"Zjadanie żaby" nigdy nie jest przyjemne, ale lepiej zrobić to niż zostawić kościół w stanie społeczności światłości z ciemnością i wierzących z niewierzącymi. Przecież to jest nierówne jarzmo [II Kor. 6:14-18].
Wątpliwości co do nowego narodzenia trzeba rozwiać - nawet, gdyby się okazało, że ochrzczono kogoś nieodrodzonego. Wtedy pokuta starszych i to przed zborem. Zamiatanie pod dywan i "nie ruszanie sprawy" jest najgorszą z możliwych opcji.
Moim zdaniem jak najbardziej trzeba zapytać o świadectwo narodzenia na nowo z Ducha (nie nawrócenia, bo można się źle zrozumieć - patrz Przemas). To, że ktoś jest przekonany o swoim nowym narodzeniu, ponieważ je błędnie definiuje (Wyszedł do przodu, podniósł rękę, przyjął określony zestaw poglądów, został ochrzczony, jest członkiem zboru itd.) wcale nie dowodzi, że ma w sobie Boże życie.
Życie powinno być widać w świadectwie (nie wyznawaniu poglądów, tylko w konkretnej zmianie życia). Ba, nawet rodzina powinna zauważyć zmiany w człowieku, który się narodził na nowo. Powinien to zauważyć świat - koledzy w pracy, opór otoczenia uciekającego przed światłością, a czasem nawet prześladowania. Decyzje, płacenie ceny, stosunek do grzechu, stosunek do Słowa Bożego - to wszystko powinno być WIDAĆ, SŁYCHAĆ I CZUĆ.
Owoce upamiętania nie są "tajne" i miasto na górze ukryć się nie może. Ja rozumiem, że można poczekać, ale czekanie latami na jakikolwiek owoc oznaczałoby, że coś jest głęboko nie tak.
Jeśli starsi nie mają jednomyślności, to niech porozmawiają na temat jej przyczyn - bo gdyby któryś z nich "widział niewidzialne owoce" dlatego, że osoba, co do której są wątpliwości, jest jego krewnym, to należałoby porozmawiać na temat obiektywizmu, sumienia i bojaźni Bożej. Jeśli jest aż tak źle, że na obiektywizm nie można liczyć, to mamy kolejny problem i taki starszy powinien się dobrowolnie podać do dymisji, a już na pewno wyłączyć się z oceny sytuacji w ramach kolegium starszych.
Jeśli starsi są jednomyślni, a zbór ma inne zdanie, to powstaje pytanie dlaczego tak się dzieje. Przecież owoc życia powinien być widoczny. Może starsi i zbór inaczej rozumieją pojęcie "owocu" i przydałoby się nauczanie w oparciu o Słowo Boże, a nie własne preferencje?
ppajda napisał(a):
A jeśli by była u wszystkich jednomyślność: czy można w ogóle komuś w takim kontekście odmówić uczestniczenia w Wieczerzy Pańskiej (skoro jednak jest wyłącznie "sympatykiem", wbrew temu, co dotąd było przyjęte i nie kwestionowane)? Czy Pismo daje nam też jakieś konkretne instrukcje w takich sytuacjach?
Nie ma biblijnych podstaw do odmawiania komuś uczestnictwa w Wieczerzy Pańskiej, skoro jest w społeczności. Powinien sam siebie osądzić [I Kor. 11:28]. Zbór może najwyżej ostrzec przed niegodnym spożywaniem Wieczerzy. Pogardzanie zborem Bożym [I Kor. 11:22] może polegać nie tylko na tym, że ktoś przychodzi głodny albo pijany na agapę.
"Sympatyka", w którym jakoś nie można się dopatrzyć oznak życia Bożego, należałoby poinformować, że jest martwy. Moim zdaniem dobro Kościoła stoi ponad przyjemnością "sympatyka", który traktuje kościół Boży jak religijną wymówkę dla własnego sumienia - może mu się wydaje, że skoro "chodzi do kościoła", to wszytko z nim w porządku. Ja bym dążył do konfrontacji jego samego z jego własnym sumieniem. Najpierw "po dobroci", a potem pod rygorem zakazu wstępu do miejsca, gdzie gromadzą się ludzie szukający Boga, a nie uciekający przed Nim.