Rafael napisał(a):
Zaczynamy dotykać już innego tematu a mianowicie kwestii tzw. autorytetów i sposobu zarządzania Kościołem.
A ja mam wrażenie, że wcale nie dotykamy innego tematu. Tymi, którzy najbardziej interesują się deklaracjami członkowskimi, są przywódcy grup chrześcijańskich (nie wszystkie określają się mianem zborów). Dla wierzących nie będących pastorami, prezbiterami, liderami, animatorami i innymi -ami, tak naprawdę nie jest istotne, czy podpisali deklarcję, czy też nie. Przecież nie wpływa to na ich społeczność z innymi wierzącymi. Chyba, że mamy społeczność ze sobą według przynależności konfesyjnej czy organizacyjnej. Wtedy faktycznie deklaracja i wyznanie: Jestem członkiem denominacji X", będą czemuś służyły. Tylko czemu? Rozpoznawaniu braci w Panu?
Cytuj:
Osobiście uważam, że każdy Kościół, czy to akceptuje, czy też nie posiada jednego przywódcę. Problem tkwi w tym czy jest to przywództwo jedynie formalne, czy też potwierdzone przez Boga i zaakceptowane przez Kościół.
Gbybyś miał na myśli Chrystusa jako Głowę Kościoła, powiedziałbym Amen. Obawiam się jednak, że masz coś, a właściwie kogoś innego na myśli.
Widzę, że jesteś zwolennikiem monarchiczego administrowania sprawami kościołów. Używam słowa "monarchiczny" w ścisłym, a nie potocznym tego słowa znaczeniu.
Zachęcam Cię Rafaelu do przestudiowania pod tym kątem NT. Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy ludem Starego i Nowego Testamentu. Nastąpiło bowiem przejście od teokratycznego królestwa Izraela, sprawowanego przez namaszczonego przez Boga pomazańca, do Bożej rodziny i domostwa, które stanowi Kościół.
Kościół, a w wymiarze lokalnym kościoły, nie to monarchia, choćby nawet najbardziej obdarowanego i uduchowionego brata. Według NT w kościołach nie ma "królów", ale bracia, którzy są równi i zachowują między sobą społeczność wzajemności.
Cytuj:
Co do deklaracji to odmowa popisania rzeczywiście pokazuje, że człowiek ma jakiś problem i być może za jakiś czas odejdzie do innej społeczności.
A czy sądzisz, że jeśli podpisze, to utożsami się z grupą, tak że jej nie opuści? Czy deklaracja członkowska ma być deklaracją wierności względnie lojalności wobec zboru?
Cytuj:
Niekoniecznie osoba nie będąca formalnym członkiem społeczności musi być traktowana inaczej, choć osobiście nie byłbym skłonny powierzyć takiej osobie odpowiedzialnej służby,
Właśnie Twoja wypowiedź świadczy o tym, że taka właśnie jest praktyka. Osoby nie podpisujące deklaracji są uważane za "wątpliwe".
Cytuj:
Ponadto osoby mające „duchowy” problem z deklaracjami przy okazji mają problemy w różnych innych kwestiach typu: brak miłości w społeczności, czy legalizm albo stagnacja.
Jestem przekonany, że w istocie tak właśnie sądzisz, i nie tylko Ty jeden w chrześcijaństwie. Potwierdzasz tym samym, że istnieją jednak wierzący "drugiej" kategorii, mający... wiele innych problemów. Mówisz tak, jakby wierzący podpisujacy deklaracje członkowskie byli wolni od np. legalizmu czy braku miłości.
Jeśli sądzisz, że powodem braku akceptacji dla formalnego członkowstwa wyrażającego się w postaci deklaracji są tzw. "przejścia" wierzących z przełożonymi , to mylisz się zasadniczo. Ileś lat spędziłem w chrześcijańskiej denominacji, będąc także jej duchownym. Nie jest to mój powód ani do chluby, ani wstydu, ale pozwoliło mi to spojrzeć na kwestię z pewnej, bliższej nieco perspektywy. Swego czasu poprosiłem o wycofanie mojej deklaracji członkowskiej. Ale nie z powodu "przejść" (bo takich nie miałem), ale z powodu zobaczenia prawdziwej tj. organicznej natury Kościoła. W moim przekonaniu decyzja ta nie oznaczała i nie oznacza odseparowania się od wierzących, których znam i szanuję. Nie przeżyłem żadnego kryzysu wiary, ani kryzysu autorytetów. Po prostu zobaczyłem prawdę Bożego słowa.
P.S.
Listy wdów, o których wspomniałeś nie miały charakteru dyscyplinującego. Paweł mówi o nich jako pomocy we wsparciu starszych sióstr, a nie ich karceniu. Listy te nie miały zresztą nic wspólnego z formalnym członkostwem w kościołach, a były praktycznym wyrazem troski i opieki współwierzących.
Pozdrawiam w Panu