Ido, cieszy mnie i buduje Twoje spokojne podejście do tematu. Naprawdę.
Ida napisał(a):
Nie będę ukrywać, że dar Ducha jakim jest mówienie językami, to dla mnie trudny orzech do zgryzienia. Jak już wcześniej napisałam, brak mi doświadczeń charyzmatycznych.
A czym Ty chcesz ten orzech zgryźć? Czyżbyś chciała duchowe sprawy mierzyć cielesną miarą? Bo intelektualnie jesteśmy w stanie jakoś zbliżyć się to tematu, ale istotą sprawy jest właśnie doświadczenie, które po prostu trzeba przeżyć. Intelektualnie możesz wyczytać, że Pismo nakazuje się o ten dar starać, dążąc do miłości przede wszystkim [I Kor. 14:1-5]. Jeśli wierzysz Słowu Bożemu, to się staraj. Staraj się u Boga, a nie u ludzi, ponieważ to Jezus chrzci Duchem Świętym i ogniem [Mat. 3:11]. Bóg widzi serce człowieka i wie, jakie są nasze motywacje takich starań. Jeśli Twoje motywacje są czyste i zwracasz się do Ojca, to nie da Ci skorpiona, gdy prosisz Go o jajo. Poniżej trochę więcej o tym napiszę.
Ida napisał(a):
Zastanawia mnie fakt, że w sumie o tym darze PŚ mówi niewiele. Traktuje o tym dogłębnie tylko 1 Koryntian rozdział 14.
W Dziejach Apostolskich jest kilka fragmentów na temat języków, a Dzieje to również część PŚ - tyle, że bardziej praktyczna niż doktrynalna. Ale natchniona. Najwyraźniej Bóg uznał, że tyle, ile napisał na ten temat w Biblii, powinno nam wystarczyć. Mnie, który musiałem się również zastanowić, sprawdzić i miałem swoje obawy, w końcu też musiało kiedyś wystarczyć. I Pan Bóg mnie obdarował.
Ida napisał(a):
Żyjemy w czasach, w których nie brakuje "fałszywych proroków, wprowadzających w błąd". Nie brakuje też zwiedzenia. Takie niekorzystne zjawiska powodują, że przejawiam daleko idącą ostrożność w akceptowaniu wszystkiego, co jawi jako duchowe, a może pochodzić od "anioła światłości". Wolę dmuchać na zimno. Nie mam nic przeciwko darom Ducha, ale muszę jeszcze ten temat przepracować.
Ja Ci się wcale nie dziwię. Ostrożność jest wskazana. Dlatego jeśli w tej sprawie ktokolwiek mówiłby Ci rzeczy sprzeczne ze Słowem Bożym, należy to odrzucić. Chodzi o to, żeby również nie słuchać tych, którzy mówią na ten temat coś, co sami wpisują do Słowa Bożego, ponieważ mają założenia z góry odrzucające możliwość działania charyzmatów w dzisiejszych czasach. Przegięcie w obydwóch kierunkach prowadzi na manowce.
Fakt, że istnieją fałszywe proroctwa, nie dowodzi nieistnienia prawdziwych. Wręcz przeciwnie. Fakt istnienia fałszu nie dowodzi nieistnienia prawdy. Wręcz przeciwnie. Fakt istnienia zwiedzenia nie dowodzi nieistnienia prawdziwego biblijnego nauczania. Wręcz przeciwnie. Dlatego Słowo Boże zachęca do szukania prawdy do skutku i podaje sposoby zabezpieczenia się przed fałszem. Natomiast podjęcie jakichkolwiek działań z definicji oznacza pewne ryzyko. Chodzi o to, żeby je zminimalizować, a nie o to, żeby nie podejmować żadnych działań, bo wtedy nic nie ryzykujemy. Zgadza się?
Ida napisał(a):
Może. Mnie się tak nie wydaje. Jak się nie ma tego, co można stracić ... to raczej nie traci się nic.
Hm, według tej zasady najlepiej nie mieć nic, bo wtedy nic nie można stracić. Ale skoro Słowo Boże mówi, żeby się o coś starać (i to usilnie), to by znaczyło, że celowy brak starania byłby równoznaczny z nieposłuszeństwem, prawda?