Witajcie
Żyję i powoli wracam do równowagi po przeprowadzce. Dziękuję ze wszelkie wyrazy troski, a nawet niepokoju o moją skromną osobę. Dziękuję za to, że choć nie było mnie 2 tygodnie, na forum nadal panuje pokój, kultura i dużo zbudowania. To ucieszyło mnie chyba najbardziej. Bo wynika z tego, że traktujecie to miejsce jako swoje i dbacie jak o swoje. Bogu dzięki przede wszystkim.
Czytam ten wątek uważnie. Owieczka zapodała niezwykle ważny temat i bardzo dobrze. To jest "samo życie", jak to się mówi. Chciałbym się odnieść do tematu i do niektórych wypowiedzi.
Zgadzam się całkowicie z opinią wyrażoną przez kilka osób, że prawo jest dla człowieka, a nie człowiek dla prawa - jest to zasada przedstawiona przez samego Pana w odniesieniu do Szabatu, którą można uogólnić na wszystkie przykazania. Nie wolno jednak traktować tej zasady jako usprawiedliwienia łamania prawa w sytuacjach, w których prawo rzeczywiście służy człowiekowi. Takie nadużycia powodują wypaczenie samej idei prawa w umysłach wierzących i staczanie się w kierunku coraz większego bezprawia - najpierw w sprawach drobnych, a potem w coraz większych.
Zgadzam się, że należy żyć zgodnie z sumieniem i chodzić przed Panem w czystości serca. Tutaj proponuję zasadę, która roboczo nazywam "rozdzielczością widzenia". Otóż nie istnieje coś takiego jak szarość albo szara plama. To, co widzimy jako szarość, jest de facto grupą punktów czarnych i białych o różnej gęstości jednych w stosunku do drugich. Słaba rozdzielczość widzenia widzi szarość tam, gdzie dzięki lepszej rozdzielczości widzimy białe i czarne punkty obok siebie w określonym natężeniu.
Punkty białe i czarne można porównać do moralnego dobra i zła. Ludzie nieodrodzeni widzą "wiele odcieni szarości" i usprawiedliwiają fakt, że nie umieją lub nawet nie chcą rozróżnić jedno od drugiego. Bóg z kolei posiada rozdzielczość doskonałą i widzi w każdej sytuacji to, co jest dobre i to jest złe, rozdzielając jedno od drugiego. Człowiek odrodzony jest na początku cielesny jako niemowlę w Chrystusie, ale już wtedy jego "rozdzielczość widzenia" dzięki działaniu Ducha Świętego zaczyna być o wiele lepsza i dlatego widzi grzech tam, gdzie jeszcze niedawno nie widział problemu. Stopniowe zwiększanie "rozdzielczości" jest proporcjonalne do naszego uświęcenia. Podstawą i punktem wyjścia jest Słowo Boże, które czytamy i które nam pokazuje, jak mamy żyć i czego oczekuje od nas Bóg. Zawiera ono pewne ramy, a co do szczegółów jesteśmy stopniowo prowadzeni przez Ducha Świętego - o ile chodzimy w Duchu, a nie w ciele.
Dlatego w danym momencie możemy być świadomi, co jest dobre albo złe w danej sytuacji - i wtedy serce nas będzie oskarżać albo nie. Trzeba jednak wiedzieć, że w wielu przypadkach nie wiemy (jak Owieczka) co jest dobre, a co złe. Co wtedy robić?
Moim zdaniem przede wszystkim zachować szczerość serca przed Panem za wszelką cenę. I prosić Go o pokazanie, gdzie jest w danej sytuacji granica, której nie wolno nam przekraczać. Powtarzam: Warunkiem skuteczności jest tutaj szczerość i pragnienie czystości przed Panem z miłości do Niego - bez względu na to, jaką cenę przyjdzie nam zapłacić. Bóg wie, jest wszechmocny i pilnuje swoich dzieci.
Szczerze mówiąc, zaniepokoiły mnie w tym kontekście pewne fragmenty wypowiedzi cichego. Równie mocno zaniepokoiły mnie "westchnienia ulgi" niektórych braci i sióstr po ich przeczytaniu. W wielu przypadkach Bóg prowadzi nas MIMO tego, jacy jesteśmy i ze względu na swoje miłosierdzie obchodzi się z nami łagodnie. Nie jest to jednak powód, żeby usprawiedliwiać postępowanie, które jest grzechem i o którym sam Pan nam przypomina - grzech jest grzechem. Pozostaje problem świadomości lub nieświadomości. A przecież uświęcenie wiąże się ze wzrostem świadomości, przemianą umysłu i coraz większym "rozróżnieniem, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe" [Rzym. 12:2].
Jeśli grzeszymy w imię "walki z systemem", to czym się różnimy od świata? Jaką jesteśmy dla świata światłością? Przecież 99,9% Polaków oszukuje, kradnie i robi wiele innych rzeczy w imię... walki z systemem. Czy wczesny Kościół miał lżej od nas w cesarstwie rzymskim? Czy "walczył z systemem" wykorzystując dowolne fragmenty Starego Testamentu, żeby usprawiedliwić "łupienie Urzędu Skarbowego"? Jeśli nawet ktoś uważa rząd za złodzieja, to okradanie złodzieja nie jest wcale działaniem godnym dziecka Bożego. I powiedzmy to sobie otwarcie. Fakt, że "bogacze też oszukują" również nie usprawiedliwia oszustwa z naszej strony.
Jeśli faraon jako "system" był przedmiotem gniewu Bożego, to my nie powinniśmy wchodzić w Boże kompetencje i "karać faraona" na własną rękę, a następnie jeszcze się tym chwalić. Prorok Eliasz nie powiedział Naamanowi, że wolno mu się kłaniać bałwanom. Powiedział mu "Idź w pokoju". Ja to rozumiem tak, że miał zaufać Bogu, bo z tego pokój się bierze.
Akuszerki w Egipcie ani Rechabeam nijak się nie mają do naszego życia w uczciwości. Bohaterowie pomagający Żydom występowali przeciwko władzy nadanej przez Hitlera i ratowali życie ludzi w obliczu zagłady - czy to nie przesada porównywać Hitlera do ZUS-u?
Żeby nie było, że ja mieszkam gdzieś na księżycu i nie rozumiem, że jest ciężko. Wiem, że system podatkowy w Polsce nie jest przyjazny, a przepisów nikt nie jest w stanie znać na bieżąco. Dlatego jeśli wiem i znam, a dany przepis nie godzi w Słowo Boże (nie naciągane z mojej strony tak, żeby godził), staram się działać w jego duchu. Mam świadectwo, że Bóg mi kilka razy o tym przypominał. Bywało i tak, że nieznajomość przepisów (która według prawa nie zwalnia od ich przestrzegania) miała konsekwencje, które Pan Bóg sam łagodził w swym miłosierdziu.
Też po parę lat nie miałem pracy i miewaliśmy opóźnienia z płaceniem rachunków, bo najpierw trzeba było dzieci nakarmić. Ale do głowy by mi nie przyszło, żeby się zatrudniać na czarno i udawać, że "łupię faraona". Moja historia jest taka, że Pan Bóg nie dał nam zginąć. Że wspierał nas finansowo czasem w naprawdę cudowny sposób. Że wołaliśmy do Pana, bo nie chcieliśmy grzeszyć. Jeśli już ktoś tak bardzo chce się powoływać na Stary Testament, to dlaczego nie porozmawiamy o reakcji Józefa na propozycję żony Potyfara?
cichy napisał(a):
Jak wyjeżdżaliśmy za granicę do pracy "na czarno" to mieliśmy dylemat: przecież to niezgodne z prawem tego kraju. I rozwiązanie znaleźliśmy w Biblii, kiedy Bóg nakazał swojemu narodowi aby przyjmowali obcego przybysza i pozwolili mu zamieszkać pośród siebie, bo mieli pamiętać, że sami byli przychodniami w obcym kraju. Zobaczyliśmy, że kraj ten sprzeciwia się prawu Bożemu i nie przyjmuję obcych, aby zamieszkali w nim (poza skrajnymi, szczególnymi przypadkami), zapewne z chciwości i skąpstwa obywateli. Jednakowoż niektórzy obywatele indywidualnie przyjmują przybyszów z biednych krajów do pracy ryzykując karami finansowymi (robią to też z oszczędności i nie tylko). Zatem my uznaliśmy, że nie popełniamy moralnego grzechu przeciw Bogu, tylko prawu tego kraju, co też skutkowało swoistym życiem w pewnym ukryciu.
Prawo danego kraju należy respektować i o tym pisze apostoł Paweł:
"Dlatego też i podatki płacicie, gdyż są sługami Bożymi po to, aby tego właśnie strzegli. Oddawajcie każdemu to, co mu się należy; komu podatek, podatek; komu cło, cło; komu bojaźń, bojaźń; komu cześć, cześć" [Rzym. 13:6-7]Paweł mógł wykombinować ten sam wykręt pozwalający chrześcijanom pracować na czarno w imperium rzymskim. Doskonale znał Prawo Mojżeszowe, ale jakoś mu nie przyszło do głowy, żeby odwracać kota ogonem i stosować do rzymskich poborców podatkowych przykazanie nadane Izraelowi w państwie teokratycznym. Jeśli musimy żyć "swoistym życiem w pewnym ukryciu", to znaczy że po prostu mamy świadomość popełniania przestępstwa i dlatego się ukrywamy. Nie jesteśmy prześladowani ze względu na wiarę, tylko świadomie łamiemy prawo. Tak się to nazywa - bez względu na to, jakich eufemizmów staramy się używać.
Zgadzam się, że czasami trzeba się "przeorientować". Może Pan ma już jakąś odpowiedź, tylko my upieramy się, że znaleźliśmy dobre rozwiązanie, chociaż w sumieniu czujemy, że coś jest nie w porządku? Nie chodzi o to, żeby się zadręczać, tylko o to, żeby nie lekceważyć głosu Ducha Świętego i nie zatwardzać serca, kiedy do nas mówi.
Znam braci, którzy nie chcą pracować na czarno, żeby nie grzeszyć. Mogliby, ale nie chcą stosować pseudo-biblijnego cwaniactwa. I biednie im się żyje. I po co im to, skoro mogą "złupić Labana" i jeszcze się z tego cieszyć?
cichy napisał(a):
Gdyby porównać to w większej skali, że np Laban to taki system państwowy , który wykorzystuje, zmienia prawo na niekorzyść obywateli to sądzę, że Bóg staje w przypadku niesprawiedliwości po stronie ludzi. Sam Jezus walczył niejednokrotnie z "systemem" przepisów ludzkich, które nie były dobre dla człowieka bo traktowały go jak podmiot , i sam podkreślał, że prawo (np. szabat) jest dla człowieka, a nie odwrotnie.
A w którym momencie Jakub oszukał Labana jako "system"? Bóg staje po stronie ludzi, którzy są krzywdzeni. Ale czy to znaczy, że sami mamy "wymierzać sprawiedliwość systemowi"? Gdzie jest tak napisane?
Pan Jezus pokazywał faryzeuszom, że działają wbrew Prawu Mojżeszowemu, dodając do niego ludzkie przepisy i tradycje i unieważniając w ten sposób Słowo Boże. Prawo jest dla człowieka, ale podatek Pan Jezus zapłacił, bo "cesarzowi to, co cesarskie". Czy cesarz nie był przypadkiem uosobieniem "systemu"?
shaun the sheep napisał(a):
Osobiscie uwazam, ze nie jest to grzechem jak ktos nie placi podatkow (bo nie ma z czego) zlamie przepisy drogowe itp. Grzechem bedzie jednak wtedy kiedy to bedzie tzw.jego styl zycia i bedzie sie tym chwalic bo mozemy kogos zgorszyc. Tak jak napisala Hanelli jak mnie zlapia za zlamanie przepisow to co bedzie? Mandat pewnie ale watpie czy grzech...
A czy możesz mi wyjaśnić, skąd wiesz, w którym momencie niepłacenie podatków stanie się Twoim stylem życia przy takim założeniu? Jeśli nie zapłaciłeś, bo nie miałeś z czego, to zapłacisz z odsetkami kiedy indziej. Ale jeśli niepłacenie podatków stanie się Twoją metodą na "sprawiedliwą walkę z systemem", to bardzo łatwo może się stać stylem życia.
Hanneli ma rację, że trzeba postępować zgodnie z duchem prawa. Dlatego tam, gdzie złamanie przepisów drogowych jest związane ze złamaniem prawa według jego ducha (oprócz litery), mamy do czynienia z grzechem. Chyba nie doczytałeś jej wypowiedzi.
Podsumowując: Owieczko, nie mogę i nie będę Ci mówił, co masz zrobić w danej sytuacji. Jestem jednak pewien, że nasz Bóg jest tym, za kogo się podaje. Jest dobry, miłosierny, kochający i sprawiedliwy. Nie chce, żebyśmy grzeszyli, a Jego ręka nie jest za krótka, żeby pomóc tym, którzy pragną chodzić przed Nim w czystości serca i są szczerzy przed Nim za wszelką cenę. Wyjdzie Ci naprzeciw i pokaże rozwiązanie. Tylko o jedno Cię proszę: Nie szukaj rozwiązań cielesnych, powołując się na Boże Słowo. Albo będziemy światłością świata i solą ziemi, albo upodobnimy się do świata w cwaniackim sposobie myślenia, naciągając w tym celu Słowo Boże. Mamy podane pewne ramy działania zgodne z zasadą "świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty". Myślę, że szczegóły w konkretnych sytuacjach poda Pan, podobnie jak poprawienie rozdzielczości widzenia. Tylko nie bójmy się Go o to prosić, podejrzewając, że postawi nas w niewygodnej sytuacji. Albo, że pozostanie nam zaufać już tylko Jemu.
Jestem do dyspozycji w dalszym toku tej dyskusji. Tylko miejsce wzgląd na moje ograniczenia czasowe.
P.S.
Pomysł zacieśniania szeregów i współpracy wierzących jest znakomity, szczególnie że nadchodzą trudne czasy. Agape, skoro jesteś pomysłodawcą, to może być stworzyła wątek, o którym pisałaś?