Witam
Czytając posty w temacie "muzyka chrześcijańska" nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jednak trudno jest nam osądzić i wydać "świadectwo koszerności" temu czy innemu zespołowi bez włączania w to własnych upodobań muzycznych. Innymi słowy parafrazując autora listu do Hebrajczyków mamy problemy z oddzieleniem "duszy od ducha".
Nie chcę tutaj absolutnie bronić chrześcijańskich rockmanów, ale jedyne, co udaje mi się wywnioskować na podstawie słuchania to to, czy tekst jest zgodny ze Słowem Bożym, oraz czy muzyka jest w moim guście czy nie.
Raczej nie poważyłbym się na ocenę "duchową" - może pomijając ewidentne ekstrema. Pewnie mógłbym powiedzieć więcej znając owoce życia poszczególnych muzyków, ale to zwykle niemożliwe
Jeśli chodzi o "test Robsona" to nie próbowałem. Może dlatego, że choć muzyka jest moją pasją to jakoś nie sądzę, że jest to istotny temat do rozmów z Panem (może się mylę...)
P.S. Jeśli miałbym kogoś polecić do posłuchania to grupę VanZant, gitarzystę Jorma Kaukonnen, Amy Grant Legacy& Hymns, Brooklyn Tabernacle Choir - wszystko do znalezienia na Youtube lub MySpace...