Zastanawiałem się czy nie założyć nowego wątku w temacie " Jakiej pracy nie powinien wykonywać chrześcijanin" lub " Jakiej pracy powinien unikać chrześcijanin". Mam kilka dylematów, które naszły mnie. Proszę od razu, aby nikt nie poczytał tego co napiszę, jako coś co stwierdzam z całą stanowczością lub, by nie poczuł , że piszę w tym momencie ad personam. Wiem, że niektórzy mają taki czy inny zawód, ale chciałbym , abyśmy wspólnie się zastanowili nad pewnymi wątpliwościami. I tak jak pisał Rafał, musielibyśmy wyjść ze świata, żeby przestać w nim być. Ale pytanie brzmi: Jak mamy w nim pozostawać?
Czy takie zawody i praca jak : handlowiec zbożami ( czyli ja) - gdzie wiem jakimi środkami rolnicy opryskują zboża, że czasem są one nielegalne, trujące, randapują rzepak, a potem ja ten rzepak wprowadzam do obrotu. Mówię o ogólnym zjawisku, o którym wiadomo, że niektórzy tak robią, bo przecież za rękę nikogo nie złapałem, ale mam świadomość, że niektóre środki ochrony roślin są niedopuszczone przez prawo do obrotu , a mimo to zdarza się, że rolnicy je stosują i tym samym działają na szkodę ludzi, bo nie wiemy jaka dawka może okazać się tą, przy której ktoś bardziej podatny lub uczulony, może odczuć to na zdrowiu. Czy sama świadomość tego faktu nie powinna dyskwalifikować takiej pracy? Albo sprzedawca środków ochrony roślin i nawozów, który wie, że korporacja i koncern ma gdzieś zdrowie człowieka, liczy się pieniądz i słupki na komputerach szefów.
Aptekarz. Przecież zdaje sobie sprawę, że na przykład szczepionki , które sprzedaje zawierają choćby rtęć, czy inne substancje szkodliwe, ale sprzedaje je rodzicom, ci szczepią dzieci, a później niektóre lądują z porażeniem mózgowym, i innymi chorobami nieodwracalnymi na przykład w ośrodku , gdzie pracuje moja bratowa. Czy taki aptekarz(aptekarka) nie dokłada tejże "złej cegiełki" swoją pracą? Przecież wie, że czasem nie liczy się dobro pacjenta i chorego, tylko to , że ma zrobić plan sprzedażowy, bo wymaga od niego tego szef, a od szefa firma , która mu po dobrych cenach wciska te leki. On dostaje bonusy, premie, nawet wycieczki, a aptekarz ma na to zarobić, czasem wciskając ludziom leki, nawet gdy w danym momencie ich nie potrzebują. I proszę mi nie mówić , że tak nie jest, bo czasem obserwuję jak pani stoi przy okienku, a pani zza lady: "a może jeszcze tę witaminkę albo taki lek na wątrobę, może to może tamto" Oczywiście, że w takich przypadkach nie wciska usilnie trucizny, ale samo podejście nie jest uczciwe w moim przekonaniu.
Nauczyciel na przykład fizyki? Kreacjonizmu nie pozwolą mu uczyć, więc z miejsca powinien chyba odpuścić sobie ten rodzaj aktywności? Nieprawdaż? Nie wyobrażam sobie będąc chrześcijaninem nauczać , że "...millions and millions years ago..."
Sprzedawca w księgarni innej niż chrześcijańska. Jak dla mnie odpada i chyba nie muszę pisać dlaczego.
Bibliotekarz/karka. Czy ktoś kto pracuje jako bibliotekarz w szkole, wiedząc jakie pozycje są na półkach obecnie, wydając je uczniom, wszelkie lektury; Tolkieny , nie Tolkieny ( " Hobbit. Tam i z powrotem" - lektura w I klasie gimnazjum , nie wiem czy we wszystkich szkołach), magia, czary w lekturach, światowe książki itd... czy jako chrześcijanin powinien przykładać do tego rękę i chcąc nie chcąc akceptować to, że wie jakie są treści w tych książkach, a mimo to godzi się na wydawanie tych książek uczniom, dzieciom?
Jakie macie przemyślenia w tej kwestii? Jakie zawody przychodzą Wam jeszcze na myśl, gdzie po zastanowieniu również można by znaleźć podobne dylematy?
_________________ GrainTrader
|