Owieczka napisał(a):
Cytuj:
Muzyki nie trzeba uduchawiać, bo ona posiada w sobie duchowy pierwiastek, co ludzie odrodzeni powinni widzieć - nie widzą tego wyłącznie ludzie cieleśni, którzy duchowe sprawy mierzą cielesną miarą.
A na czym to polega?
Swoim graniem Dawid sprawiał ukojenie Saulowi, którego na ten moment opuszczał zły duch. Czy muzyka miała jakąś moc sprawczą?
W jakiej dziedzinie sterowała muzyka Saulem?
"...i przychodziła na Saula ulga, i było mu lepiej..." [1Sm 16:23]
A dlaczego nie zawsze?
"Następnego dnia wstąpił w Saula zły duch od Boga, tak iż w domu popadł w szał; Dawid grał na harfie jak co dzień, Saul zaś trzymał w ręku włócznię. Wtem rzucił Saul włócznię z tym zamiarem: Przygwożdżę Dawida do ściany. Lecz Dawid uskoczył przed nim dwukrotnie. I Saul zaczął się bać Dawida, gdyż Pan był z nim, a od Saula odstąpił. [1Sm 18:10-12]
Czy fakt, że muzyka sterowała mimo wszystko Saulem, nie jest wystarczającym dla refleksji nad muzyką jako JAKIMŚ "narzędziem"? Nie przypominam sobie, żeby Dawidowi towarzyszyła perfidna chęć manipulowania Saulem...a jednak, jego muzyka oddziaływała.
Scarlett Lloyd napisał(a):
Chrześcijanie najwięcej czepiają się muzyki rockowej i metalu bo to są gatunki "złe" w najbardziej oczobijny sposób. Na inne, mniej oczywiste zło w innej muzyce już niestety tracą wyczulenie. I nie rozumiemy się chyba - to nie teksty są tym co przesądza o tym czy muzyka jest do słuchania dla chrześcijanina - to emocje, które tworzy. Bo tak naprawdę muzyka nie jest demoniczna w tym sensie, że coś Cię opęta. Diabeł wykorzystuje tu naszą cielesność. (...) To zresztą dotyczy też innych gatunków, po prostu muzyka tak działa na synów ludzkich, że wywołuje emocje. I tak naprawdę czy są dobre czy złe - są cielesne. Dlatego nawet "chrześcijańska muzyka" potrafi wzbudzać emocje, te dobre, ale nie miało w niej chodzić o emocje tylko o wartość duchową. A im więcej spędzamy czasu w słuchawkach w pogoni za naszymi emocjami tym dalej jesteśmy od Jezusa. Brniemy w złudzenie, oddalamy się od tego, co prawdziwe. Duchowo - ponieważ Diabeł wodzi nas na naszych emocjach jak na smyczy. Oczywiście, chrześcijanie zapominają że to samo dotyczy książek i filmów. To że film jest przyzwoity i niekrwawy to jeszcze nie znaczy, że na nas źle nie wpłynie!
Dla mnie to warte przemyślenia, co najmniej.
Owieczka napisał(a):
Ale czy odebranie muzyce jakiegokolwiek znaczenia i uznanie w niej jedynie służebnej roli wobec słowa jest słuszne?
Jeśli zastanowić się nad tym z punktu widzenia ludzi, któzy nie należą już do siebie samych, to:
do czego muzyka powinna być "narzędziem", czy jest potrzebne takie "narzędzie" do czegoś odrodzonym albo Bogu, czytasz coś w Biblii o wykorzystaniu tego narzędzia Owieczko? Bo z takiego studium można pouczające wnioski wyciągnąć i widać granice bezpieczeństwa dla naszej cielesnej części ludzkiej natury, którą nadal posiadamy po odrodzeniu.
Owieczka napisał(a):
A usłyszałam, wyczułam w tej muzyce coś, co nakazało mi stanąć i słuchać uważnie, a było to krótko przed nowym narodzeniem. W myślach wręcz usłyszałam głos "podejdź, zapytaj, co to za muzyka".
No i skoro jednak nie każdy gatunek muzyczny( niezależnie od śpiewanych treści) można uznać za muzykę Bożą, to muzyka w swej istocie ma jakieś większe znaczenie?
Duchowy przekaz usłyszałaś z muzyki? To po co jeszcze pytasz o jej duchowość?
Mnie właśnie interesuje ogólne, "pozagatunkowe" przesłanie tych refleksji o "narzędziu" jakim jest muzyka, które cytowałam w "Ogłoszeniach":
"Jeśli ktoś oddaje cześć tak jak to lubi i uważa, to powstaje pytane: Komu oddaje cześć ? Czy Bogu prawdziwemu objawionemu w Jezusie Chrystusie, czy jakiemuś innemu bogu. Bo jeśli oddaje cześć Bogu JHWH, to musi mu oddawać cześć tak jak to nakazuje Słowo Boże. Jeśli oddaje cześć jakiemukolwiek innemu bogu z nim samym na czele, to może to robić jak chce i czuje. Tylko trzeba pamiętać wtedy o jednej ważnej rzeczy: to jest bałwochwalstwo."
Artyzm nie jest bezpieczny [nie muszę pamiętać o pewnym artyście, który poznał tego smak: "Strącono cię z twym przepychem do szeolu przy wtórze muzyki harf twoich..." Iz.14:11-komu grywał ten artysta? czy potępiona została sama muzyka- nie!]. Wystarczy mi, że mam świadomość, co karmi w człowieku jego twórczość i/lub odtwórczość. To już mnie hamuje do odpowiedniej prędkości. Bo oddałam swoje życie JHWH po to, żeby Jemu się podobać, Jemu chwałę oddawać, Ja nauczyłam się poskramiać swoje odruchy artystyczne, bo karmią moje ego. Inaczej na mnie nie działają
Ego-to taki osobisty "demon", czyli nasza cielesność, z którym się nie rozstaniemy do pewnego czasu, ale nie możemy go pieścić, karmić, pozwalać mu rosnąć, służyć mu. Sprawa "źródła", czyli owocu [dobrego ze złego drzewa] dotyczącego założeń powstawania jakiegoś gatunku/ruchu jest dla mnie sprawą równie ważną. Bałwochwalstwo jednak jest czymś, z czym nie chcemy łączyć muzyki [jako twórcy bądź odtwórcy]. Bałwochwalstwo nie jest "duchowo neutralne". Pytanie: czy zawsze mamy świadomość, że już sami siedzimy na tronie w danej dziedzinie życia, a gdy sami siadamy na tronie swojego życia, to czy mamy świadomość, że uprawiamy bałwochwalstwo? I czy potrafimy widzieć granicę-po której stronie jesteśmy? Sobie, dla siebie, żeby mi, ja im, mój talent, nie mogę go marnować...itp., itd. Mnie chodzi o to, czy na prawde "moja charyzma" ozdobi Boga i Bogu pomoże
Czy łatwo to w sobie samym uchwycić, rozpoznać w porę, nie dorabiać "chrześcijańskich" treści bądź "chrześcijańskich" celów?
"Naiwnym jest przekonanie, że sama muzyka [dźwięk] nie ma znaczenia. Ma - inaczej czemu ludzie by słuchali piosenek, których słów nie rozumieją, bo są np. w innym języku? Muzyka ma wpływ na człowieka i to na kilka sposobów. Przede wszystkim wywołuje określone wrażenia estetyczne [podoba się, nie podoba] albo wprowadza w nastrój: może to być uspokojenie, spięcie, rozluźnienie, zdenerwowanie czy ekstaza. Jest to uzależnione od użytych instrumentów, rytmu, tonacji, głośności itp. Ludzie doskonale sobie zdają z tego faktu sprawę: lubią pewne piosenki, ponieważ wywołują w nich określone wrażenia lub wprowadzają w pożądany stan. Bardzo rzadko chodzi o tekst piosenki.
(...)
Jednak nawet, jeśli utwór nie ma złej inspiracji, pozostaje jego warstwa techniczna, tyle że problem jest szerszy niż rock albo metal. Problem leży w tym, że niektórzy lubią przy pomocy muzyki rozbudzać swoją cielesność, karmić swoją potrzebę wrażeń, emocji, uniesień. I mogą to osiągać równie dobrze przez gitarowe solówki, jak przez kościelne hymny [tyle że te tak się nie rzucają w oczy]. W kontekście życia człowieka wierzącego w Jezusa jest szczególnie ważne, żebyśmy badali sami siebie, po co słuchamy jakiejś muzyki albo śpiewamy pewne pieśni. Czy służy to wyrażeniu czegokolwiek? Czy tak naprawdę nakarmieniu swojego "ja"?
(...)
Nie jest tak naprawdę aż tak istotne, czy pieśni uwielbieniowe pochodzą z lat 30. czy sprzed roku [i z rocka] - istotne jest, na czym koncentrował się ich twórca [czy na rozbudzeniu emocji, czy na przekazaniu pewnej treści wzbogaconej o melodię] oraz jakie jest nasze podejście do tego [czy śpiewanie takich pieśni wyraża uwielbienie jakie już mamy w sercu, czy też szukamy w tym wprowadzenia w stan uwielbienia - a tak naprawdę dobrego samopoczucia].
Polecam przyjrzenie się sobie samemu w tej kwestii, bo można zobaczyć dużo rzeczy, których normalnie się nie zauważa. "Z Cytat wklejonych tu:
http://ulicaprosta.lap.pl/forum/viewtop ... 5459#35459
Dobrze jest zwyczajnie mieć czujność i refleksyjność w stosunku do artystycznych "talentów", czyli "narzędzi" w rękach nie wolnej od ciążenia do grzechu natury człowieka [nawet odrodzonego]. Odrodzony człowiek czujniki powinien mieć wyostrzone przez Ducha Świętego, ale to czy jesteśmy bardziej wyostrzeni w tych sprawach, czy bardziej cieleśni zależy od nas, czy dajemy się napełniać Duchem Św., czy też Ducha zasmucamy [jakby od procentowej zawartości cielesności, którą podkarmiamy, zamiast umartwiać to, co w naszych członkach jest ziemskiego Kol 3:5]. Powołał nas Bóg do uświęcenia [1Tes 4:7, Hebr 12:13-14], a nie do tego, żeby ściskając w ręku bilet do nieba dawać upust wolności do bycia "sobiepankiem". Każdy z nas musi na to uważać w swoim życiu. Zawód lub hobby artystyczne nie jest dobrym i bezpiecznym wyborem dla odrodzonego.
Uświęcanie, bez którego nikt nie ujrzy JHWH nie odbędzie się bez prostowania ścieżek dla naszych nóg, bez uzdrowienia tego w czym kulejemy. A przyjście Pana i tak zastanie każdego z nas w różnym stopniu uświęcenia - z powodu nas samych i tego, co miłujemy bardziej, aby to wybierać, o ile nie zdarzy się tak, że okażemy się akurat głupimi pannami. Dlatego dobrze jest mieć wątpliwości i rozmawiać chociażby na forum o praktyce życia z Bogiem. A co do motywacji -te zna w nas tylko Pan i jest łaskawy, miłosierny: jeśli nam je pokazuje, możemy z nimi coś zrobić, albo tłumić prawdę o sobie samym w swoim sumieniu.