Owieczka napisał(a):
Ale wracając do temu: wyciągam wniosek z postów: osiągnięcie jedności na drodze organizowania "jednego kościoła w jednym mieście" uważacie za niemożliwe do osiągnięcia. Zatem- co można zrobić w obliczu zastanej sytuacj, kiedy przyjeżdżasz do miasta, w którym są trzy skłócone ze sobą zbory?
Powiedzmy, że jest to znana mi z autopsji sytuacja. Pozwól, że rozważę opcje po kolei (to jest mój punkt widzenia).
Cytuj:
a) dołączasz do jednego z nich, takiego, który ci bardziej odpowiada pod względem formy pobożności, nauki, organizacji
Nie. Nie dlatego, że kręcę nosem na najmniej-zły zbór ze wszystkich i wybrzydzam. Po pierwsze szukam braci, a oni nie zależą od "statutowych" form pobożności, nauki i organizacji, więc to żadne tutaj kryterium. Chyba, że myślę o zborze jak o kole zainteresowań albo innym klubie - to wtedy sprawdzam "parametry", udogodnienia i wybieram najlepszy "produkt" dostosowany do moich indywidualnych potrzeb.
Cytuj:
b) zostajesz sam w domu i modlisz się o cud
To jest zawsze dobry pomysł. Jeśli nie ma braci, z którymi można by się zobaczyć, to tylko to zostaje. Bywa strasznie i nie do zniesienia, ale Bóg czyni naprawdę cuda, gdy taka Jego wola, potrafi wygrzebać brata spod ziemi prawie, żebyśmy mogli się zapoznać.
Cytuj:
c) chodzisz do wszystkich trzech, raz tu, raz tu: jako gość
Pytanie: po co? Czego w sumie szukam? Tzw. pastwiska? Braci? Żadnej z tych rzeczy to mi nie da. Bezcelowe, a na dłuższą metę duchowo męczące, w najgorszym razie rozgoryczające.
Cytuj:
d) pielgrzymujesz do czwartej społeczności, poza miastem
Czy jest to rozwiązanie? Skończy się to gościnnymi występami w tym zborze, będą mnie kojarzyli, ale nikt nie nawiąże ze mną kontaktu, bo to "ten dojeżdżający co czasem bywa". Zamaskowana samotność jak ukryta pułapka.
Cytuj:
e) zaprzyjaźniasz się z wybraną rodziną i tworzysz domowy kościół...?
Jeśli to rodzina z któregoś ze zborów, to po pierwsze przyjaźń na dłuższą metę będzie niemożliwa, po drugie męcząca - będziemy szli po rozchodzących się drogach. Może to być dobre w tym sensie, że można natknąć się na kogoś sensownego i to może być wsparcie, ale chyba jednak jest to mało prawdopodobne.
Jeśli z kolei to niezależna wierząca rodzina i chce się tworzyć kościół domowy, to można popłynąć. Zamiast po prostu być ze sobą, przyjaźnić się, rozmawiać, modlić się razem, czytać Biblię, nastawimy się na tworzenie czegoś, co w końcu stanie się atrapą naszej relacji. Tak więc, jeśli opcja brzmiałaby "zaprzyjaźniasz się z wierzącą rodziną" - to jak najbardziej

Cytuj:
Sorry, że ja tak "praktycznie"...
Nie ma co uduchawiać praktycznych spraw.