Pozdrawiam w imieniu Pana Jezusa!
Świadectw jest wiele, ale najważniejsze to oczywiście nowonarodzenie. Od tego zacznę.
Pan otworzył moje oczy w 2001 roku, poznałem pewną osobę, zwiastowała mi Słowo. Byłem wtedy na drugim roku studiów, mialem za sobą kilkuletnią przygodę z używkami (trawka, amfetamina), dużo balowałem, koledzy i towarzystwo to było moje życie. Jako nastolatek mieszkając w małym mieście to była jedyna rozrywka, sam wciągałem w to innych, liczyła się tylko dobra zabawa. Rodzice niczego nie widzieli, uczyłem się nie najgorzej, pomagałem im w obowiązkach, ale, w wolnym czasie w głowie miałem tylko kumpli i imprezy. Wychowany w rodzinie tradycyjnej jako dziecko miałem swoja wrażliwość w sprawach modlitwy, chodzenia o kościoła etc, jednak jako nastolatek przestałem zupełnie o to zabiegać.
I tak trafiłem do dużego miasta na studia. Swoboda, wolność, akademik, towarzystwo, zaraz znalazłem "swoich" i tak impreza za imprezą. W czasach trzeźwości zacząłem zdawać sobie sprawę że brnę w złą stronę. Ponieważ moja mama rozeszła się z ojcem kiedy byłem zaledwie rocznym dzieckiem z powodu jego alkoholizmu i konsekwencji tego nałogu (kryminał), wiedziałem pasjonując się genetyką, że mam "skłonności do nałogów" i często sobie powtarzałem, że nie chcę być taki jak mój biologiczny ojciec.
Niestety stawałem się do niego coraz bardziej podobny. Wmawiałem sobie, że u mnie to jeszcze nie nałóg, że z tym wszystkim zerwę kiedy chcę, jednak stawałem się niewolnikiem tych wszystkich używek oraz tego stylu życia.
Przyszedł taki dzień po zakończonym semestrze i ostrej imprezie że zapragnąłem iść do kościoła. Studencki kościół, chciałem w samotności się pomodlić o swoje życie. Powiedziałem wtedy Panu że sobie z tym nie radzę, że imprezy i to wszystko jak żyje bardzo mnie wciągnęło, że nie potrafię żyć inaczej i prosiłem Pana że jeśli ma taką moc to niech mnie zmieni bo sam nie potrafię..
Po kilu dniach, może tygodniu byłem w rodzinnym domu, ferie i pewnego dnia wstałem z łóżka z totalnym brakiem motywacji do czegokolwiek. Towarzyszył temu silny lęk i depresja. Nie potrafiłem zrozumieć co się ze mną dzieje, zawsze miałem mnóstwo energii, sam zarażałem nią innych. To uczucie narastało, miałem nawet ochotę targnąć się na własne życie. Biłem się z myślami o co chodzi, co się ze mną dzieje, bałem się że zwariuje. Modliłem się i prosiłem Pana o pomoc ale nie miałem wiary że pomoc uzyskam. W tej sytuacji uświadomiłem sobie że to na pewno wina używek więc postanowiłem z nimi zerwać. Praktycznie z dnia na dzień, przestraszyłem się naprawdę na serio.
Kumple z którymi imprezowałem nie mogli mnie zrozumieć, zaczęli się odsuwać ode mnie. Jednak w mojej głowie była ostra walka i silna depresja. Dzięki Panu (dziś to wiem) jeden znajomy z rodzinnego miasta przyjechał do pracy do Poznania i wciągnął mnie do pracy w restauracji.
Nie mailem czasu za dużo myśleć i jakoś tak mijały tygodnie i miesiące i moja kondycja się poprawiała. Dalej studiowałem i równocześnie pracowałem, nie miałem czasu na kumpli i nie musiałem się tłumaczyć dlaczego z nimi nie imprezuje.
Najważniejszy przełom nastąpił po około roku od tego wszystkiego, tak jak pisałem na początku poznałem pewną osobę, studiowaliśmy razem.
Była chrześcijanką, zaczęła opowiadać mi o Chrystusie. Wiecie że po raz pierwszy zrozumiałem że Jezus umarł też za MOJE grzechy!? Zawsze myślałem że za grzech pierworodny. Nie potrafiłem tego pojąć jak ktoś tak sprawiedliwy może oddać swoje życie za kogoś takiego jak ja..
Zostałem zaproszony na nabożeństwo, oczywiście bałem się pójść, myślałem że to może jakaś sekta. Zabrałem notatki za studiów żeby się za nimi "schować" w razie czego i obserwować. Jednak Pan zaczął działać. Zobaczyłem ludzi wielbiących Pana, słyszałem szczere modlitwy prosto z serca, żadnej liturgii, tylko Słowo Boże. Potem były jeszcze z dwa, może trzy nabożeństwa, każde Słowo czy to pieśni czy kazania trafiało w moje serce. Zapragnąłem się pomodlić, wciąż jednak miałem mnóstwo pytań, co z moim życiem, co z depresją którą miałem, kim jestem?
I wiecie co? Kiedy się modliłem Pan przypomniał mi ten kościółek studencki i moją modlitwę żeby Pan wyrwał mnie z mojego nałogu i zamiłowania do imprez! To był jedyny sposób.. W tamtej chwili podziękowałem Panu i oddałem Jemu swoje życie w modlitwie.
Pan dał mi taki pokój i radość której nie potrafiłem opisać. jakby ktoś odciął mi "kulę u nogi", czułem się że Pan mnie trzyma w swoich rękach i nawet śmierć nie była mi lękiem.
Przestałem się bać, troszczyć o to czy mi się powiedzie w życiu, zaufałem Panu. Pan dał pragnienie dzielenia się Nim, nie wiedziałem skąd mam tyle wiedzy na Jego temat. Chłonąłem Boże Słowo i chciałem przekazywać je ludziom nie zbawionym.
I w tym miejscu na tyle. Chcę oddać chwałę Bogu za to co uczynił w moim życiu, to Jego dotknięcie to sprawiło, On jest, żyje i daje się znaleźć tym którzy szczerym sercem go wzywają a ponadto kiedy rozpoczyna w nas dzieło to wierzę, że prowadzi je do końca, tak jak obiecał.
Ale to innym razem bo to inne świadectwo a czas spać
