Nas (czyli mojego męża i mnie) Pan Bóg połaczył, gdy miałam 29 lat, po roku bliższej znajomości i miesiącu narzeczeństwa. O męża prosiłam Boga praktycznie od zaraz po nawróceniu, w wieku lat 17-stu. Gdy samotność bardziej doskwierała, modliłam się bardziej gorliwie

. po drodze miałam też kilkuletni okres odpadnięcia od Boga. Kiedy już znałam mojego przyszłego męża i baaardzo mi się podobał, to prosiłam Boga dalej o męża, tak "ogólnie"

.Nie mogłam jednak sama przed sobą ani przed Bogiem udawać, że nie chodzi mi wcale o tego mężczyznę. Dlatego modliłam się też, aby Pan Bóg zabrał (czy też pomógł odrzucić)wszelkie "zakochanie", jeśli nie jest to ten właściwy człowiek, przeznaczony przez Niego. Zwłaszcza jedną modlitwę bardzo zapamiętałam , bo kiedy prosiłam o męża, wewnątrz nagle zrozumiałam, czy też "usłyszałam", że powinnam się raczej modlić żeby Pan Bóg mnie uczynił dobrą żoną dla tego, komu mnie chce dać.
Jak sobie radzić z samotnością? Jeśli ktoś musi z nią "sobie radzić" to znak,że jest mu z nią źle. A czemu źle? W zalezności od przyczyny, i porada będzie inna.
Wydaje mi się, że często (tak było i u mnie) prawdziwym problemem jest nie brak współmałżonka, a brak bliskiej relacji z Bogiem, użalanie się nad sobą i postawa roszczeniowa, przyzwolenie wewnętrzne na narzekanie i niezadowolenie z tego stanu w jakim jesteśmy w danym czasie.