Dawno, dawno teu w pewnym małym zborze był sobie mój pastor- ekscentryk.
Pamiętam takie migawki, ktore kiedyś rozśmieszyły mnie do łez..
Np. podczas modlitwy z prośbą o wylanie Ducha Świętego pastor stał nad chłopakiem( ktory do tej modltiwy wyszedł) , dłuuuugo się modlił, w końcu się zaciął i powtarzał, krzycząc : Zlej się, zlej się, zlej się!
Innym razem było uwielbienie, perkusja dawała czadu, gitary, keuboard, wszyscy z zapałem, skacząc śpiewali, a wtem za oknem przejeżdżała otwarta cieżarowka, a na niej stał zespół dęciaków, byli głośniejsi od nas...Pastor przetarl oczy i rzucił : Oooo! Konkurencja!
Pamiętam też złote sentencje typu "Pomodlił się o nią intensywnie przez minutę" czy "związujemy cię demonie bólu głowy, idź sobie na obszary pustynne" albo "uwielbienie siadło, bo ktoś przyszedł pod rękę z demonem na salę"...
W innym zborze słyszałam taką opowieść: przyszło na nabożeństwo dwóch jegomościów. Wszyscy szli do przodu po modlitwę: poszli i oni. To był czas powszechnej "padaczki"- co o kogo się pomodlono, ten padał na podłogę, czasem się chichocząc. Zanim jednak ktokolwiek podszedł do tych panów, oni...sami się położyli, bo myśleli, że tu taki zwyczaj...
