Smok Wawelski napisał(a):
petrosg napisał(a):
Oczywiście nie ma mowy o charyzmacie westchnień. Jak również nie ma mowy w Piśmie o charyzmacie płaczu. Jednak Duch może w człowieku wzbudzić łzy. Może wzbudzić również westchnienia, które często towarzyszą płaczowi, a ten często towarzyszy modlitwie z głębokości serca.
Ale przecież tekst mówi, że Duch się WSTAWIA. A wstawiennictwo polega nie na wzdychaniu, tylko na wypowiadaniu konkretnych treści.
Oczywiście, zgoda, wstawiennictwo polega na wypowiadaniu konkretnych słów. Ale czy tylko?
Istnieją przecież różne formy modlitwy, a do tego istnieją gesty i postawy serca i ciała, które również 'niosą pewną informację' do Boga.
Jedną z takich nietypowych form modlitwy (nietypowych bo niekoniecznie związanych z wypowiadaniem słów) jest post. Post zanoszony jest często w intencji danej sprawy. Post wówczas pełni rolę wstawiennictwa.
Smoku, aby wykluczyć, że łzy i westchnienia, które sprawia Duch Święty w wierzącym, nie stanowią 'sposobu' w jaki Duch się wstawia za nami, musisz udowodnić, że tylko i wyłącznie wstawiennictwo się ogranicza do formy wypowiadanej słownie modlitwy.
Ogólnie powiem tak: nie wykluczam, że modlitwa w językach jest formą wstawiennictwa Ducha. Co więcej: dziwne byłoby gdyby tak nie było.
Ale twierdzenie, że w Rz.8,26-27 jest mowa o darze języków tylko i wyłącznie, wymaga nad wyraz zręcznej gimnastyki dialektycznej.
Wszak tekst mówi: 'niewysłowione westchnienia'.
Cytuj:
petrosg napisał(a):
Dziwi mnie, że upierasz się, by w niewysłowionych westchnieniach widzieć mówienie językami. Po po doszukiwać się drugiego dna, skoro tekst jest wyraźny. Niewysłowione westchnienia to po prostu westchnienia, których nie można wyrazić słowami.
Modlitwa językami nie jest czymś czego nie da się wyrazić słowami, bo po prostu to są słowa. Mówienie językami nie jest również westchnieniami, bo bardziej to przypomina recytację.
Daleki jestem by rzecz sprowadzić do jakiś stękań. Nie chodzi mi o jakieś techniki modlitewne.
To nie jest argumentacja, tylko powtarzanie swojego zdania. Napisałem, że konkretny wyraz coś oznacza i dlaczego. Nie odniosłeś się do tego, tylko powtarzasz swoje zdanie, co nic nie wnosi do dyskusji.
Moja argumentacja brzmi (powtarzam): jak można dar języków nazwać niewysłowionymi westchnieniami, skoro języki to 'słowa'. Słowa nie są przecież czymś 'niedającym się wyrazić słowami'.
Westchnienia tu się zgadzam, może odnosić się do modlenia się, ale skoro Paweł pisze o westchnieniach, które są niewysłowione, tak więc rozumiem, że chodzi tu rzeczywiście o westchnienia, płacz, łzy, którymi posługuje się Duch Święty, aby te 'łzy docierały' przed oblicze Boże jako wstawiennictwo.
Gdyby w tekście nie było 'niewysłowione', ale tylko 'westchnienia' wówczas można uważać, że chodzi o modlitwę słowną.
A tak, moim zdaniem, w momencie naszej niemożności modlenia się jak należy, Bóg mieszkający w nas wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach (płacz, łzy, wzdychania - to moim zdaniem synonimy tego stanu, który sprawia w takich sytuacjach Duch).
Cytuj:
petrosg napisał(a):
Ja nie mam na myśli jakiś technik. Broń Boże. Mi chodzi o to, że Duch Święty, ponieważ mieszka w ciele wierzącego, przejawia się, kiedy nie wiemy o co się modlić, i jak się modlić, przez westchnienia, łzy. Te westchnienia towarzyszą próbie modlenia się, choć bywa, że modlić się trudno, bo nie wiemy jak. Bóg te łzy i westchnienia rozumie. Wie w jakim kontekście wydobywają się z człowieka. Bóg zna zamysł Ducha. Tak rozumiem Rzym.8,26
Wstawiennictwo to jest wstawiennictwo. Cały werset mówi o tym, że gdy nie umiemy ubrać w słowa tego, o co się chcemy modlić, przychodzi nam z pomocą Duch Święty. Tekst jest prosty i nie ma sensu go naciągać tylko po to, żeby uciec od prostego wniosku, że chodzi o wstawiennictwo Ducha w językach, którymi się modlimy, choć ich nie rozumiemy i nie umiemy ubrać w słowa tego, co nam leży na sercu.
Oczywiście, że tekst mówi o wstawiennictwie. Zgadzam się z tym całkowicie. Pytanie tylko: na czym polega to wstawiennictwo. Ja uważam jak pisałem wcześniej. Ale, proszę, nie posądzaj mnie o naciąganie tekstu, bo nawet jeśli się mylę, to wcale nie jest to takie przejrzyste, że chodzi tu o dar języków.
Jeszcze raz, tym razem w formie pytania: Jak dar języków może być czymś co jest niewysłowione, skoro języki to wyraźne słowa, tyle, że w obcym języku?
Cytuj:
petrosg napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
]Jak rozumiesz sformułowania "nikt go nie rozumie" i "rzeczy tajemne wygłasza"?
Rozumiem, że chodzi tu o nierozumienie ze strony wierzących zgromadzonych na spotkaniu, dla których jest to język obcy.
Rzeczy tajemne wygłasza - rozumiem jako: 'mówi tajemnice', czyli coś, co jest zasłonięte przed słuchaczami. Zasłonięte z racji tego, że nie rozumieją języka, w którym te modlitwy są zanoszone.
Ale przecież te określenia są użyte w kontekście "budowania samego siebie", a nie modlitwy publicznej. Mówi wtedy "nie dla ludzi, lecz dla Boga" [I Kor. 14:2]. Więc "rzeczy tajemne" nie są zasłonięte przed słuchaczami, ponieważ nie są skierowane do słuchaczy.
Ale przecież, języki zawsze, w każdym przypadku są skierowane do Boga, nawet wówczas gdy się je tłumaczy w celu zbudowania słuchaczy.
Poza tym, sformułowanie 'nikt go nie rozumie' odnosi się do osób, które ewentualnie słuchałyby człowieka modlącego się językiem, a nie do samego mówiącego językiem. To chyba jasne.
A tajemnicą są te słowa, tylko dlatego, że ewentualni słuchający ludzie, nie znają znaczenia słów. Przecież dar wykładu dostarcza właśnie owego znaczenia słów wypowiadanych w modlitwie językami. Wówczas już przestaje być to tajemnica.
Cytuj:
petrosg napisał(a):
No cóż poprzestanę jednak na jasnym, jednoznaczym znaczeniu tekstu.
Nadajesz tekstowi znaczenie, które z niego nie wynika ani jasno, ani jednoznacznie. Powiedziałbym nawet, że jest mocno nienaturalne.
Staram się trzymać tekstu, aby nie odlecieć.
Cytuj:
petrosg napisał(a):
Jeśli tekst mówi, że mówiący językiem ma mówić sobie i Bogu, to ma mówić nie jedynie sobie, ale też i Bogu. Ale również ma mówić nie jedynie Bogu, ale również sobie. A skoro ma mówić również sobie (by budować się - rozumiemy), to jak to się ma do tej zasady którą podaje Paweł gdy mówi, że gdy ktoś nie rozumie tego co słyszy, to się nie buduje?
Paweł mówi o tym, że inni słuchacze mogą się zbudować - na przykład nieodrodzeni i "zwykli wierni" tylko wtedy, gdy rozumieją modlitwę. Duchowe budowanie siebie samego podczas odobistej modlitwy językami zachodzi w duchu i poprzez Ducha. Dlatego nie są potrzebne zrozumiałe słowa.
To faktycznie może być jakiś argument. Trzeba by się nad tym zastanowić.
Jak pisałem na początku: nie dyskutuję o tym aspekcie daru języków, dlatego, że jestem do tego przekonany i już nauczam na ten temat, ale właśnie dlatego, że się nad sprawą zastanawiam i jeszcze nie wiem.
Podaję to spojrzenie, aby to wspólnie na forum przeanalizować. Mam nadzieję, że nikt nie ma mi tego za złe.
Sądzę, że dobrze jest kwestionować swoje praktyki i wierzenia, czy na prawdę są dobrze osadzone w Słowie.
Jestem otwarty na przekonanie mnie logiczną spójną argumentacją.
Cytuj:
petrosg napisał(a):
Oczywiście, rozumiem, że Paweł mówi tu o słuchaczach modlitwy w językach, a nie o samym mówiącym. Jednak przecież również mówiący językiem też ma słuchać tego co mówi, skoro ma 'mówić sobie' i Bogu.
"Mówić sobie i Bogu" oznacza tyle, że dana osoba mówi do Boga osobiście [ang. himself]. Nie oznacza, że mówi do siebie i do Boga. Wyjaśnienia oryginału greckiego oraz zastosowania wyrazu "eautou" masz tutaj:
http://www.blueletterbible.org/lang/lex ... 1438&t=KJVMógłbyś Smoku wyjaśnić dlaczego tak uważasz?
Zawsze czytałem to tak, że mówić Bogu znaczy mówić do Boga, a mówić sobie znaczy mówić do siebie. Tak więc mówić sobie i Bogu, znaczy mówić do siebie i do Boga.
Cytuj:
petrosg napisał(a):
Ale pytam w związku z powyższym: czy jeśli rzecz polega na tym, że mówiący językiem nie rozumie sam co mówi, to czy Duch mówiący w nim, nie jest dla niego jakby cudzoziemcem, a on dla niego?
Zapytam jeszcze: jakie fragmenty Pisma przemawiają za tym, że biblijny dar języków oznacza, że mówiący nie rozumie tego co mówi? Czy te fragmenty są jednoznaczne?
Mówiący językami w ramach modlitwy osobistej mówi osobiście do Boga, a właściwie Duch Święty poprzez niego wygłasza wstawiennictwo do Jezusa. Dlatego nie ma potrzeby zrozumienia tej modlitwy przez osobę ja wypowiadającą. Komunikacja zachodzi między Duchem Świętym zamieszkującym w osobie modlącej się a Jezusem, który wstawia się za świętymi. Dlatego jest potrzebna wtedy, gdy sami nie wiemy, o co się modlić i jak to ubrać w słowa.
No tak, tylko to trochę dziwaczne mówić do Boga, coś w co nie ma się wglądu.
Skoro modlitwa jest rozmową do Boga, to w takim układzie dziwny jest to rodzaj rozmowy, gdy nie wiesz co mówisz Bogu.