Elendil napisał(a):
Jeśli chodzi o amerykanizację, to nie chodzi mi wcale o język (a przynajmniej w dużo mniejszym stopniu). Chodzi mi o cały styl chrześcijaństwa i to nie o jakąś obecną modę. No bo zastanówmy się - gdybyśmy mieli pustą głowę i chcielibyśmy żyć zgodnie z Biblią, to nie doszlibyśmy na podstawie samego Słowa do tego, co mamy w zborach. Skądś wzorce idą: nabożeństwa, grupy takie, siakie, worshipy, style mówienia kazań, tzw. społeczność przy ciasteczku, kawiarenka zborowa, "liderzy", służby (ministries), cały sposób mówienia o i wyobrażania sobie chrześcijaństwa, Kościoła, Boga. IHOPy i inne to tylko czubek góry lodowej. Wszystko przychodzi z USA, ludzie oglądają amerykańskie stacje chrześcijańskie, czytają książki przemądrych autorów, którzy szczerzą się na okładkach. Z jednej strony mamy więc w większości myślenie katolickie w spadku, co czasami wychodzi, a z drugiej opakowanie amerykańskie. Nie chodzi o to, że wszystko, co robią Amerykanie, a co przesiąka nie tylko do Polski, ale i na cały świat, jest z góry złe. Jednak widzę, że jest to kolejna tradycja, o której przywykliśmy myśleć jak o wyznaczniku prawdziwego chrześcijaństwa, a przynajmniej - "normalnego" chrześcijaństwa. Uderza mnie taka myśl jak czytam Słowo, że prawdopodobnie apostołowie wchodząc do takiego zboru zdziwiliby się, że ma to coś wspólnego z chrześcijaństwem, w równym stopniu, co gdyby wpadli na katolicką parafię i tylko nasze przyzwyczajenie do pewnych form sprawia, że traktujemy ten cały zestaw jak swój.
Do refleksji nad tym przywodzi mnie czytanie Biblii i... oglądanie jakichś nagrań z amerykańskich zborów, przez które nagle okazuje się, że to co mamy w Polsce to próba imitacji. Obawiam się, że jest to jedna z odsłon kolonializmu kulturowego.
Zgoda Elendil'u. Nie zrozumiałam Cię. A to naśladownictwo amerykańskie zaczęło się chyba w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Pamiętam, te czasy, gdy polskie zbory były zupełnie inne. Faktycznie więcej w nich było treści niż formy. Teraz niestety na odwrót.
A propos form, pamiętam, że cztałam gdzieś(u jakiegoś Amerykańca), że Biblia podaje zasady, któe są niezmienne i formy, które mogą być różne w zależności od czasu i miejsca. Np. zasadą jest to, że żona ma szanować męża. W jednej kulturze to będzie oznaczać mycie mu nóg, w innej ... to mogą być różne inne rzeczy.
I na koniec może jeszcze dorzucę jeden z moich ulubionych zwrotów do tej już całkiem sporej kolekcji: 'wylejmy nasze serca przed Panem'. Kiedyś na takie wezwanie usłyszałam :'Fuj'.