Cytuj:
a jak to u Ciebie wygląda praktycznie..?
To, że oblatana jestem w "teorii" nie znaczy jeszcze , że tak dobrze mi idzie w praktyce.
Jak mi idzie...? Różnie. Ostatnio toczę walkę o "odrestaurowanie wiary" i "oczyszczenie nauczynia". Przez lata jestem bez społeczności wierzących, a teraz- choć jestem pośród bardzo kochanych braci i sióstr- cały czas jakoś czuję, że jest blokada dla Ducha Świętego( ze względu na tych, któzy tego tak naprawdę nie chcą czy nie pragną).
A jeśli chodzi o języki:
Tak się zastanawiam...U nas nikt językami się nie modli. Nie wolno "bez wykładu" na nabożeństwach ani na mniejszych grupach( indywidualnie tylko, na osobności). I teraz: mam wrażenie, że takie postawienie sprawy powoduje, że w zasadzie nikt nie zabiega o ten dar, nie jest zachęcany, nie próbuje nawet.
A chrzest Duchem...? Pamiętam, że w poprzednim zborze starsi czy inni nakładali na nas ręce, abyśmy przeżyli chrzest. I wtedy ludzie( niektórzy) spontanicznie zaczynali się moldic językami i wielbić Boga. Czemu to miałoby być złe...? Czemu teraz nie wolno? Przecież jak ci ludzie mają przeżyć chrzest Duchem czy zacząć się modlić językami, skoro w zborze w ogóle nic się w tym kierunku nie robi..? Owszem, zanosi się takie ogolne prośby o dary Ducha, ale potem NIC się nie dzieje.
Czy trzeba się bać języków? Zabraniać się nimi modlić, bo "nie ma wykładu"? (zresztą- jak ma być, skoro nikt się nie modli...szansy nie ma).
Ludzie niby pragną darów, ale jakoś się tego...boją?
Jeśli się mylę, to mnie poprawcie. Ale brakuje mi tej wolności, której kiedyś doswiadczyłam. Wiem, że doszło do przegięć, ale czy ze strachu przed przegięciami mamy popaść a paranoję?
Kiedy jestem w zborze, w którym większość nie przeżyła chrztu w Duchu Świętym( i jeszcze niektórzy uważają, że go przeżyli, bo tak ich ktoś uczył), to mam wrażenie, że ludzie są jacys spętani, że tylko zachowują jakieś religijne formy.
Jak z tego wyjść? Czy tylko wołać do Pana, aby coś z tym zrobił? Czy rozmawiać na ten temat?( ale to raczej neiwiele daje), czy coś jeszcze?
Dążenie do czystości i świętości jest chwalebne i dobre. Ale bez wolnosci w Duchu robi się jakieś...legalistyczne...i niektórzy też to widzą, choć może -jak dla mnie- źle interpretują(bo samo podejście do grzechu jest dobre).
Byłam wcześniej w zborze, w którym nie było ani darów Ducha
( dążenia do nich), ani wiary w chrzest Duchem, ani nawet dązenia do swiętego życia pośród chrześcijan, to już w ogóle była tragedia.
W zasadzie to już nie był Kosciół Boży, a jakieś "kółko różańcowe".
Cieszę się, że teraz jest lepiej. Ale tej wolności w duchu troszkę mi brakuje...
Ale chodzi mi o języki( pośrednio o chrzest Duchem, bo to zwizane ze sobą)- nie bać się wolności w tej kwestii? Czy może zakaz modlenia się językami , ze tak powiem, grupowo, jest dobry i wskazany...?Czy może ów zakaz prowadzi do pewnego zastoju w sprawach darów...?