Owieczka napisał(a):
Problem w tym, że niektórych talentów nie można zakopać, bo zaśniedzieją.
Z punktu widzenia biblijnego nie należy mylić darów z talentami. Powołanie i dary są nieodwołalne [Rzym. 11:29]. Wiem, że kontekst mówi o Izraelu, ale wygląda to na zasadę ogólną. Można odmówić używania czegoś, co Bóg dał, żeby tym obracać i przynosić Bogu chwałę. Jak ten sługa z przypowieści. I to się dobrze nie kończy. Ale on wiedział, co dostał i wiedział, co ma z tym robić. Tak jak pozostali dwaj.
Owieczka napisał(a):
Widocznie nie otrzymałam daru, tylko miałam jakieś tam naturalne zdolności, które na nic Panu Bogu nie były potrzebne. Gdyby było inaczej, otworzyłby mi jakieś drzwi do usługi. Teraz to jestem zwyczajnie za stara, czas minął. Niby kto bo będzie słuchał starczych śpiewów ..? Poza tym jestem wypalona, zmęczona, sterana życiem.
To nie my decydujemy, kiedy zostaniemy użyci. I nie możemy twierdzić, że jesteśmy "z starzy". Nawet Mojżesz będąc po 80-tce nie stwierdził, że jest "za stary". Miał inny problem. Warunkiem użycia nas do celów zaszczytnych jest gotowość i czystość z naszej strony. Reszta należy do Pana. Pozwól, że to On oceni, czy twoje śpiewy są "starcze".
Owieczka napisał(a):
MM napisał(a):
Może zdążymy coś z tym zrobić zaledwie pięć minut przed śmiercią, albo Jego przyjściem?
Czyli jak Samson? Tyle, że on zgrzeszył i musiał za to zapłacić wysoką cenę. My podobno żyjemy w czasach łaski, poza tym nie wiem, czym zasłużyłam sobie na taką długotrwałą odstawkę. Nie, żebym nie była świadoma swojej grzeszności, ale przecież na bieżąco błagam Go o wybaczenie. Czemu więc mi nie wybacza?
Przepraszam, droga Siostro, ale gorycz zasłania Ci oczy. Bóg wybacza i nie ma podstaw, żeby twierdzić inaczej. Dowodem jego miłosierdzia nie jest otworzenie drzwi do służby, a przynajmniej nie musi być. Nie tacy jak Ty życzyli sobie nawet śmierci, a potem Bóg ich wzmocnił i użył wbrew wszystkiemu, co sobie myśleli.
Owieczka napisał(a):
Nie wiem. Jego wola, nie moja. Jestem jak zepsute, popękane i stare naczynie, z którego wycieka już woda. Ne do użytku. Ale widać tak ma być. Jednych przeznaczył do bycia naczyniami szlachetnymi, innych do odstawki. Jeśli miałabym czekać na ostatnie 5 minut życia ze swoim "darem", to jaka niby z tego radość? Zbyt długie czekanie na coś sprawia, że już nam się tego odechciewa. Mi się odechciało.
A czy Ty służysz dla własnej radości czy dla Pana? Czy chciałoby Ci się tylko wtedy, gdybyś to Ty miała się z tego cieszyć? O ile wiem, radość przychodzi w trakcie służby, choć możemy nawet nie chcieć albo nie mieć siły, żeby się podnieść i służyć. To akurat znam z autopsji. Sługa nie jest hobbystą tylko sługą. W Królestwie Bożym pracuje się dla Pana i to On ma być zadowolony. Reszta to bonusy dla nas.
No i nikt nikogo nie przeznaczył do bycia naczyniami szlachetnymi albo do odstawki. Nie gadaj jak kalwinistka, bo to szkodzi i prowadzi do zasłaniania się predestynacją. Ale to nie ten wątek.
Owieczka napisał(a):
20 lat bez zboru, ponad 20 lat. I co, teraz, na stare lata mam coś gdzieś budować? Rany, już nawet nie wiem jak. Nauczyłam się mojej samotności, przyzwyczaiłam się, przestałam pragnąć czegokolwiek innego. Bo ileż można. Ja nie będę żyła 120 lat, jak Mojżesz. Zresztą nawet on zaczął pełnić służbę, jak mu stuknęła 40. Mam zdecydowanie więcej.
O ile pamiętam, to gdy Mojżeszowi stuknęła 40-stka, to dopiero zaczął pasać kozy Midianitów na pustyni. I robił to przez kolejne 40 lat. Może to zdrowsze dla nerwów niż uczenie w szkole, ale po takim książęcym życiu jakie miał, i tak musiało być trudne. Czasem trzeba przeżyć dłuższy czas nas pustyni, żeby coś zrozumieć. Owszem, na pustyni człowiek dziczeje, ale Pan Bóg i na to ma swoje sposoby.
Owieczka napisał(a):
Dla mnie jest za późno. A pięć minut nie zrekompensuje mi całego życia. No, ale są tacy, co mieli gorzej. Byli na przykład niewolnikami, ginęli torturowani czy siedzieli w więzieniu. Moje więzienie nie jest jeszcze takie złe. Mam internet, dobre jedzenie i nawet mogę wyjść na spacer.
To nie my decydujemy, kiedy jest za późno. Dobrze radzi ppajda. Przylgnij do Pana bezwarunkowo, bo inaczej gorycz Cię pochłonie do reszty.
ppajda napisał(a):
Tak nie można myśleć, bo to Bóg decyduje, czy i gdzie będziemy, a gdzie nie. Dzieci Boże nie należą już do siebie samych i nie dysponują sobą według własnego uznania. A w przypadku, gdyby "nie będę już w żadnym zborze" było wyrazem rezygnacji mającej swój korzeń w utracie nadziei, że Bóg może w każdej chwili zmienić nasze położenie, należy koniecznie znów we wierze przylgnąć do Pana.
Amen.
Proponuję jednak wrócić do tematu wątku.