"A my, którzy jesteśmy mocni, winniśmy wziąć na siebie ułomności słabych, a nie mieć upodobania w sobie samych" [Rzym. 15:1] "Wzywamy was też, bracia, napominajcie niesfornych, pocieszajcie bojaźliwych, podtrzymujcie słabych, bądźcie wielkoduszni wobec wszystkich" [I Tes. 5:14]
Owieczko, tam gdzie jesteś słaba, trzeba Cię podtrzymywać - łatwo jest powiedzieć komuś, że zawalił i pójść dalej w przekonaniu, że właśnie "powalczyliśmy z grzechem" (nie własnym, rzecz jasna, tylko cudzym). Masz naszą modlitwę od dawna, o czym dobrze wiesz. Masz chęć realnej pomocy i o tym też wiesz. Teraz widzisz, że Pan Bóg potrafił Cię zaskoczyć odpowiedzią na ten wątek u innych. I chwała Mu za to.
Wszyscy mamy za sobą takie sprawy, którzy żałujemy patrząc wstecz. Chyba, że ktoś jest na tyle młody, że dla niego "wstecz" to jest na razie szkoła albo studia. Tacy niech się uczą na cudzych błędach, żeby zminimalizować własne, których jakąś ilość popełnić muszą, bo na tym między innymi polega nauka.
Ja również bym w pewnych sprawach chciał cofnąć czas - i mówię o czasie po nowym narodzeniu, a nie przed. Podobnie jak Ernest, mam za sobą "wpadki" i popełnione grzechy, które wpłynęły na całą rodzinę (choć jak się domyślam innej natury niż on). Nie podoba mi się również to, że ze względu na stan zdrowia musiałem zawrócić z ostatniego "wyjazdu w Polskę" i zupełnie zmienić "filozofię wyjazdów". Po prostu nie mogę już wyjechać na tydzień i nie spać całymi nocami. Zewnętrzny człowiek niszczeje coraz bardziej i to daje o sobie znać.
W tym wszystkim widzę jednak coś, dzięki czemu mogę nie tylko nie chodzić z głową do tyłu (wiadomo, że to grozi upadkiem), ale nawet z nadzieją patrzeć w przód. To jest BOŻE MIŁOSIERDZIE, które naprawdę nie zna granic. Są sprawy, których nie da się cofnąć, ale widzę, jak Bóg minimalizuje szkody i pozwala modlić się z coraz większą ufnością. Dotyczy to rodziny, kościoła i służby - TERAZ, a nie kiedyś w innym, lepszym świecie.
Nasze dzieci już "wyfrunęły z gniazda" i prowadzą własne życie daleko od nas. Ale doświadczam na własnej skórze prawdziwości słów Pana Jezusa:
"Zaprawdę powiadam wam, nie ma takiego, kto by opuścił dom albo braci, albo siostry, albo matkę, albo ojca, albo dzieci, albo pola dla mnie i dla ewangelii, który by nie otrzymał stokrotnie, teraz, w doczesnym życiu domów i braci, i sióstr, i matek, i dzieci, i pól, choć wśród prześladowań, a w nadchodzącym czasie żywota wiecznego." [Mar. 10:29-30]
Decyzje podjęte kiedyś ze względu na posłuszeństwo Bogu, zwracają się TU I TERAZ jak jakaś "inwestycja", chociaż nie traktowaliśmy ich nigdy w kategoriach interesu z Panem Bogiem. Może właśnie dlatego wejrzał na nas wtedy i dziś. Rezygnacja z kariery naukowej równała się porzuceniu pracy, wiązała się ze skokiem w nieznane oraz ryzykiem - szczególnie w okresie transformacji ustrojowej. Dwa lata bezrobocia i trudności finansowych były, ale w tym czasie powstała Ulica Prosta, ponieważ poza szukaniem pracy miałem dużo wolnego czasu.
I jedno zawsze wiedziałem. Istnieje żywy Kościół. Gdzieś tam. Czasem już traciliśmy nadzieję po tym, jak znowu dostaliśmy "baty od braci i sióstr" (wiemy, jak to boli i teraz te doświadczenia przydają się w usługiwaniu innym). Bóg nie pozwalał mi się poddać i opuścić rąk. I warto było. I będzie warto.
Dlatego na koniec słowo napomnienia do "niesfornych". Jest jeszcze nadzieja. Tylko daj sobie pomóc TU I TERAZ. Są jeszcze ludzie gotowi do poświęceń w imię braterskiej miłości. Nie tylko "gdzieś daleko i nie wiadomo, czy to prawda". Z rozgoryczeniem trzeba zrobić porządek przed Panem. Wykorzystać czas, którego dzieciom już nie będziesz poświęcać na miejscu, dla Niego. Jeśli sensem życia są dla nas nasze dzieci, braci, siostry lub pozostała rodzina według ciała, to jest jakiś poważny problem "na wejściu" i to musi owocować problemami "na wyjściu". Podejmij jeszcze jeden wysiłek i weź urlop, wykorzystaj wolny czas, wyjedź, szukaj Pana, szukaj żywego Kościoła.
"Chodźcie, zawróćmy do Pana! On nas rozszarpał, On nas też uleczy, zranił i opatrzy nasze rany! Po dwóch dniach wskrzesi nas do życia, trzeciego dnia podniesie nas i będziemy żyli przed jego obliczem. Starajmy się więc poznać, usilnie poznać Pana; że go znajdziemy, pewne jest jak zorza poranna, i przyjdzie do nas jak deszcz, jak późny deszcz, który zrasza ziemię!" [Oz. 6:1-3]
Proszę Cię i "zaklinam" (jak pisywał apostoł), odłóż na bok wszystko, co można odłożyć - a jeśli nie widzisz, że można, to poproś o poradę kogoś, kto stoi z boku tego pieca utrapienia i widzi więcej.
|