Bea napisał(a):
Zdefiniowanie na początku wypowiedzi Markusa użytego terminu "specyficzna intymność" może ucięłoby te skojarzenia.
Racja. Tego zabrakło. Marcus jest, niestety, sam sobie winien takiej a nie innej reakcji forumowiczów (we mnie też się "zagotowało")
Bea napisał(a):
Piszesz że z moich wypowiedzi wynika że mamy odmienne zdanie w tym temacie..
Czy aby na pewno odmienne?
Takie odniosłem wrażenia. Dlaczego? Ano dlatego:
Marcus napisał(a):
Twoja żona przed zamążpójściem ma przyjaciela. Znają się od dziecka, wszystko wiedzą o sobie, prawie całe życie zwierzali się sobie z różnych spraw- w tym intymnych. Wiedzą, że w razie potrzeby mogą zawsze na siebie liczyć. W ciągu swego życia każdy z nich tworzy oddzielną historie jednak przyjaźń wciąż trwa bo była budowana na "solidnym" gruncie.
Pewnego razu Twoja przyszła żona poznaje Ciebie i pobieracie się.
Pytanie: Czy wg. Ciebie przyjaciel żony automatycznie musi stać się Twoim przyjacielem? A co jeśli się po prostu nie polubicie to co wtedy?
Rozkażesz żonie by wrzuciła przyjaźń "do kosza"?
i Twoja wypowiedź:
Bea napisał(a):
Gdy mam do czynienia z małżeństwami to staram się by to był przyjaźń z nimi a nie tylko z jednym.
Nie do przyjęcia jest dla mnie np. by wypłakiwać się na ramieniu męża jakiejś kobiety a ją traktować jedynie jako znajomą.
Toż to aż się prosi o kłopoty. Niekoniecznie romansowe ale kłutnie miedzy małżonkami, zazdrość.
Zestawiając ze sobą te dwie wypowiedzi, wychodzi, że macie z Marcusem w tej kwestii odmienne zdanie. Albo też jedno z Was wyraża się nadzwyczaj nieprecyzyjnie. No bo jak? Marcus nie widzi nic złego w tym, że mąż utrzymuje nadal bliskie relacje ze swoją przyjaciółką, której nie akceptuje żona (lub odwrotnie żona - mąż). Z Twojej wypowiedzi wynika, że takich relacji byś sobie nie życzyła. Więc jak? Jesteście w tym zgodni czy nie?
Bea napisał(a):
Rozwagę zalecałam i zalecam w takich relacjach.
Jak napisałam już lubię przyjaciółkę męża. Lubie i tyle. Nie jest ona moja przyjaciółką .
Rozwaga jak najbardziej jest wskazana. I ta rozwaga nakazuje mi daleko posuniętą ostrożność, ponieważ - niestety - nie mam do siebie samego zaufania.
Bea, nie ruszałoby Cię gdyby Twój mąż spędzał z przyjaciółką więcej czasu niż z Tobą. Jej, a nie tobie zwierzał się ze swoich problemów? A czyż nie na tym między innymi polega przyjaźń?
Wiesz, nie by coś takiego ruszało i to potwornie! Szczerze mówiąc czułbym się zdradzony - nie fizycznie, ale emocjonalnie! Jeśli dla Ciebie nie stanowi to problemu, to gratuluje. Ja tak daleko nie sięgam. Nie chcę by moja żona zwierzała się innemu mężczyźnie ze swoich problemów (kobiecie - nie ma problemu)
Bea napisał(a):
Z tym "wypłakiwanie się na ramieniu" mam znowu problem definicji.
Ja nie mam potrzeby rozmawiać o intymnych (tych zarezerwowanych dla małżeństwa sprawach) z przyjaciółmi. Chodzi tu o umiejętność zachowania granicy. Można ją prosto ustalić rozmawiając w małżeństwie.
No ale niestety Marcus użył wyrażenia "specyficzna intymność", co ja zrozumiałem jako np. wypłakiwanie się. Osobiście znam przypadek małżeństwa, gdzie facet dużo rozmawiał ze swoją przyjaciółką, zwierzał jej się - także z problemów małżeńskich, no i dzisiaj z małżeństwa pozostał tylko gruz, a facet przeprowadził się do owej "przyjaciółki".
Jeśli w przyjaźni są jakieś granice (tzn. o czymś możemy mówić, a o czymś nie), to chyba już raczej nie mówimy o przyjaźni. Przyjaźń oznacza bycie "przy jaźni" - najbliżej jak to jest tylko możliwe. Coś takiego było między Dawidem a Jonatanem (świadczy o tym pieśń Dawida).
Odnoszę po prostu wrażenie, że mówicie o relacjach innych niż przyjaźń (niestety, słowo bardzo wyświechtane); braterstwie, kumpelstwie itp. Po prostu opisywane przez Was relacje bardziej pasują mi do biblijnego braterstwa (niestety, dzisiaj każdy w zborze to brat, siostra itp - za słowami nie idą już prawdziwe relacje)
Bea napisał(a):
Talmudem staje się gdy wprowadzamy zakaz takich relacji a inne zdanie, np takie jak moje w tym temacie, jest piętnowane jako niebiblijne, niebezpieczne..[
Czytałeś jak widzę uważnie więc wiesz o których wypowiedziach Smoka i Ani mówię.
Bea, nikt nigdzie nie zakazywał takich ralacji. Ani Smok, ani Ani (:D). Jeśli jest inaczej, to proszę zacytuj ich wypowiedzi.
Po drugie Twoje poglądy nigdzie nie zostały napiętnowane jako niebiblijne, niebezpieczne. Więcej, uważam, że masz w tym względzie całkiem zdrowej podejście, chociaż może w drobnicy mogę mieć inne zdanie.
Ani Smok, ani Ani (:D) z Tobą nie dyskutowali! Ja wiem, że Ty i Marcus jesteście jednym ciałem, no ale bez przesady
I wybacz, ale i ja uważam, że poglądy Marcusa (tak jak je wyraził) są niebezpieczne. Możliwe, że Marcus nieprecyzyjnie się wyraził - no ale wtedy niech nie dziwi się reakcji forumowiczów, niech się nie obraża, tylko niech wyjaśni.
Bea napisał(a):
Erni, czy rozmawiamy ogólnie o jakichś relacjach z płcią przeciwną czy trzymamy się relacji z przyjacielem?
Przyjaźń między kobietą i mężczyzną zawsze jest relacją z płcią przeciwną. Jak sama napisałaś nie jesteśmy bezpłciowymi aniołami. Nie da się na czas przyjaźni odłożyć na bok naszej płciowości. Pytanie pozostaje tylko, jak bardzo nasza płciowość ma na nas wpływ i czy nie zakłóci naszych wzajemnych relacji. Moim zdaniem ma duży wpływ, większy niż sobie uświadamiamy.
I wzajemne zaufanie małżonków nie ma tutaj nic do siebie. Wiem, że moja żona mi ufa. Problem leży gdzie indziej. To ja nie ufam sobie! Dlatego wolę nie wchodzić w bardzo bliskie relacje z innymi kobietami. Mam świadomość swojej płciowości, i nie mam gwarancji, że w którymś momencie nie weźmie nade mną góry.
Bliski upadku może być ten, kto twierdzi, że nie upadnie.
Oczywiście, że płciowość praktycznie nie bierze udziału w relacjach damsko-męskich przy bardzo dużej różnicy wieku. Ale czy wtedy dalej mówimy o przyjaźni? Mam bardzo kochaną, starszą siostrę w Chrystusie, mogę jej praktycznie o wszystkim powiedzieć, ale nie traktuję jej jako przyjaciółki, ale raczej jak matkę lub babcie (czyli braterstwo a nie przyjaźń)
Pozostaje jeszcze sprawa tzw świadectwa. Znam przypadek, że mąż posadził młodego człowieka, że flirtuje z jego 70-letnią żoną! Absurd, prawda? A jednak prawdziwy (nie zmyślam). A zaczęło się od tego, że ów młodzieniec bardzo dużo przebywał z tą starszą kobietą (po prostu traktował ją jak matkę).
Skoro taka sytuacja miała miejsce, to co powiedzieć o młodych ludziach, którzy są przyjaciółmi? Czy nie zostaną przez postronnych posadzeni o niemoralność?
Dopisek
Bea napisał(a):
Jednak nam zaserwowano :
ani_isza napisał:
Masz prawo nie przyjmować np. moich argumentów. Ale bardzo Cię proszę, żebyś tutaj nie głosił w ramach Nowego Przymierza nowej moralności dla odrodzonych.
Erni, kto chce zbadać jak się miały wypowiedzi z tym temacie może jeszcze raz je przeczytać.
Uparcie będę powtarzał: nie Wam zaserwowano, tylko Marcusowi! Nie przesadzajcie z tą jednością ciała
Ale przyznam Ci w tym przypadku rację - wypowiedź Ani jest niestosowna, trąci "katedrą". Marcus nie głosił nowej moralności w ramach Nowego Przymierza; zdaje się, ze w ogóle nic nie głosił (wypowiadał tylko swoje zdanie). No po takim zdaniu, to rzeczywiście można się poczuć, że my to jesteśmy biblijni, a wy to już heretycy (trochę przesadzam, a co mi tam
)