www.ulicaprosta.net

Forum przy Ulicy Prostej
Teraz jest N lis 10, 2024 8:46 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 24 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: Wt paź 28, 2014 10:50 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr wrz 17, 2014 5:38 pm
Posty: 43
Bardzo proszę o pomoc w zrozumieniu kto jest bliźnim. Niby sprawa prosta, ale nie daje mi spokoju przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Mam wrażenie, że chrześcijanie zwykle nazywają bliźnim każdego bez wyjątku, ale czy przypowieść z Łk 10 nie podaje innej definicji?

[Łk 10:36-37]
36 Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?"
37 On odpowiedział: "Ten, który mu okazał miłosierdzie". Jezus mu rzekł: "Idź, i ty czyń podobnie!"

Ja to rozumiem następująco:
1) bliźnim pobitego nie był ani kapłan, ani lewita;
2) bliźnim pobitego okazał się Samarytanin, który się nim zaopiekował;

Wnioski nasuwają mi się dwa:
A) nie każdy jest moim bliźnim;
B) moim bliźnim jest osoba, o której wiem, że by się mną zaopiekowała gdybym była w potrzebie.

Czy coś przekręciłam? Bardzo proszę o sprostowanie lub potwierdzenie, jeśli dobrze rozumuję.



Idąc dalej tym tropem, [Mt 22:39] "[...] Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego" wcale nie nakazuje nam miłowania wszystkich dookoła bez wyjątku...

Stąd biorą się moje dalsze wątpliwości:
I) Jak powinniśmy traktować ludzi, o których nie mamy pewności, że są naszymi bliźnimi?
II) Miłować nie-bliźnich nie musimy, ale czy Biblia nakazuje nam jakąś konkretną postawę wobec nich?
III) Co to dokładnie znaczy "miłować" w Mt 22:39?

I jeszcze jeden fragment:
[Wj 20:16] "Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek."

IV) Czy to doprecyzowanie, że chodzi konkretnie o bliźniego, oznacza, że można kłamać przeciw nie-bliźnim (a może w innym miejscu Biblia nakazuje nam bezwzględną prawdomówność?)?

Bardzo proszę o pomoc w wyjaśnieniu tych kwestii, bo nie wiem czy nie błądzę :roll:


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr paź 29, 2014 10:01 am 
Offline

Dołączył(a): Pn wrz 15, 2014 8:43 am
Posty: 3
Lokalizacja: Warszawa
Witaj Parabola :)

Twoje wnioski wynikają z trzymania się bardzo mocno analogii w tej przypowieści. Ale przypowieść jest formą, w której nie wszystko musi być analogiczne. Zadaniem przypowieści jest przedstawienie jednego, konkretnego wniosku.

Podam to na przykładzie przypowieści o wdowie, która prosiła niesprawiedliwego sędziego o pomoc. Prosiła tak długo, aż sędzia wstawił się za nią (choć był niesprawiedliwy). Jezus chciał w ten sposób zachęcić do wytrwałości w modlitwie. Gdybyśmy jednak kurczowo trzymali się analogii, to zadajmy pytanie: Kogo symbolizował niesprawiedliwy sędzia? Boga? Czy Jezus chciał przez to powiedzieć, że Bóg jest niesprawiedliwy, ale jak będziemy dostatecznie długo prosić, to w końcu nas wysłucha...? Oczywiście: Nie! Po prostu nie wszystko w przypowieści musi być analogiczne.

Podobnie jest z przypowieścią o Samarytaninie. Samarytanie i Żydzi byli do siebie wrogo nastawieni. Nikt z Żydów nie oczekiwałby od Samarytanina, żeby pomógł Żydowi. Nikt też nie nazwałby go swoim bliźnim. To, co zrobił Jezus, to za pomocą tego opowiadania zmusił swoich słuchaczy, żeby nazwali Samarytanina swoim bliźnim. Wyobrażam sobie, jak ciężko przechodziło im to przez gardło. Jeśli Samarytanina nazwali bliźnim, to już teraz każdy mógł nim być. To był wniosek Jezusa. Dalej analogia nie zachodzi.

Wnioski z tej przypowieści? Bliźnim jest nawet osoba, po której w życiu nie spodziewalibyśmy się niczego dobrego.
Jest to zgodne z innymi wypowiedziami Jezusa, choćby tymi, żeby kochać swoich nieprzyjaciół.

Odnośnie do kłamstwa, to jest wiele miejsc w Biblii, które pokazują, że kłamstwo jest złe w każdych okolicznościach i w każdej postaci. (Kpł 19,11; Ps 101,7; Prz 12,22; Ap 14,5; Ap 21,8 - niedawno napisałem krótki artykuł, komentujący te wersety: http://www.biblijny.net/b3/001.html). Najbardziej wymownym tekstem wydaje mi się jednak ten: "Od początku był on zabójcą [mowa o szatanie] i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa." [J 8,44]. A więc stosując kłamstwo (nawet w "dobrej" sprawie) cłowiek posługuje się narzędziem szatana.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr paź 29, 2014 12:40 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Witaj na forum, Biblijny :)

Miałbym prośbę, żebyś się nam przedstawił w wątku do tego przeznaczonym:

viewtopic.php?f=10&p=49178&sid=939ab6474946272c09bdfbe56661a1a6#wrapheader

Parabolo,

Odpowiedź Biblijnego (nawiasem mówiąc, bardzo dobry "debiut" moim zdaniem. Tak trzymać) uzupełniłbym jeszcze o kilka szczegółów.

Czytając przypowieści należy zawsze zadać sobie kilka pytań:

1. Na jakie pytanie lub postawiony problem odpowiada Pan Jezus?
2. Do kogo się zwraca bezpośrednio ze swoja odpowiedzią w formie przypowieści?
3. Czy przypowieść jest częścią szerszego nauczania?
4. Jaki jest kontekst przypowieści (tekstualny, historyczny, kulturowy)?

W przypadku o przypowieści o Samarytaninie zwróć uwagę na to, na jaki problem postawiony przez słuchaczy odpowiada Pan Jezus (pytanie nr 1).

"A oto pewien uczony w zakonie wystąpił i wystawiając go na próbę, rzekł: Nauczycielu, co mam czynić, aby dostąpić żywota wiecznego? On zaś rzekł do niego: Co napisano w zakonie? Jak czytasz? A ten, odpowiadając, rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej, a bliźniego swego, jak siebie samego. Rzekł mu więc: Dobrze odpowiedziałeś, czyń to, a będziesz żył. On zaś, chcąc się usprawiedliwić, rzekł do Jezusa: A kto jest bliźnim moim?" [Łuk. 10:25-29]

Jak widzisz, przypowieść o Samarytaninie została jako odpowiedź na to, że uczony w Piśmie CHCIAŁ SIĘ USPRAWIEDLIWIĆ i dlatego zapytał, kto jest jego bliźnim. Krótko mówiąc, liczył na to, że nie wszyscy są jego bliźnimi i dlatego są ludzie, których nie musi kochać jak siebie samego.

Odpowiedź Pana Jezusa była dla takiego człowieka druzgocąca. Żydzi nie obcowali z Samarytanami [Jan 4:9], ponieważ nimi pogardzali. Samarytanin okazał się być bliźnim dla bohatera przypowieści mimo, że bohater nim pogardzał i nie chciał z nim obcować. Uczony w Piśmie dobrze wiedział, co mówi Tora na temat bliźnich i miał nadzieję, że chodzi wyłącznie o Żydów. Ale Prawodawca (bo to Syn Boży rozmawiał z Mojżeszem na Górze Synaj, dając mu Prawo) powiedział, co miał na myśli, nadając przykazania o traktowaniu bliźnich.

Podsumowując, każdy człowiek jest naszym bliźnim. Dlatego mamy miłować i czynić miłosierdzie nie tylko tym, których lubimy i nie tylko tym, którymi pogardzamy, ale również tym, którzy pogardzają nami i nie chcą z nami obcować, a znajdą się w potrzebie.

Kłamstwo jest kłamstwem i nie ma różnicy, przeciwko komu je wypowiadamy. Tak jak napisał Biblijny.

Pozdrawiam,
Wawelski


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr paź 29, 2014 2:53 pm 
Offline

Dołączył(a): Pn wrz 15, 2014 8:43 am
Posty: 3
Lokalizacja: Warszawa
:)

Tak sobie jeszcze myślę na temat miłości, co to znaczy kochać bliźniego.
Chciałbym opowiedzieć moje bardzo osobiste przeżycie, w którym Bóg pozwolił mi się czegoś na ten temat dowiedzieć.

Długo bałem się mieć dzieci. Razem z moją żoną zastanawialiśmy się, czy chcemy mieć dziecko i miałem z tym duży problem... Widziałem, jak moja żona bardzo tego chce. Z resztą ona od dzieciństwa kochała maluchy, odkąd pamięta chciała się nimi zajmować - nie tylko w domu, ale i zawodowo. Została przedszkolanką, a potem nauczycielką w początkowych klasach i kochała to. A teraz marzyła o naszym własnym dzidziusiu. A ja się bałem...

Dodam, że w przeciwieństwie do mojej żony ja zawsze unikałem dzieci, jak ognia (albo bardziej). Autentycznie źle się czułem w towarzystkie dzieci. Nie umiałem się zachować - coś jak fobia przed pająkami - ja bałem się wejść w jakąkolwiek interakcję z jakimkolwiek dzieckiem. Bałem się zagadać, uśmiechnąć, zrobić cokolwiek...

Teoretycznie jeszcze przed ślubem zdecydowaliśmy wspólnie z żoną, że chcemy mieć dzieci za kilka lat. Ale co innego świadomość, że będziemy mieli dziecko w jakiejś odległej przyszłości, a co innego powiedzieć, że: tak, już teraz, w każdej chwili. A kiedy przyszło to "już teraz", pozostał strach!

Próbowałem "poćwiczyć" na dzieciach znajomych. Ale wychodziło gorzej, niż fatalnie. Dzieci zazwyczaj płakały, albo uciekały. A ja - też bym się rozpłakał, jakby mi wypadało. Owszem, czasami udawało mi się jakoś przemóc, ale było to na siłę. Przecież nie o to chodzi, żeby zmuszać się do zabawy z dzieckiem. Oczywiście wszyscy dookoła mówili, że niektórzy mężczyźni tak mają, ale to minie, jak będę miał własne dziecko... że swoje dziecko traktuje się inaczej... że swoje dziecko się kocha...

W końcu zrozumiałem, czego tak naprawdę się boję. Bałem się, że nie będę potrafił pokochać mojego własnego dziecka. Bo to przecież nie trudności w przewijaniu pieluch mnie tak naprawdę odpychały. Woń kupy można wytrzymac - to nie był problem. Płacz w nocy, już był większym wyzwaniem, ale to tylko krótkotrwała uciążliwość. Ale brak miłości do dziecka? Skąd mam wiedzieć, że je pokocham? Czy to uczucie przyjdzie tak samo z siebie? A jeśli nie przyjdzie...

Wyobrażałem sobie takie chore sytuacje, w których dziecko będzie płakało w łóżeczku i będę wiedział, że powinieniem do niego iść i jakoś mu pomóc. Uda mi się nachylić nad dzieckim, wykrzywić twarz w kształt podobny do uśmiechu i wydusić z gardła coś w stylu: A kuci-kuci Maluszku. Ale to będzie nieszczere! Ja bedę się męczył, ale jeszcze gorsze, że dziecko przecież potrzebuje czegoś więcej! Robiłbym mu krzywdę, gdybym miał takie podejście...

Prosiłem Boga o ratunek z tej sytuacji. Wiedziałem, że to jest dobre i słuszne, żebyśmy mieli dziecko. Widziałem, jak żona tego chce i miałem świadomość, że skrzywdzę ją, jeśli jej tego odmówię. Ale jeśli nie pokocham dziecka, to będzie to dla niego krzywdą. Miałem nadzieję, że Bóg zrobi z moim umysłem coś, co całkowicie zmieni moje nastawienie. Czekałem na to, że po prostu nagle obudzę się rano i będę kochał wszystkie dzieci - i będę marzył o naszym dziecku... Ale Bóg tego dla mnie nie zrobił.

Zamiast tego zrobił coś innego. Zrozumiałem, że miłość nie jest porywem emocji, które zasłaniają logiczne myślenie i nie widzi się wtedy problemów. Owszem, miłości często toważyszą duże emocje, ale miłość, to nie uniesienie emocjonalne. Zrozumiałem, że miłość do drugiego człowieka, to moja decyzja, jak chcę go traktować. Zrozumiałem, że żadne uczucie nie spadnie na mnie, jak grom z jasnego nieba, ale to ja muszę podjąć jednoznaczną i wiążącą decyzję.

Minęło kilka miesięcy, kiedy to prosiłem Boga o siłę do tej decyzji. I w końcu zdecydowałem: chcę pokochać nasze dziecko. Być może dla wielu osób brzmię teraz śmiesznie, bo ta decyzja przyszła im automatycznie... Ale dla mnie to była jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu! Być może ktoś uzna mnie za nieczułego odmieńca, skoro nie były to moje odruchowe pragnienia. Powiem więcej - sam siebie chwilami tak oceniałem... Ale przyszedłem z tym do Boga i po tym, co zrozumiałem, po walce, którą stoczyłem z własnym "ja" (wierzę, że Bóg dodał mi w tym sił), podjąłem decyzję miłości.

Czy strach ustąpił? Nie. Ale teraz był to już inny rodzaj strachu. Bardziej jak mobilizacja przed ważnym wyzwaniem, a nie jak coś, przed czym chciałbym uciekać. Mógłbym długo opowiadać, jak powoli, kiedy żona była w ciąży, rodziły się w moim umyśle również uczucia (nie tylko sucha decyzja). Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że najwięcej tych ciepłych uczuć rodziło się nie dlatego, że dziecko jest cząstką mnie, ale dlatego, że jest cząstką mojej żony... Mogę śmiało powiedzieć, że to miłość do żony rodzi miłość do dziecka.

A teraz nasza córeczka ma już ponad roczek i... kocham ją. Naprawdę! Gdybym bazował tylko na emocjach, które na mnie spłyną, byłbym bardzo zmienny. Bo w życiu rodzica są chwile, kiedy człowiek już nie ma siły, kiedy emocjonalnie jest po prostu zmęczony. Ale miłość, to decyzja, która sprawia, że mam dla naszego dziecka zawsze szczery uśmiech. Nie muszę się zmuszać do tego, żeby się razem bawić, cieszyć... Ciepłe emocje jak najbardziej są, ale one są efektem określonej decyzji.

Piszę to wszystko dlatego, że myśl o miłości do bliźnich jest czasami nie do przełknięcia. No bo jak mam kochać kogoś, kogo... nie kocham?! A jeśli mówimy, że bliźnim jest też osoba, która nie koniecznie jest dla nas super sympatyczna, to wydaje się to zadanie nieosiągalne... Ale miłość do drugiego człowieka, to moja osobita decyzja, jak postanawiam go traktować. Jeszcze zanim okaże się, jak ten człowiek się do mnie odnosi, warto zdecydować, jak ja chcę się odnosić do niego. I lepiej zrobić to zanim emocje wezmą górę, bo w emocjach źle się podejmuje decyzje.

Takie jest przynajmniej moje doświadczenie. Mam nadzieję, że będzie dla kogoś pomocne.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr paź 29, 2014 3:11 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr maja 20, 2009 11:11 am
Posty: 527
Lokalizacja: Białystok
Parabolo, w wolnej chwili możesz też zapoznać się z moimi dwoma artykułami w tym temacie:
http://www.kuzbawieniu.pl/artykuly/rozw ... bie-samego
http://www.kuzbawieniu.pl/artykuly/rozw ... amarytanin

Biblijny, witaj na forum i dzięki za świadectwo o miłości do dziecka.

_________________
"Albowiem nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą KU ZBAWIENIU każdego, kto wierzy" Rzym. 1:16; www.kuzbawieniu.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr paź 29, 2014 5:32 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr wrz 17, 2014 5:38 pm
Posty: 43
Bracia, bardzo dziękuję za Wasze odpowiedzi (i artykuły)! Już mi się poukładało w głowie. Jak to dobrze, że jesteście :)

Poczytałam więcej o kłamstwie (dziękuję za odsyłacze do Biblii i artykułu) i widzę, że mam problem. Na co dzień nie chodzi o wielkie sprawy, ale o malutkie, "grzecznościowe". Dzwoni koleżanka, wyraźnie potrzebuje pogadać, nagle w potok słów wtrąca "ale czy przypadkiem nie przeszkadzam? masz czas rozmawiać?", a u mnie wtedy w głowie ścierają się myśli, bo akurat wtłaczam zupę w niemowlę, drugie dziecko sterczy nade mną wyczekująco z zabawkami, najchętniej skończyłabym rozmowę, ale co mam powiedzieć? Wbrew wszystkiemu mówię, że mam czas i wysłuchuję żali przez 30 min, a przez następne 30 zeskrobuję jedzenie rozsmarowane wszędzie dookoła i zbieram zabawki rozrzucone przez obrażoną starszą córkę... Poświęcenie czasu koleżance jest poczytane przez Boga jako akt miłości wobec bliźniego, czy kłamstwo z mojej strony? Przepraszam za tak błahy przykład, ale ja naprawdę nie wiem :oops:

Biblijny, bardzo dziękuję za świadectwo. Nawet nie wiesz, jak bliskie jest mi to, co opisałeś. Pragnęłam dziecka, ale kiedy już się urodziło, czułam totalną pustkę emocjonalną. Potrzebowałam czasu i musiałam włożyć świadomy wysiłek w pokochanie córki (może to była depresja poporodowa - nie wiem?). Z czasem uczucia się "rozbuchały" i wszystko było dobrze. Potem ponownie zaszłam w ciążę i pojawił się strach - czy będę umiała pokochać drugie dziecko? Jaką miłością je obdarzę, skoro mam już tę swoją małą, najsłodszą na świecie kruszynkę? A potem urodziła się druga córka. Nie przesadzę pisząc, że była to z mojej strony miłość od pierwszego wejrzenia. Kocham tego niemowlaczka z każdym dniem coraz mocniej, chociaż oczywiście zdarzają mi się kryzysy w czasie ciężkich nocy czy przeciągających się okresów pod tytułem "muszę być na rączkach albo będę płakać!". Wiem, że pojawienie się rodzeństwa to dla starszej córki trudny czas, stąd pewnie m. in. problemy z jej zachowaniem, ale modlę się o to, żebym miała więcej cierpliwości do niej, bo nie chcę zniszczyć naszych relacji.


Ostatnio edytowano Pt paź 31, 2014 9:15 am przez parabola, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr paź 29, 2014 5:56 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
parabola napisał(a):
Na co dzień nie chodzi o wielkie sprawy, ale o malutkie, "grzecznościowe". Dzwoni koleżanka, wyraźnie potrzebuje pogadać, nagle w potok słów wtrąca "ale czy przypadkiem nie przeszkadzam? masz czas rozmawiać?", a u mnie wtedy w głowie ścierają się myśli, bo akurat wtłaczam zupę w niemowlę, drugie dziecko sterczy nade mną wyczekująco z zabawkami, najchętniej skończyłabym rozmowę, ale co mam powiedzieć? Wbrew wszystkiemu mówię, że mam czas i wysłuchuję żali przez 30 min, a przez następne 30 zeskrobuję jedzenie rozsmarowane wszędzie dookoła i zbieram zabawki rozrzucone przez obrażoną starszą córkę... Poświęcenie czasu koleżance jest poczytane przez Boga jako akt miłości wobec bliźniego, czy kłamstwo z mojej strony? Przepraszam za tak błahy przykład, ale ja naprawdę nie wiem
Parabolo, Twój przykład jest po prostu z życia wzięty, bo takich sytuacji każdy z nas przeżywa mnóstwo. Czy w tej sytuacji skłamałaś? Oczywiście, że tak. Pokutuj przed Panem (czyli wyznaj Mu grzech, poproś o przebaczenie, odwróć się od grzechu), a następnie proś Pana, żeby więcej się nie powtarzał. Chodzi w tym wypadku o dwie sprawy:

1. Niewłaściwie ustawione priorytety.
2. Problem z odmową koleżance, żeby jej nie urazić.

Ponieważ Twoja koleżanka nie stoi w tej chwili na stołku z pętlą na szyi, ani w oknie na 10 piętrze (przepraszam za ekstremalne przykłady, ale chodzi o dobitność), a Twoje sprawy wymagają załatwienia TERAZ, po prostu musisz wybrać to, co zrobić NAJPIERW. Przecież nie musisz odmawiać koleżance rozmowy w ogóle - można się umówić na bardziej dogodną chwilę. Poświęcenie czasu głodnemu dziecku jest po prostu ważniejsze na ten moment.

Jeszcze jedna uwaga: Ludzki egocentryzm nie zna granic. Jeśli taka czy inna koleżanka przyzwyczai się do tego, że masz dla niej czas w dowolnym momencie, to będzie dzwonić coraz częściej i o coraz dziwniejszych porach.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Śr paź 29, 2014 7:55 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Och, Parabolo ( a w ogóle też witam Cię serdecznie :D )jak ja Cię dobrze rozumiem! Też mam problemy z odmawianiem i uczę się tego. Jak napisał Smok- kwestia priorytetów. Ja dawałam się wykorzystywać w pracy. Nie umiałam odmówić szefowej ani koleżankom, które prosiły o pomoc. I to jest prawda- ludzki egocentryzm nie zna granic. A nawet powiedziałabym : zwykły egoizm. Jeśli ktoś zauważał, że jestem miła, nie odmawiam, chętnie pomagam to wykorzystywał to maksymalnie. Jak już w końcu nie wytrzymałam i zaczęłam odmawiać, reagowano zdziwieniem, oburzeniem i...obrazą! Natomiast nie zauważyłam przejawów..wdzięczności.
Trudno. Trzeba się też jakoś uodpornić na wrabianie w poczucie winy. Np. "jak nie pojedziesz na ten konkurs z dziećmi, to zrobisz im krzywdę, bo nie uniemożliwiasz im rozwój..nie dbasz o ich zainteresowania....", "nie pojedziesz na ten pogrzeb kogoś tam z rodziny koleżanki z pracy..? No wiesz, będzie jej tak przykro..." itp..
Co do kłamania w takich sytuacjach...oj, chyba muszę zacząć pokutę...Zdarza mi się nie mówić prawdy(nie tyle kłamać, co pomijać milczeniem) niektóre rzeczy, żeby kogoś nie urazić. No bo tak się zastanawiam...Mam koleżankę, która wydaje się bezradna i "uczepiła" się mnie jak rzep psiego ogona, za przeproszeniem i chce, abym wszystko robiła za nią. Na początku myślałam, że pomogę jej dwa, trzy razy a potem sama sobie poradzi. Ona nauczyła się jednak biegać do mnie za każdym razem i w końcu zorientowałam się, że po prostu jej wygodnie "nie umieć" czegoś (po co, skoro ktoś inny za nią zrobi). Zaczęłam jej odmawiać. Pyta mnie, czemu nie chcę jej pomagać? I co? Mam powiedzieć prawdę, co ja o tym myślę? Że zwyczajnie mnie wykorzystuje? Wiem, że powiedzenie prawdy( nawet w najłagodniejszej wersji) w tym momencie sprawi, że koleżanka się na mnie obrazi, będzie mocno urażona i prawdopodobnie będzie się mścić. A może trzeba płacić taką cenę? Problem w tym, że gdybym tak miała mówić prawdę ludziom ze świata, to chyba musiałabym się z tego świata...całkiem wypisać. Człowiek musi jakoś trwać w środowisku ludzi niewierzących, otoczony nieżyczliwymi "egocentrykami", jakoś wytrzymywać. Mówienie prawdy narobiłoby mi tylko wrogów. Sorry, że tak się wtrąciłam, może za bardzo odbiegam od tematu...Mamy mówić prawdę sobie nawzajem i to byłoby super, ale niestety ludzie wcale tej prawdy słyszeć nie chcą, łatwo się obrażają, a potem działają na szkodę osoby, na którą się obrazili (zwyczajnie się mszczą). Nauczyłam się już grzecznie odmawiać....bez podawania przyczyny odmowy. "Nie, nie pasuje mi". "Nie, przykro mi, nie mogę". Ale jak ktos pyta, czemu, nie tłumaczę "bo czuję, że mnie wykorzystujesz" czy "Bo już parę razy mnie okłamałaś i oszukałaś"....Czy grzeszę?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt paź 31, 2014 9:23 am 
Offline

Dołączył(a): Śr wrz 17, 2014 5:38 pm
Posty: 43
Smoku, Owieczko bardzo dziękuję za Wasze odpowiedzi.

Owieczko, tak sobie myślę, że nie jesteś dzieckiem żebyś się musiała komukolwiek z czegokolwiek tłumaczyć, kiedy odmawiasz. Na natarczywe "dlaczego nie?" zawsze można odpowiedzieć "nie mam ochoty o tym rozmawiać" i to powinno dość skutecznie zamknąć usta drugiej osobie. Taka odpowiedź chyba będzie zgodna z prawdą?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt paź 31, 2014 11:48 am 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
Owieczka napisał(a):
Nauczyłam się już grzecznie odmawiać....bez podawania przyczyny odmowy. "Nie, nie pasuje mi". "Nie, przykro mi, nie mogę". Ale jak ktos pyta, czemu, nie tłumaczę "bo czuję, że mnie wykorzystujesz" czy "Bo już parę razy mnie okłamałaś i oszukałaś"....Czy grzeszę?
Moim zdaniem nie. Masz prawo do odmowy zeznań. Byle to zrobić kulturalnie i z szacunkiem, bo to jesteśmy winni wszystkim ludziom. Lepiej powiedzieć mniej, niż powiedzieć więcej i skłamać. Z każdego nieużytecznego słowa zdamy sprawę [Mat. 12:36].

Być może odpowiedź "nie mam ochoty o tym rozmawiać" byłaby zbyt obcesowa.

"Łagodna odpowiedź uśmierza gniew, lecz przykre słowo wywołuje złość" [Przyp. Sal. 15:1]

Zawsze można odpowiedzieć: "Po prostu nie mogę". Albo obrócić sytuację w żart, mówiąc: "Przysługuje mi prawo do odmowy zeznań" - to jest również pewna sugestia, że pytający posuwa się zbyt daleko. Można powiedzieć: "Zróbmy to razem, pomogę ci". Można również odpowiedzieć pytaniem: "Dobrze, ale zrobisz za mnie to i to, kiedy nie będę mogła?" - to jest dla egocentryków trudne pytanie, ponieważ będą musieli coś z siebie dać. Możliwe, że wtedy zrezygnują i pójdą polować na innego "jelenia". To takie pomysły na gorąco. :)


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pt paź 31, 2014 2:28 pm 
Offline

Dołączył(a): Śr lip 16, 2008 2:02 pm
Posty: 1952
Cytuj:
Zwsze można odpowiedzieć: "Po prostu nie mogę". Albo obrócić sytuację w żart, mówiąc: "Przysługuje mi prawo do odmowy zeznań" - to jest również pewna sugestia, że pytający posuwa się zbyt daleko. Można powiedzieć: "Zróbmy to razem, pomogę ci". Można również odpowiedzieć pytaniem: "Dobrze, ale zrobisz za mnie to i to, kiedy nie będę mogła?" - to jest dla egocentryków trudne pytanie, ponieważ będą musieli coś z siebie dać. Możliwe, że wtedy zrezygnują i pójdą polować na innego "jelenia". To takie pomysły na gorąco. :)


Super :D Fajne te pomysły na gorąco. Ja chyba jestem za mało kreatywna....Wypróbuję przy najbliższej okazji. Dzięki.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: N lis 02, 2014 7:11 am 
Offline

Dołączył(a): So kwi 01, 2006 3:38 pm
Posty: 909
Ja chciałem wrócić jeszcze to trzech pierwszych postów.
Nie za bardzo rozumiem dlaczego Biblijny.net uważa, że Łuk. 10 to przypowieść, a nie historia ?

Jak się czyta Łuk 10:36-37 to wychodzi, że bliźnim jest ten, który pomógł pobitemu.
Dlatego parabola dobrze wnioskuje pisząc:
parabola napisał(a):
Ja to rozumiem następująco: 2) bliźnim pobitego okazał się Samarytanin, który się nim zaopiekował;
Natomiast błąd, który popełniacie to postawienie znaku równości pomiędzy sformułowaniem : "miłość", a "miłowanie bliźniego swego jak siebie samego". Dla mnie to są różne określenia one nie znaczą tego samego.
Konsekwencją tego błędu oraz - nie wzięcia pod uwagę innych wersetów Pisma - był wniosek paraboli
parabola napisał(a):
Idąc dalej tym tropem, [Mt 22:39] "[...] Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego" wcale nie nakazuje nam miłowania wszystkich dookoła bez wyjątku...

Miłować mamy nawet nieprzyjaciół ( wszystkich dookoła ), ale bliźnich mamy miłować tak jak siebie samego. Po prostu jest różnica, tego kto mnie krzywdzi nie muszę obdarzać taka samą miłością, jak brata w kościele, czy bliżniego.
Smok Wawelski napisał(a):
Podsumowując, każdy człowiek jest naszym bliźnim.

Nie, nie każdy człowiek jest naszym bliźnim, ale każdy może być naszym bliźnim, tak jak dla Żydów bliźnim okazał się Samarytanin.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn lis 03, 2014 1:31 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
wujcio napisał(a):
Miłować mamy nawet nieprzyjaciół (wszystkich dookoła), ale bliźnich mamy miłować tak jak siebie samego. Po prostu jest różnica, tego kto mnie krzywdzi nie muszę obdarzać taka samą miłością, jak brata w kościele, czy bliżniego.
Przyznam, że nie bardzo rozumiem, dlaczego dzielisz ludzi na 3 grupy: 1. Nieprzyjaciół (wszystkich dookoła), 2. Bliźnich i 3. Braci - przynajmniej tak zrozumiałem Twoją wypowiedź. Przecież nie wszyscy dookoła są naszymi nieprzyjaciółmi. Z kolei jeśli odróżnimy bliźniego od brata, to czyż nie zrobimy tego samego, co uczony w Piśmie, który "chciał się usprawiedliwić"? Sam piszesz, że bliźnich mamy miłować jak siebie samego - i słusznie, bo tak jest napisane. Pan Jezus pokazał, że Samarytanin, który "z definicji" był dla Żyda nieczysty, był dla Żyda bliźnim i dlatego uczony w Piśmie nie mógł się usprawiedliwiać, że ludzie, którymi on pogardza, nie są jego bliźnimi. Chyba umknął Ci sens tej przypowieści.

wujcio napisał(a):
Smok Wawelski napisał(a):
Podsumowując, każdy człowiek jest naszym bliźnim.

Nie, nie każdy człowiek jest naszym bliźnim, ale każdy może być naszym bliźnim, tak jak dla Żydów bliźnim okazał się Samarytanin.
Nie, tekst Ewangelii tego nie mówi. Przeczytaj powoli i uważnie pytanie zadane Jezusowi w wersecie 29 i odpowiedź podsumowującą przypowieść w wersetach 36-37. W zależności od polskiego przekładu, pytanie Jezusa brzmi:

"Który z tych trzech, zdaniem twoim, był bliźnim temu, który wpadł w ręce zbójców?" [BW]
Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? [BT]
Któryż tedy z tych trzech zda się tobie bliźnim być onemu, co był wpadł między zbójców? [BG]

W oryginale mamy "ginomai" (okazał się być) w sensie pokazania tego, kim już się jest:

http://www.blueletterbible.org/lang/lex ... 1096&t=KJV

Cała przypowieść jest odpowiedzią na pytanie "Kogo mam miłować jak siebie samego, a kogo mogę nie miłować w ten sposób?" Bliźnim był Samarytanin, który zajął się pobitym tak, jakby chciał, żeby każdy inny postąpił wobec niego. Na końcu Pan Jezus mówi do uczonego w Piśmie, który chciał się usprawiedliwić: "Idź i czyń podobnie". Podobnie jak kto? Jak Samarytanin. Ja z tej przypowieści nie wnioskuję potwierdzenia dla motywacji pytającego, który chciał sobie "odpuścić" miłowanie pewnych ludzi, bo mu tak nie pasowało.

Samarytanin pomógł komuś, kto nim gardził, kto nie chciał z nim przebywać i uważał go za nieczystego. Idź i czyń podobnie, wujciu. 8)


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn lis 03, 2014 3:36 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz mar 31, 2005 5:14 pm
Posty: 910
Lokalizacja: Świnoujście
Jesli mozna... Wujcio chyba troche racji ma, ale moze źle ujal pewne rzeczy. No bo z 3 ludzi bliznim okazal sie jeden, czyli pozostali dwaj nie zostali nazwani przez Jezusa bliznimi. Ten jeden okazal sie bliznim nie dlatego, ze byl Samarytaninem, tylko dlatego, ze pomogl potrzebujacemu. Jesli ktos by mi nie pomogl w podobnej sytuacji, ja raczej nie nazwalabym go bliznim...

_________________
Poznanie nadyma.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: Pn lis 03, 2014 5:24 pm 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt kwi 01, 2005 9:30 pm
Posty: 8611
Lokalizacja: Kraków
A czy w takim razie słowa Jezusa "Idź i czyń podobnie" nie oznaczają po prostu "Bądź bliźnim nawet dla tych, którzy nie chcą być bliźnimi dla ciebie"?

Poza tym, Samarytanin pomógł potrzebującemu dlatego, że był jego bliźnim, a nie okazał się bliźnim w wyniku tego, że pomógł. Moim zdaniem przypowieść nie jest tak skonstruowana, żeby ułatwić słuchaczom stwierdzenie, że nie muszą wszystkich miłować jak siebie samych, bo nie wszyscy są bliźnimi. Gdyby tak było, to właściwie Jezus wyszedłby naprzeciw uczonemu w Piśmie, który chciał się usprawiedliwić.

Być może, uczony w Piśmie pragnąc się usprawiedliwić chciał skorzystać z tego, że przykazanie Tory wydawało się traktować jako "bliźnich" wyłącznie "synów twojego ludu" oraz "braci":

"Nie będziesz szerzył oszczerstw wśród ludu swojego i nie będziesz nastawał na życie swego bliźniego; Jam jest Pan. Nie będziesz chował w sercu swoim nienawiści do brata swego. Będziesz gorliwie upominał bliźniego swego, abyś nie ponosił za niego grzechu. Nie będziesz się mścił i nie będziesz chował urazy do synów twego ludu, lecz będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Jam jest Pan!" [III Mojż. 19:16-18]

Czyli jeśli to przykazanie dotyczy wyłącznie Izraela, uczony w Piśmie mógłby szerzyć oszczerstwa, nastawać na życie, chować w sercu nienawiść, mścić się i chować urazę do wszystkich pogan (nie-Żydów) i nie musiałby miłować ich jak siebie samych.

A tu przychodzi Prawodawca, interpretuje przykazanie i... surprise!

W dodatku w nauce apostolskiej mamy potwierdzenie tej interpretacji "otwartym tekstem":

"Nikomu złem za złe nie oddawajcie, starajcie się o to, co jest dobre w oczach wszystkich ludzi. Jeśli można, o ile to od was zależy, ze wszystkimi ludźmi pokój miejcie. Najmilsi! Nie mścijcie się sami, ale pozostawcie to gniewowi Bożemu, albowiem napisano: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę, mówi Pan. Jeśli tedy łaknie nieprzyjaciel twój, nakarm go; jeśli pragnie, napój go; bo czyniąc to, węgle rozżarzone zgarniesz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj" [Rzym. 12:17-21]


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Dział zablokowany Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 24 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 27 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL