowaniu dzieci naprawdę trzeba uważać. Przecież wszelkie "bodźce hartujące" dawkujemy bardzo roztropnie, stosownie do indywidualnego rozwoju naszych dzieci (a nie do wieku metrykalnego). Przed wieloma rzeczami je chronimy aż nie osiągną odpowiedniego wieku. Posyłając dzieci do szkoły tracimy nad tym kontrolę. Istnieją bardzo poważne głosy ostrzeżeń przed wczesnym posyłaniem dzieci do szkół.
Jeśli kto chce zgłębić kwestie szkodliwego wpływu szkoły polecam zagadnienie ukrytego programu. (T. Bauman, Ukryte aspekty edukacji [w:] B. Śliwerski (red.), Kontestacje pedagogiczne, Impuls, Kraków 1993, R. Meighan, Socjologia edukacji, Wyd. UMK, 1993, ŻŁOBICKI Wiktor : Ukryty program w edukacji)
Trzeba też uważać z terminem socjalizacja. Często jest różnie rozumiany i czasem chrześcijanie mogą zostać uznani za nie w pełni zsocjalizowanych.
Dzieci edukowane domowo, w różnych badaniach, przewyższają te szkolne w pozycji na skali zdrowia psychicznego, maja bardziej rzeczywisty obraz siebie, maja niski poziom leku, wieksza niezaleznosc od rówiesników, wyzsze poczucie odpowiedzialnosci, sa mniej agresywne, mniej nastawione rywalizacyjnie.
Spotkałem się z argumentem który można by streścić tak : w szkole jest prawdziwe, często twarde życie, trzeba posyłać dzieci do szkół jak najwcześniej żeby uczyły się jak przetrwać w szkole. Ot logika. Przecież wystarczyłoby nie posyłać dzieci do szkół i nie musiałyby się uczyć w niej żyć.
To chyba Kisielewski powiedział, że socjalizm to ustrój w którym bohatersko walczy się z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju.
Niech też nikt nie uważa edukacji domowej za jakąś współczesna modę. To stary sprawdzony sposób nauczania. Masowe szkoły publiczne są raczej modą ostatnich kilkudziesięciu lat.
Kto może niech uczy dzieci w domu.