Smok Wawelski napisał(a):
Radość to nie jest błazenada, ale przeciwna skrajność zakazująca człowiekowi czerpania przyjemności z tego, co Bóg stworzył i pobłogosławił, również jest wypaczeniem przesłania Słowa Bożego moim zdaniem.
W tym zdaniu określasz granice tego co nie jest przesłaniem Słowa Bożego w kwestii wyrażania i odczuwania radości. Co w takim razie jest tym przesłaniem : odczuwanie i czerpanie przyjemności z tego co Bóg stworzył i pobłogosławił ?! Ale jak Twoim zdaniem, mamy tę radość okazywać, przejawiać ? W jaki sposób, w jakiej formie, bo o to przecież nam tu chodzi ? Nie samo przeżywanie jest przedmiotem naszej dyskusji, ale jej zewnętrzne objawy, jej okazywanie.
Smok Wawelski napisał(a):
Duch Święty NIGDY nie działa wbrew temu, co napisał w Słowie Bożym, bo musiałby zaprzeczyć sam sobie.
Ja nie napisałam, że DŚ działa wbrew Słowu Bożemu, ale może działać wbrew ludzkiej tradycji w której było się wychowywanym !
Smok Wawelski napisał(a):
Mam wrażenie (popraw mnie, jeśli się mylę), że z deszczu środowiska surowego i dodającego ludzkie przepisy do Słowa Bożego (żeby przypadkiem Słowa nie pogwałcić - to taki "talmudyczny" zabieg) trafiłaś pod rynnę w środowisku, które "nie potrzebuje zakonu, bo jest pod łaską" i w którym każde zachowanie - nawet nabardziej nieprzyzwoite - może być wytłumaczone "intymną relacją z Bogiem" lub "wolnościa w Duchu Świętym". To powoduje u Ciebie poczucie winy i lęk, że możesz się zgorszyć czymś, co jest święte. Z jednej strony pewne zachowania budzą w Tobie niepokój, ale z drugiej strony czujesz presję, żeby uznać je za normalne. Współczuję Ci, jeśli tak jest.
Pierwsza część Twojej diagnozy była właściwa, a druga raczej nietrafiona ! To byłby dla mnie za duży szok psychiczny i duchowy, chyba nie dałabym rady wytrzymać tak skrajnych opcji ! Problem wystąpił raczej w dziedzinie własnego „ja” . Za dużo wysiłku i uwagi w swoim życiu poświęcałam temu by być „doskonałą” i nawet nie zauważyłam jak to bardzo odsuwało mnie od Boga
im lepiej się ze sobą czułam i miałam większe poczucie dumy z tego co robię, tym mniej potrzebowałam w swoim życiu Boga. Mam wrażenie, choć też mogą się mylić, ale piszę to na podstawie własnych doświadczeń, że Twój świat jest właśnie taki poukładany, określony regułkami, wszystko jest zawsze na właściwym miejscu i dobrze się ze sobą czujesz, dobrze i pewnie czujesz się w świecie, który sobie stworzyłeś i to może być właśnie niebezpieczne z punktu widzenia relacji z Bogiem.
Smok Wawelski napisał(a):
oda napisał(a):
Dz.Ap. 10:13-15
13. I odezwał się do niego głos: Wstań, Piotrze, zabijaj i jedz!
14. Piotr zaś rzekł: Przenigdy, Panie, bo jeszcze nigdy nie jadłem nic skalanego i nieczystego.
15. A głos znowu po raz wtóry do niego: Co Bóg oczyścił, ty nie miej za skalane.
(BW)
Nie zdziwiłbym się, gdyby ten werset został Ci "podrzucony" przez kogoś, kto właśnie wywiera na Ciebie presję, żebyś się "otworzyła" na zachowania, które przeczą wstrzemięźliwości Ducha, a za to świadczą o braku wstrzemięźliwości "ducha". Tacy ludzie na ogół nie znają Biblii i dlatego robią to, co robią.
O wywieraniu wpływu lub presji na ludzi wolałabym nie pisać, gdyż my też sami wywieramy wpływ na nich, a im większe poznanie posiadamy, tym większą kontrolę duchową sprawujemy nad tym co się wokół nas dzieje. Dotknąłeś tutaj sprawy wstrzemięźliwości, to przeciwległy biegun przyzwoitości. Tak jak poczucie przyzwoitości hamuje nasza zachowania, tak wstrzemięźliwość może je nadmiernie blokować. I jedno i drugie może mieć negatywne skutki, gdyż może przeszkadzać Duchowi Świętemu w Jego pracy.
Smok Wawelski napisał(a):
Czy widziałaś kogoś ze swojego zboru chodzącego nago po ulicach Twojego miasta jako znak dla mieszkańców?
oda napisał(a):
Ja się martwię raczej o to, że jeśli Bóg kazałby to komuś zrobić, jako znak dla mnie, ja mogłabym go nie przyjąć i zgorszyć się jego widokiem
Smok Wawelski napisał(a):
A dlaczego Bóg miałby kazać to komuś zrobić dzisiaj, skoro Duch Święty został już wylany?
Myślisz, że nie ma się o co martwić i że Duch Święty wszystko za nas załatwi, trochę to dla mnie brzmi niepokojąco ! A gdzie nasza postawa wewnętrzna, gdzie nasza otwartość na wpływ i działanie tego ducha ? Czy jak będziemy zamknięci, na skutek jakiś uprzedzeń, blokad wewnętrznych, to czy DŚ będzie mógł przemówić do naszego serca ?
------------------------------------------------------------------------------
oda napisał(a):
Zadam więc pytanie pomocnicze: co uświęca związek? Co czyni go czystym, a więc i przyzwoitym?
Smok Wawelski napisał(a):
Przymierze małżeńskie - nawet jeśli małżonkowie Boga osobiście nie znają. Dlatego małżeństwo agnostyków lub pigmejów jest czyste i przyzwoite.
W tym mnie zasmuciłaś i rozczarowałeś ! Czyżby w Twoim małżeństwie liczyło się tylko przymierze małżeńskie i to wszystko !
----------------------------------------------------------------------------------
Smok Wawelski napisał(a):
Problem w tym, żeby właściwie interpretować to, co się Bogu podoba i żeby w tych sprawach człowiek nie zastępował Boga tworząc ludzkie i de facto cielesne normy, które tak naprawdę odbiegają od Słowa Bożego.
Całkowicie się z Tobą zgadzam, Też o tym pisałam :
Cytuj:
To z kolei możemy różnie robić i popełniać mnóstwo błędów w interpretacji.
Smok Wawelski napisał(a):
Bóg podał swoje Słowo jako standard obiektywny, niezmienny i zewnętrzny w stosunku do człowieka. On ocenia zewnętrzne zachowania, a także wewnętrzne myśli i intencje człowieka [Hebr. 4:12; Jak. 1:23-24]. Również te przyzwoite i nieprzyzwoite. Najważniejsze jest to, żeby prawidłowo interpretować standard.
oda napisał(a):
To z kolei możemy różnie robić i popełniać mnóstwo błędów w interpretacji. Masz jakiś pomysł jak to robić poprawnie?, albowiem : „…chociaż każdy wiersz zawiera prawdę absolutną, to nie w każdym wierszu zawarta jest cała pod względem treści prawda, przeciwnie; ta zawarta jest dopiero w całej Biblii.” (Ks. A Wantuła „Zarys Homiletyki Ewangelickiej”)
Smok Wawelski napisał(a):
Zgadzam się z księdzem dobrodziejem.
Żeby być uczciwym, to nie ksiądz dobrodziej wymyślił tę wielką zasadę interpretacji SB, a Augustyn, który zawarł ją w jednym ze swoich dzieł egzegetycznych pt „O nauce chrześcijańskiej”
Smok Wawelski napisał(a):
Czytać należy w kontekście. Pomysł owszem mam, ale nie ja go wymyśliłem, lecz był znany "od zawsze". Wdrażam go konsekwentnie i jak na razie widzę, że jest ok. Był znany już apostołowm. Żydzi nazywali go p'szat, a najwcześniejsi Ojcowie Kościoła stosowali go w ramach tzw. "szkoły antiocheńskiej". Szczegóły w przybliżeniu znajdują sie tutaj:
http://apologetyka.com/teologia/hermene ... rmeneutykaCytuj:
Interpretując Biblię musimy być świadomi swoich ograniczeń. Więc przede wszystkim wszelkie wątpliwości językowe sprawdzamy w oryginale a nie w innych przekładach. Staramy się dociec sensu wyrazowego (historycznego), gdyż on jest podstawą wszelkiej dalszej interpretacji Biblii. W tym celu musimy uwzględniać różnicę gatunków literackich Biblii i trzymac się kontekstu. Trudniejsze fragmenty tłumaczymy w świetle fragmentów bardziej oczywistych i z uwzględnieniem tekstów paralelnych. Na całość patrzymy z perspektywy tego, co objawił NT,http://apologetyka.com/teologia/hermeneutyka/jz-hermeneutyka
Pomysł jak najbardziej dobry, ale z przytoczonego fragmentu wnioskuję, że trudny do zastosowania w praktyce nie tylko dla mnie, ale dla wielu zwykłych, choć szczerych sercem, chrześcijan
No chyba, że wystarczy zastosować tę :
Smok Wawelski napisał(a):
Ale myślę, że podstawowe zasady takie jak czytanie w kontekście i pierwszeństwo znaczenia dosłownego nad symbolicznym są bardzo proste i dostępne dla każdego.
Smok Wawelski napisał(a):
Właśnie dlatego potrzebujemy obiektywnego standardu Pisma, żeby nie ulegać pokusom przypisywania Duchowi Świętemu zachowań, które wynikają tak naprawdę albo z cielesności, albo wręcz pochodzą od duchów zwodniczych.
To zdanie według mnie jest bardzo ważne - to Słowo Boże dokonuje ostatecznej oceny, czy to co robimy podoba się Bogu, czy nie, ono też pokazuje nasze motywacje, czy to co robimy wynika z naszej cielesności i czy nie dajemy się zwieść.
-----------------------------------------------------------------------------------
oda napisał(a):
Myślisz, że Jezus był postrzegany w swoich czasach tak samo jak jest postrzegany dzisiaj?
Smok Wawelski napisał(a):
Rodzina z początku nie wierzyła, ale potem część rodziny uwierzyła. Uczeni w Piśmie też jedni uwierzyli, inni nie. Z wyjątkiem tych, którzy postanowili Go zgładzić. Prosty lud obwołał Go Królem, a potem odszedł. Uczniowie uwierzyli, potem uciekli, a potem wrócili. Poganie zachowali się najlepiej, ale oni zaczęli się nawracać głównie po zmartwychwstaniu Jezusa. A teraz mamy czasy ostateczne. Myślę, że trudno porównywać tamte czasy z obecnymi.
Czyli Jezus w swoich czasach nie musiał się przebijać przez pancerz uprzedzeń, nieufności, pogardy, odrzucenia, był od razu niekwestionowanym liderem religijnym i akceptowany jako Syn Boga !? Jak to co robił i kim był przekładało się na Jego codzienne życie i relacje z najbliższymi ? Myślałeś o Nim jak o zwykłym człowieku, z tymi samymi pragnieniami i tęsknotami jak Twoje !?
Nasze posty są coraz dłuższe, próbowałam jakoś posegregować problemy o których piszemy i wyróżniłam kilka dziedzin: pierwsza dotycząca wyrażania uczuć, druga dotycząca umiejętności właściwego oceniania zachowań, trzecia porównywania naszego spojrzenia z perspektywy dzisiejszego chrześcijaństwa, na sytuację chrześcijan i Jezusa w Jego czasach. Też nie udało mi się uniknąć nadmiernego rozszerzania tematu, choć próbowałam, wtedy gdy nie było to ze szkodą dla istotnych elementów naszej dyskusji, mam jedynie tę cichą satysfakcję, że udało mi się to jakoś uporządkować (chyba odezwała się moja stara natura
)
Pozdrawiam.