Paulos, chyba się nie rozumiemy, więc mała synteza:
A. Jestem wyznaczony przez Boga do zbawienia.
B. Nie jestem wyznaczony.
W konsekwencji:
A. Jestem, więc nie muszę nic robić, żeby zbawienie "utrzymać". (pięknie)
B. Nie jestem, więc mimo dobrych chęci i nieważne jakich wysiłków zbawiony nie będę. (jeszcze piękniej).
Tak uważasz, prawda?
Jeśli możesz, to też "syntetyzuj" (szczególnie ciekawi mnie to, jak rozumiesz "wybranie" - w kilku słowach, czym ono jest i jego konsekwencje).
Pozdrawiam -
M.
PS. Ja nie uważam w ogóle, mam wątpliwości. Nie pasuje mi Bóg "rzucający kostką", aby wyznaczyć jednych do wiecznego odpocznienia, a drugich (siłą rzeczy) do wiecznej męki. Nie podoba mi się też to, że gdy brakuje argumentów i odrobiny szczerości zasłaniamy się tym, że pojąć Boga nie możemy. I zgadzam się tutaj z SzS, że mamy rozum, aby rozsądzać i dochodzić (z Bożą pomocą) do pewnych wniosków, a nie po to, żeby zastanawiać się nad istotą rzeczy, po czym (nie rozumiejąc) stwierdzić, że Bóg wielki (i owszem) i Jego drogi ponad naszymi (chociaz to prawda).
Mój mały rozumek stworzył jeszcze jedno pytanie:

po co mamy szukać rozwiązań, odpowiedzi, badać Pisma, po co tak wielki głód Prawdy jeśli istnieją rzeczy nie do rozwikłania..?
Zmęczony jestem...
