Syn Marnotrawny napisał(a):
Tak więc intelektualne poszukiwania do Boga nie doprowadzą - takie jest moje zdanie. Nie da się racjonalnie przekonać do istnienia lub nieistnienia Boga. To jest raczej coś wewnętrznego, coś co nie potrafię opisać.
Ok W pełni Cię rozumiem i popieram
.
To jest dar Boga, dawany tym, którzy są otwarci na obdarowanie. Dar przychodzi w rożnych momentach życia - czasami po wielu zakrętach
.
Dar czyli łaska !
Cytuj:
Dowód każdy sobie przeprowadza w sumieniu...
Pozwól zatem, że wyjdę od Kanta
Napiszę to w stronie biernej:
dowód jest przeprowadzany. Gdy człowiek sam spróbuje coś sobie wytłumaczyć ma to jakąś wartość jednakże bardzo nietrwałą - do następnego zakrętu życiowego
. Gdy pozwolimy Bogu "doświadczyć się nam", to On nam udowodni Swoje istnienie i powoli objawi Prawdę o sobie.
Cytuj:
Czytanie i interpretowanie sobie SAMEMU Pism jest moim zdaniem czytaniem jak to mawiał Piotr na "swoją własną zgubę". Wzorem tutaj mogą być żydzi dla którch istnieje Tora pisana i USTNA. No i talmud...
Hm.
Czyżby Żydzi czytali Pisma na własną zgubę - czyżby wierność Jahwe miała ich zgubić hm ...
Żydzi czytają Pisma właśnie wg wielowiekowej tradycji i dlatego mają problem z odnalezieniem Mesjasza. Nie sądzisz, że tacy pogańscy "nowi Żydzi" pojawili się także w chrześcijaństwie i kościoły tradycyjne właśnie są nimi ? Gdzie tradycyjne odczytanie Pism GÓRUJE nad odczytaniem ich z pomocą Ducha Świętego? Wszak DS jest Żywym Bogiem i każdego dnia, każdemu człowiekowi może Pisma objaśniać ? No chyba, że zrobił swoje - kiedyś już natchnął piszących - i poszedł Sobie "spać", a resztę zostawił swoim następcom: urzędnikom i myślicielom w kościołach
Na własną zgubę Pisma czytają właśnie ci , którzy większą wagę przywiązują do jakiegoś rodzaju tradycji (biblijnej, kościelnej, religijnej, bądź innej) i nie widzą udziału DŚ w aktualizowaniu i indywidualizowaniu przekazu biblijnego.
Cytuj:
Dlatego nie chodzi o ZMUSZANIE do tradycji ale o jedyny sensowny odczyt Pisma PRZEZ tradycję...
Tradycja ma to do siebie, że sama zmusza w niej tkwiących do posłuszeństwa
. Tradycja przede wszystkim zniewala - diabłu daje ogarek - a dopiero później umożliwia jako takie poznanie Boga w określonych ramach - wtedy zapala Bogu świeczkę.
Moim zdaniem Twoje zdanie nie jest prawdziwe. Co najwyżej zgodziłabym się z takim jego brzemieniem:
Dlatego nie chodzi o ZMUSZANIE do tradycji ale o sensowny odczyt Pisma PRZEZ tradycjęOdczyt Pism w tradycji może bowiem być bezsensowny, mniej sensowny i bardziej sensowy, ale
nigdy nie będzie absolutnie sensowny.U podstaw bowiem każdej tradycji kościelnej stoi jakiś ludzki interes, mniejszej lub większej grupy ludzi z przeszłości i ich wyznawców z teraźniejszości (ja sadzę, że jest to także interes nieludzki -ale na to pole na razie nie wkraczajmy
).
Każdy kościół buduje wcześniej czy później jakąś trwałą tradycję dla swoich wyznawców, uczy ich rozumienia Pisma, tworzy zespół obrzędów religijnych, wreszcie sankcjonuje grupę kleru bardziej wtajemniczonego od laikatu
Poznanie w takich tradycjach kościelnych ma różny stopień sensowności. O tyle jest w tym coś dobrego, że w każdym z nas ,kto pragnie poznać Boga w sercu, przez osobiste doświadczenie, musi rozpocząć się walka z tradycją o absolutną czystość swojej wiary. Tą swoją walką pokazujemy Bogu JAK BARDZO NAM ZALEZY na spotkaniu z Nim i oddawaniu Mu czci w TYLKO "duchu i prawdzie".
Cytuj:
Zresztą naprawdę uważam, że dla Boga nie jest istotna nasza WIEDZA i ROZUMIENIE tak bardzo jak WIARA i OWOCE SPRAWIEDLIWOŚCI...
Wiedza intelektualna (nabyta od ludzi bezpośrednio, czy z książek ) nie jest istotna, zrozumienie wynikające z doświadczenia Boga jak najbardziej jest istotne. Wiara jest początkiem każdego zrozumienia i osobistego doświadczenia. Owoce sprawiedliwości zaś są coraz doskonalsze wprost proporcjonalnie do naszej zażyłości z Bogiem, do czystości naszego serca w relacjach z Nim. Im bardziej nasze intencje są czyste dla Niego tym bardziej On jest nam bliższy i tym owoc nasz jest doskonalszy.
Całe życie jest doskonaleniem naszej żywej relacji z Bogiem i doskonaleniem naszych owoców z tej relacji płynących.
Żaden owoc na początku nie jest absolutnie doskonały - wpierw pojawia się w formie zarodkowej !
Cytuj:
Mnich widząc ich wiarę i swoie intelektualne chrześcijaństwo pozwolił im modlić się tak jak na początku.
No cóż, coś jest w tej przypowieści miłego, ale czy wiara owych "trzech" była wiarą biblijną? Czy to była Boża wiara, czy tylko tradycyjna? Moim zdaniem oni wierzyli według jakiejś prostej tradycji - im bliskiej - w której wyrośli. Taka wiara mogła być tylko punktem startu dla dojrzalszej wiary, nigdy wiarą wystarczającą.
Co do owego mnicha to i on tkwił w swojej tradycji, oczywiście bardziej intelektualnej niż "nowi wyznawcy". Na jego plus świadczy to, że potrafił poświęcić swoją tradycję - może z tego poświęcenia wyrósł dobry owoc. Kto wie ? Jedynie Bóg (choć pewnie to taka "licentia poetica" de mello).
W każdym razie zasada ustępstw jednej tradycji wobec drugiej, choć może być jak najbardziej korzystna w życiu społecznym - jako zasada tolerancji - niekoniecznie musi jednak prowadzić do osobistego, doświadczalnego poznania Boga. Jedynie
dążenie do wyłamywania się z każdej tradycji ludzkiej po to właśnie , aby doświadczyć Żywego Boga w "czystej postaci" w sercu, ma głęboki i absolutny sens. Oczywiście dla mnie
Cytuj:
Zastanawiałem się czy już/jeszcze/kiedykolwiek byłem chrzescijaninem
Rzecz jasna to Bóg , jeżeli Mu pozwolisz, może Ci to objawić. To On może przeprowadzić "remanent" Twojego dotychczasowego chrześcijaństwa.
Moim zdaniem, jeżeli pamiętasz moment swojej modlitwy o przyjęcie Jezusa do serca i wtedy było to dla Ciebie ważne przeżycie to jesteś chrześcijaninem - choć o stopniu Twojej dojrzałości chrześcijańskiej tylko Pan może Cię przekonać i na pewno to zrobi
.
Zawsze to "absolutne chrześcijaństwo" i absolutne poznanie Pana jest jeszcze przed nami , do niego winniśmy cały czas dążyć, zapominając o tym co za nami !
Cytuj:
"Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić." Łk 15:20-24
I odniosłem to do siebię bo WIEM, że to był dzisiejszy tekst do mnie. Marnotrawny syn wrócił z długiej drogi....
Cieszę się, że tak osobiście odbierasz Słowo ! To bardzo ważne. Tak nawrócił się Augustyn , tak jego przyjaciel i mentor Antoni - o ile dobrze pamiętam "Wyznania"
Stań na tych słowach jak na fundamencie Twojej przyszłości i krocz do przodu, może powoli ale wytrwale. I ja i wszyscy którym tutaj zależy na Tobie będziemy wstawiać się do Boga za Tobą i Twoimi bliskimi.
Pamiętaj także, że dla kobiety i jej dzieci, to mężczyzna i jego wiara musi być oparciem- życzę Ci zatem spełnienia się w tej roli
.
Serdecznie pozdrawiam POWRACAJĄCEGO.