Julenka napisał(a):
To, że Wy do siebie uderzacie i tez nieraz wstrząsacie sobą, to raczej nikt nie ma wątpliwosci, wiec jakaś dyskusja to jednak jest
Julenko, jeśli ktoś głosi gdziekolwiek jakiekolwiek nauczanie (w sensie wykładu Pisma), to Biblia uczy, żeby na podstawie Pism "sprawdzić, czy tak się rzeczy mają" [Dz. Ap. 17:10-12]. Jeśli ktoś chce wykładać Pismo, to powinien je poprawnie, spójnie i harmonijnie z z resztą Pism interpretować. A przynajmniej próbować. Niektóre fragmenty nie stwarzają problemu z interpretacją, a inne stwarzają - dlatego wolno nam dyskutować, przedstawiając powody, dla których interpretujemy je tak, a nie inaczej. Nasze argumenty mogą kogoś przekonywać, albo nie. Ale nie ma sensu cytować w kółko kilkunastu wersetów i powtarzać własnego ich zrozumienia po to, żeby innym "wbić je do głowy". I Kor. 11:3-16 to nie jest łatwy fragment. Dlatego jeśi ktoś chce go tak a nie inaczej interpretować (do czego ma prawo), to ja poproszę o ARGUMENTY.
Jeśli jakaś siostra powiedziałaby mi, że dobrowolnie nakrywa głowę, bo w prostocie serca tak rozumie ten fragment, to ja jej nie będę na siłę niczego prostował - jeśli sama zapyta, co ja myślę, to jej powiem. Ale jeśli ktoś publicznie twierdzi, że każda kobieta powinna nakrywać głowę i upiera się przy tym, mając pretensję, że "do innych nie dociera", to ja sprawdzę jego twierdzenia w Piśmie i zapytam, na jakiej podstawie jest tak pewien tego, co głosi. A jeśli jego nie interesują moje pytania i argumenty, to mam prawo zaprotestować przeciwko każdemu nauczaniu, które jest oparte wyłącznie na sile przekonań nauczyciela, a nie na rzetelnym wykładzie Słowa Bożego. Taka zasada panuje na tym forum i myślę, że jest zdrowa. Natomiast osoby, które przybywają tutaj jako misjonarze własnych poglądów i nie słuchają, co się do nich mówi, po prostu pomyliły adresy.
Julenko, jestem zwolennikiem budującej i merytorycznej wymiany poglądów. Jeśli ktoś mnie o coś pyta, albo podaje jakieś kontrargumenty, w dyskusji ze mną, to zawsze staram się odpowiadać. Ale jeśli ktoś udaje dyskusję i nie odpowiada na moje pytania, tylko powtarza w kółko to samo, ponieważ "ma prawo", "moje argumenty go nie interesują" i "nie musi się odnosić do wszystkich argumentów adwersarza", to dyskusja zamienia się w wygłaszanie własnego zdania i przestajemy słuchać się nawzajem. Próby powrotu do merytorycznej dyskusji nie są uderzaniem w człowieka, tylko najwyżej w pusty dzwon jego pozornej argumentacji.